sobota, 29 listopada 2014

Epilog: Bo nasza gwiazdka okazała się satelitą...

Hala ucichła, koncert się skończył, a oni udzielali już ostatniego wywiadu. 
- A jak tam sprawy sercowe? - pytanie zostało skierowane do najmłodszego członka zespołu.
Smukła dłoń oplotła go w pasie, a głowa dziewczyny opadła na jego ramię.
- W jak najlepszym - odezwała się brunetka, uśmiechając się słodko i całując niewzruszonego chłopaka w kącik ust.
- To by było na tyle. Dzięki - ekipa zaczęła się zwijać. Nathan uwolnił się z uścisku, który po chwili znów się zacisnął. Jak jakieś kleszcze..
- Tamara, puść mnie dobrze? - odparł zmęczonym głosem. Ogólnie cały wyglądał na wypompowanego.
- Nie idziesz z nami się napić?
- Idę spać - odparł.
- Jak będziesz spędzał całe dnie w hotelach nigdy jej nie spotkasz. Nie sądzisz chyba, że stanie w pierwszym rzędzie na koncercie? - prychnęła.
- Nie.. Łudzę się, że pomyli pokoje.


  - Mam cię! - ciało dziewczyny oderwało się od ziemi na skutek pary dłoni trzymającej ją w pasie. Piski, śmiechy... Wszystko to ginęło na zatłoczonej, barcelońskiej aleji.
- Nigdy nie lubiłam tłumów - odezwała się drobna szatynka, marszcząc nieznacznie nos. Ralph zawtórował jej cichym pomrukiem i pociągnął w stronę pobliskiej kawiarni. Chłopak udał się w stronę toalet. Jego uwagę przykuł plakat wiszący na pobliskiej ścianie.
- W mordę..
                                      
- Co to za zamieszanie? - zapytała z uśmiechem stojącego za barem blondyna. Dwudziestokilkulatek zmierzył ją uważnie powolnym spojrzeniem, po czym odwzajemnił gest. Wskazał dłonią plakat zawieszony za jej plecami. Odwróciła twarz i zamarła...
- Chyba ze mnie kpisz... - podniosła oczy do góry.
Nie czekając za swoim towarzyszem wybiegła na ulicę i wpadła prosto na niego...
                                        
Korzystając z zamieszania postanowił wyrwać się na miasto. Spacerując między skrzyżowaniami przeliczał ile w życiu udało mu się osiągnąć, osiągnąć im. Miał szczęście i to duże. Uśmiechnął się pod nosem, nasuwając kaptur głębiej na czoło i płacąc za otrzymaną kawę. Z zamyśleniem kontynuował wędrówkę, gdy drzwi pobliskiego lokalu otworzyły się niespodziewanie, a wybiegająca z nich krótko-obcięta dziewczyna wpadła wprost na niego.
- Cholera! - wykrzyknęli w tym samym czasie.
- Słuchaj, nie chciałem.. - zaczął, ale urwał w pół słowa wpatrując się w otrzepującą się od gorącego napoju dziewczynę.
- Kayla? - spytał wciąż zaszokowany. Ciemnowłosa podniosła na niego oczy, sztywniejąc w jednej chwili. Nath... - Ścięłaś włosy?
- Przepraszam, musiałeś mnie z kimś pomylić - odpowiedziała i próbowała go minąć, w myślach dając sobie porządnego kopa w brzuch za użycie języka angielskiego. Od pół roku posługiwała się tylko hiszpańskim, choć pracowała przecież jako tłumacz w sporym wydawnictwie...
- Nie, nie prawda. Kayla, czekaj! - rzucił się za nią.
- Cori, w porządku? - zza zakrętu wyszedł Ralph.
- Cori? - chłopak stał kompletnie zdezorientowany - Przepraszam.. Ja.. chyba rzeczywiście musiałem cię z kimś pomylić..
                                         
- Nie rozumiesz! Ja muszę tam iść! 
- Po co?! Żeby dać dupy temu palantowi?! Poza tym nie ma już biletów.
- To nie problem - odparła już nieco ciszej.
- Kurde, powiedziałem nie, jasne? - złapał ją za ramiona.
- Nie masz tu nic do gadania - odgryzła się. Zapadła między nimi cisza. Niebieskie tęczówki pilne badały jej twarz, zimne. Te same tęczówki, które jeszcze kilka godzin temu patrzyły na nią z wielką miłością. I te same, które myślała, że jest w stanie pokochać. Puścił ją i bez słowa zostawił w salonie.
Ruszyła za nim do kuchni, chociaż to ostatnie co powinna w tej chwili zrobić, nie mogła wyjść w takiej sytuacji.
- Ralph - położyła dłoń na jego plecach, czując jak mięśnie spięły się pod jej dotykiem, cofnęła dłoń - Proszę...
Odwrócił się w jej stronę.
- Nie idziesz? - wbił w nią chłodne spojrzenie, jak sztylety. Milczała. Skubiąc szramy pozostawione przez przeszłość na jej przegubach.
- Zostaw - rozplótł jej ręce, kładąc swoje dłonie na jej biodrach. - Naprawdę nie chcę żebyś tam szła - westchnął. - Ale nie mogę ci tego zakazać... Po  prostu się boję - dodał po chwili ciszy.
- Czego? - warknęła przez zęby.
- Że wsiądziesz z nimi do samolotu i polecisz - odparła szeptem, odgarniając z twarzy jej krótkie włosy. O wiele za krótkie jak na jego gust...
Westchnęła i przeniosła spojrzenie na jego twarz, chwilę się w niego wpatrując.
- Nigdzie się nie wybieram.
                                            
- Wiedziałem, że to ty.
- Możemy porozmawiać? - Nath uśmiechnął się delikatnie i chwyciwszy ją za dłoń poprowadził do garderoby, gdzie usiedli na wielkiej kanapie.
- Szukałem cię - powiedział by przerwać milczenie.
- Umiem się schować..
- Ale nie przed kofeiną - wymownie spojrzał na jej koszulkę.
- Cholera, nie miałam czasu się przebrać - spuściła z zażenowaniem głowę.
- Nie szkodzi.. Słodko się rumienisz - uniósł jej podbródek, nie przestając patrzeć jej w oczy, jakby czegoś tam usilnie szukał. Speszona odwróciła spojrzenie.
- Bo ja... nawet nie wiem po co tu przyszłam - dokończyła szybko.
Chłopak sięgnął po telefon, odblokowując go i pokazując dziewczynie. Przeniosła na niego wzrok a z jej policzku spłynęła pierwsza łza, którą szybko otarła wierzchem dłoni.
- Nadal to trzymasz? 
- To taka moja nadzieja - odparł. Screen z rozmowy sms-owej:
"Jeżeli się kiedyś spotkamy, spróbujemy? Prawda/fałsz?
Prawda."  Tylko, że oni nie mieli się nigdy spotkać, tylko, że ktoś tam  na górze postanowił po raz kolejny z niej zakpić.
- Nie płacz - Nath objął ją ramionami. Bez zastanowienia wtuliła się w jego tors - jedyne miejsce, gdzie czuła się naprawdę bezpieczna. Jakby to całe bagno nie istniało, byli tylko oni. Szatyn pocałował ją w czubek głowy, kołysząc ich na boki, nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię.
- To wszystko jest takie popieprzone wyszeptała - ocierając zaschnięte łzy z twarzy.
- Jak my.. - odparł przenosząc zielonkawe spojrzenie na jej.
I wtedy nie wiadomo jak? Nie wiadomo, dlaczego? Tak, po prostu się stało i trzeba to zaakceptować, bo czynu się już nie zmieni.
Delikatne zetknięcie spierzchniętych warg, wysuszonych przez czas i tęsknotę. Bezbronne, niewinne zetknięcie, z każdą sekundą przyjmujące coraz to bardziej wygłodniałą formę..
W głowie słyszała jawne "nie" to nie miało się zdarzyć, ale mogło i z tego prawa skorzystało.
Spuściła głowę, wpatrując się usilnie we własne kolana, poczuła delikatne, ciepłe wzorki, kręcone w dole jej pleców przez dłoń chłopaka...
- Ja sobie to wmawiam, to nie dzieje się naprawdę - podniosła twarz na wysokość jego. Milczał. Pokręciła przecząco głowę, gdy poczuła silne uszczypnięcie w prawym boku.
- Ał.. - wymierzyła silnego kuksańca w jego ramię. Podniósł dłonie w geście kapitulacji, uśmiechając się szeroko.
- Czyli to nie sen - ponownie owinął swoje ramiona wokół jej sylwetki, usadawiając ją sobie na kolanach.
- Tylko jakiś wyjątkowo głupi żart. Koszmar - wyszeptała za nim zdążyła ugryźć się w język. Ręka chłopaka zastygła.
- Kayla, bo ja myślałem..
- Cori, zmieniłam imię.
- No, tak.. - westchnął cicho. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, podczas, gdy on złączył ich palce.
- Co tak właściwie do mnie czujesz? - wypalił nagle, kompletnie ją zaskakując.
- Nie wiem.. Cieszę się, gdy jesteś obok i... tęskniłam - wyszeptała na co on potaknął wolno głową. - A ty?
- Pół roku temu powiedziałem ci, że chyba cię kocham, jak idiota przeciskałem się przez lotnisko, szukałem cię w każdym mieście trasy, jak myślisz?
- Myślę, że sobie siebie wmówiliśmy - odparła po dłuższej chwili. - Wmówiliśmy sobie, że nie potrafimy bez siebie żyć, a tak naprawdę to wychodzi nam to na dobre...
Przez chwilę, w spokoju analizował jej słowa.
- Chcesz powiedzieć, że zostaniesz?  - potaknęła głową.
- A ty polecisz.
- Nie chcę cię znowu stracić.. - wybąkał.
- Przecież my nigdy nie byliśmy razem - odparła spokojnie, choć czuła już napływającą falę łez. - Co ja robię? - wyszeptała, zbyt cicho nawet dla niej. Nie spuszczał z niej wzroku.
- Chyba cię kocham - wyszeptała w końcu.
- Chyba nie potrafię bez ciebie żyć - odparł z uśmiechem, by po chwili znów złączyć ich wargi.
- Chyba? - spytała przerywając pieszczotę.
- Na pewno - wydyszał, ponownie zatapiając się w jej usta.

Teraz na przeszkodzie stał już im tylko świat...


                                                                 El Final


Tak trochę mi smutno, bo ucieka ode mnie ważna część życia. Nie tylko ten blog (kto wie? Może jeszcze kiedyś coś się tu pojawi?). Dzisiejszy dzień to koniec pewnego etapu w moim życiu i początek następnego. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.
A Epilog? Usiadłam dzisiaj do laptopa z gotowym zakończeniem w głowie:

" Cicho siedział, czując jak każde słowo dziewczyny ponownie rozrywa ranę w jego sercu.
- Więc to koniec? - spytał, otrzymując w odpowiedzi delikatne skinienie głową.
- Chyba będę dalej wmawiał sobie, że cię kocham - wyszeptał.
- A ja, że nie potrafię bez ciebie żyć - uśmiechnęła się smutno. -  A i Nath? - odwróciła się, gdy była już przy drzwiach. - Ty też jesteś całym moim światem.
Jest. Tylko, że ona żyła już na innej planecie..."  

Naprawdę chciałam tak to skończyć, tylko nie ważne jak się starałam pisało się tak jak powyżej.
Może oni po prostu muszą być razem? Może człowiek potrzebuję miłość bardziej niż powietrza? Nie wiem, ale wiem, że dzięki "Don't tell me that one day will be the end..." doświadczyłam innej strony świata i dziękuję.

I jeżeli ty drogi czytelniku w odmętach internetu znalazłeś tą spisaną historię, ale także opowieść o dziewczynie, która pewnego dnia zwariowała i postanowiła być szczęśliwa nazywając się Lose my mind, a może ją znałeś? Pisała Ci długaśne komentarze.... A może nawet z nią rozmawiałeś?
Może tak jak ona dzieliłeś miłość do piątki kochanych idiotów?
I tak jak ona śmiałeś się i płakałeś?
A może jesteś jej całkowitym przeciwieństwem?
A może o niej nie słyszałeś?
A może masz to po prostu gdzieś?
I tak dziękuję Ci za click. ♥

A o to już poraz ostatni...
      Pisał dla Was i dla siebie, a przedewszytkim dla nich, dla Nathana i Kayly...
                   Anonim z podpisu
                            Lose my mind
                                             Layla 

lajla.know@onet.com.pl            

 

sobota, 1 listopada 2014

Esta es mi vida i spieprzę je po swojemu :) - spowiedź.

Ten, kto prowadzi pamiętnik, ma uporządkowane życie.
Widać, że go nie piszę.

I napisz tu coś mądrego.
Tak, naprawdę to chciałam przełożyć termin i nie dodawać tego wpisu (nowość, nie?).
Liczba odsłon w dniu dzisiejszym, zmusiła mnie do pracy. Ogólnie nie ma dnia, żeby ktoś tu nie wszedł, chociażby na ułamek sekundy. To miłe, nie wiem "dlaczego?", po prostu jest.

Gdy dodałam ostatni wpis, nie ukrywam, to miał być koniec - epilog, sprostowanie, statystyka i podziękowanie. Tylko, że ten blog żyje we mnie. Nawet nie wiecie, ile rzeczy dzieje się we mnie. Potrafię przebudzić się na fizyce z myśli o wciągającym na schody Kaylę Nathanie... Wtedy jest mi żal, że to koniec. Czuję wyrzuty jakby to jakaś inna osoba na złość skasowała mi moją historię. Właściwie to pewnie Anonim czuję się urażony, że ja to robię. No mind.

Po dodaniu wcześniejszego wpisu przeczytałam całe to opowiadanie z komentarzami. Popłakałam się. Oczywiście mnóstwo błędów stylistycznych, o klawiaturowych nie wspominając.
Pisałam pod presją (moje niezorganizowanie nie zna granic), wydawało mi się, że piszę strasznie niezrozumiale, nudno, mnóstwo przemyśleń, niedociągnięć. Rzeczywiście, gdybym pisała ponownie pewne wątki bym bardziej rozwinęła, inne pominęła. BZDURA. Napisałabym dokładnie tak samo. Dlaczego? To opowiadanie to pierwsza myśl, pisane bez przemyślenia. Jestem wkurzona? Niech Nath zamknie się w pokoju i strzeli focha. That I said.
Wracając do tematu. Popłakałam się. Dopiero dostrzegłam, że "Don't tell me..." to jest mój pamiętnik. W każdym rozdziale znajdują się moje emocje (nie pisałam dla komów, pisałam żeby odreagować), pod każdym wpisem znajduje się kawałek historii z najlepszego roku w moim życiu: poznania wspaniałych ludzi, coś dziwnie - dużo jest o pierwszej operacji K. (to się wytnie xD), mam udokumentowaną przyjaźń z najlepszym dziewczynami na świecie, z którymi nie mam już kontaktu (słyszycie mój płacz? "Ale na tym polega życie" - cytując Kaylę - na odchodzeniu). Dzisiaj na cmentarzu (byłam pierwszy raz od trzech lat) dowiedziałam się, że mam zajebistą rodzinę, z którą nie utrzymujemy kontaktu. Blog uświadomił mnie, że miałam najlepszą siostrę i ciocię na świecie, które straciłam z mojej winy. Winy mojego lenistwa. Taka jest prawda: w najważniejszym momencie mnie nie było - zawiodłam. Tak samo z tym blogiem. No, proszę Was, jaki rozpoczynający blogowiec ma na starcie 13 komentarzy? Miałam farta, tylko nie potrafiłam go utrzymać. Jak zresztą niczego w życiu...
Przeczytałam całe opowiadanie i.... jest dobre. Nic szczególnego, ale nie beznadzieja. :]
:]  ---> to jest krzywy uśmiech

Dlaczego nie chciałam dodawać dzisiaj tego wpisu? Ponieważ miałam oglądać po raz któryś-tam
"Szkołę uczuć"? Nie, chociażbym z pewnością  to robiła w tym momencie.

W 2010 roku dziewczyna, która widząc płytę "Simsy" zapytała: "Jakie piosenki?" odkryła czym jest Wikipedia. Brawa! - No, nie miałam łatwego startu w życiu. Dopiero w liceum jest... Znośnie.
Ponad to zauważyła, że w telewizji nie transmitują tylko bajek i komedii romantycznych.
I tak zaczęła się transformacja, która trwa do dziś.
Dziewczyna dostała fioła na punkcie teledysków - zakochała się w youtube, tekstowo.pl, stacjach muzycznych (viva, 4fun), a kiedy tacie udało się nazbierać trochę kasy i wykupił pakiet tv, także w odsłonach MTV i... Disney Channel. Tak jestem jedną z tych osób, która o istnieniu Hanny Montany dowiedziała się w wieku 15 lat.
Aż tu pewnego dnia wskakuje na yt i.... "I'm gonna loooose my mind"
I tak rozkwita: zna określenia, orientuje się w życiu, filmikach w necie.. Po prostu zaczyna żyć.

1 listopada dochodzi do pierwszej poważnej kłótni z rodzicami. Kłótnie te będą się toczyć przez kolejne miesiące i ciągle się zaostrzać.

Została sama w domu. Miała odrabiać lekcje na komputerze. Wpisała "The Wanted opowiadania", przeczytała krótką historyjkę.. Ok. Przeczytała drugą z wypiekami na twarzy, do dziś ją uwielbia. Zabrała się za trzecią, w przeciwieństwie do wcześniejszych ta nie była skończona. Autorka miała wielki talent? To mało powiedziane. Był anonim, a ona nie miała konta... i tak to się zaczęło.

Wymyśliła nazwę, bo chciała być Kimś, dla osoby piszącej. Była stuknięta. Nie pisała, gdy coś jej się nie podobała. Wymyśliła, że będzie "zbawiać świat" dobrym słowem...

Kochała to.

W końcu czuła się szczęśliwa.


W końcu natrafiła na kolejny adres.. Miała już wtedy pewne doświadczenie.

Dorosła na tym opowiadaniu...

Wymyśliła, że dzięki tt miałaby szansę dostawać powiadomienia o nowych rozdziałach (nie radziła już sobie ze sprawdzaniem) i... może popisać  z idolami?


Założyła konto. Na starcie znała już z dziesięć osób (kolejny łatwy start).

Poznała autorów opowiadań...

Znalazła przyjaźnie, które się skończyły...
                                   .............. i te, które przetrwały.

Zimna suka poczuła jak to jest bać się o czyjeś życie...

Jak przynależeć do świata.

I czym jest smak porażki.

Założyła bloga za sprawą szantażu...  here I am.

Poczuła, że może wszystko.

Świetne oceny, pisanie opowiadań, komentarzy, rozmowy, przygotowania do bierzmowania...


W końcu jednak wszystko zaczęło się walić...

Na opowiadanie nie było czasu...
Kontakty się selekcjonowały...

Komy nie sprawiały już radości, stały się obowiązkiem.
Ludzie pisali do niej tylko, by przypomnieć, że 5 minut temu dodali rozdział...
Nie było już radości tylko czytanie na raz 15 rozdziałów aby wyjść na prostą..

Sieć nie widziała już świeżego podpisu "Anonim z podpisu Lose my mind".

Dziś miał być pogrzeb, oficjalny pogrzeb tego co już dawno się wypaliło...
Tylko o ile niepostrzeżenie udało się zakopać w ziemi, to bardzo trudno powiedzieć "Żegnaj".

Dramatyzuję? Wiem. Przesadzam - sama jestem tego świadoma.

Nie piszę już komów - wiem, że LMM już tak naprawdę w sieci nie ma.
Właśnie w sieci, ale nadal jest we mnie.

Dzisiaj właśnie to odczułam i dlatego nie chciałam pisać.

Nie czytam już blogów.
Łżesz!

Czytam imaginy - bez konsekwencji. Czasem rzucę jakiś komentarz, gdy czuję potrzebę, ale jest to jeden z wielu zwykłych anonimów...

(Ktoś mi kiedyś powiedział, że mogę się nie podpisywać a i tak wie, że to ja... - najmilsza rzecz..
I że mówi serio - "Jesteś genialna" :') ) Haahah... Zaraz się znowu popłaczę.

Poza tym mam blogi, które czasem złapię i coś czytnę, ale rzadko dochodzę do końca...
Znacie coś co zwali z nóg?

Teraz wzięłam się za grzeczniejszego "Dangera" czyli "Love is not easy, baby", ale nie zapowiada się bym go skończyła...
O czytam: "What I hate about you" - to jak na razie jedyne opowiadanie, na które wyczekuję rozdziału... Ilu z Was zawiodła i wkurzyła ta informacja?

Rola Lose my mind z przyjemności stała się moim obowiązkiem, pracą. Wszystko kręciło się wokół komentarzy...
- Co tam?
- Zanudzam, a u cb?
- Nowy dział.

Tak narzekam, a kurde brakuję mi tego!

Dzisiaj mam wzgórek psychiczny, a tak naprawdę to...

Jestem szczęśliwym człowiekiem, który nie potrafi tego docenić.

Kiedyś byłam twarda, dziś można mnie pognieść i wyrzucić. Nie chcę tego. Wszystko się chrzani.

Za pewne niedługo zmienię username na tt, usunę fb, tb i wt. Będzie to oznaczać, że się uwolniłam od przeszłości. I zaczynam nową... Ta, nowa "ja" już zaśmieca internet.

Co do blogów? Hmn....
"A good day to tell end..." - zostanie. Planuję w wakacje zrobić wielkie "BACK" i we współpracy z paroma osobami opowiedzieć historie "TWFanmily".
"Say: Who I really am?" - excited information for me - Nie wiem kto tam jeszcze zagląda, ale na pewno będzie skończony.
>><<< - zostanie usunięte (czytaj zostanie w sieci jako śmieć) - Skasuję posty, przerzucę na konto LMM i zrobię z tego pamiętnik. Jak się da...
Na Wattpadzie zacznę umieszczać swoją książkę (tak piszę)...
I... Mój World ma już 58 stron pięknej powieści, którą mam nadzieję, że uda mi się wydać.. Jest o zajebistych ludziach - fikcja oparta na pewnym doświadczeniu... Psia mać, jak się nie uda to wydam dwadzieścia sztuk i wyślę..

Wracam do życia! (I nie mówię to tylko dlatego, że dziś mam "kopa". Jeżeli już żyję, to chce coś z tego życia mieć.)

Dobra rozpisałam Wam tu historię życia, która Was przecież w ogóle nie interesuje.

"Don't tell me that one day with be the end" - zależy komuś na tym opowiadaniu?
 12 listopada -  pojawi się nie wpis - tylko prawdziwy rozdział. Epilog. Pytanie tylko czego?
Będzie to ostatni post do moich ferii  (koniec lutego) lub w ogóle.
Skupię się na "Say: Who I..."

Kto już dosłownie rzyga moją osobą? :D (Stadion oszalał, meksykańska fala!)

Drogi czytelniku, jeżeli dotarłeś aż tutaj - zasługujesz na spoiler.
Chyba, że zdążyłeś zauważyć, że opowiadanie jest pisane zawsze kursywą i po prostu przewinąłeś. xD
________________________________________________

- Najlepszego - powiedział siadając obok niej na dachu. Wieczorne podmuchy niosły z sobą wilgoć oddalonego o jakieś pół kilometra morza. Kupił to mieszkanie pół roku i dopiero w takich chwilach zdawał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za domem. Ostatnie pół roku spędził w Amsterdamie.
Dopiero po chwili obdarzyła go nieobecnym spojrzeniem. Po czym zdmuchnęła trzymaną przez niego świeczkę, całkowicie zapominając o życzeniu. Uśmiechnęła się blado. Szatyn westchnął, unosząc głowę ku nocnemu niebu i przymykając powieki. Minęły już dwa tygodnie, co do dnia, odkąd odebrał ją z lotniska. Zapłakaną. Wtedy pierwszy i ostatni raz widział jej łzy.
- To przez niego? - spytał wtedy mając na myśli, chłopaka, którego widział podczas ich ostatniego spotkania w Paryżu, już wtedy przeczuwał, że coś się stanie.. Nie wiedział tylko jak wielkie będzie owe "coś". Oddawał do Londynu swoją "siostrę", dziewczynę, która mnóstwo przeżyła, sarkastyczną małpę, twardą jak skała, odebrał załamaną ciemnowłosą.. Nie umiał z nią rozmawiać, nie potrafił. Dobrze wiedział, czym jest tęsknota.. A dziś siedział z nią, w Calelli, niedaleko Barcelony, pięć minut temu skończyła osiemnaście lat - stała się wolna, niezależna od ojca, powinien być szczęśliwy. Sięgnął do kieszeni... Przygotowana koperta nie wydawała się już tak dobrym pomysłem.
- Na nową drogę - wręczył jej, opierając się o framugę okna.
- Cori Santiago - zerknęła na niego kpiąco, oderwawszy spojrzenie od dokumentu.
- Masz wyrobione nazwisko, żal je zmieniać.
- Dobrze, ale dlaczego Cori? Nie Katherina czy Kayla, czy choćby Kath? - zmarszczyła czoło, na co odwrócił wzrok, zafascynowany nagle mchem, porastającym tynk.
- Nie podoba mi się Kayla i Kath są za twarde. A co do Katheriny? Dobrze, wiesz, że nie znoszę romańskich imion.
- Więc postanowiłeś przechrzścić mnie po raz kolejny? W dodatku na ośmiolatkę - dodała po chwili.
- Powinienem spytać, ok. Mogę to zmienić - przejechał dłonią przez twarz.
- Niech zostanie. Ewentualnie zacznę nosić kucyki - uśmiechnęła się do niego, chwyciwszy za dłoń. - Raffaelu. 
Chłopak skrzywił się na ostatnie słowo.
- Nigdy, więcej tak mnie nie nazywaj - od dwunastego roku życia był Ralph'em. Po prostu.
- Jasne, pójdę się przejść - weszła do mieszkania i udała się na plażę. 
Regionalna muzyka, pokaz flamenco, wielkie ognisko na plaży.. Spojrzała na obcisłą koszulkę i luźne dresy.. Pasowała tu jak pięść do nosa, ale to był jej dom. Zimna bryza ciągnęła znad oceanu, przyjemnie bawiąc się rozpuszczonymi pasmami włosów. Ciepły materiał spoczął na jej ramionach, a czyjeś ręce splotły się na górnej partii jej brzucha, zamykając ją w ciepłym uścisku, któremu się poddała.
- Taka nieodpowiedzialna - lekko zachrypiały głos Ralpha zabrzmiał za jej plecami..
Wyczuł napięcie jej ciała. Opuścił dłonie, poprawiając materiał bluzy, wypuścił wolno powietrze.
- Nadal o nim myślisz? - zapytał w próżnię. - Przejdźmy się, co?
Szli w ciszy, brzegiem zimnej wody...
- Co się tam stało? - przerwał ciszę. Drgnęła raptownie.
- Nic...
- Kayl.. znaczy Cor.. 
- Same problemy z tą moją tożsamością, co nie? - prychnęła śmiechem.
- Nie wierzę - wytrzeszczył oczy. - Uśmiechnęłaś się!
- Nie prawda - próbowała ukryć radość, bezskutecznie.
- I znowu!
- Przestań..
- Widzisz, jeszcze raz!
- Ralph - powiedziała ostrzegająco, na o on podbiegł do jakiegoś starszego mężczyzny.
- Przepraszam pana bardzo, ale ta dziewczyna właśnie się uśmiechnęła, pierwszy raz!
Nie wierzyła w tą żenującą sytuację. Opuściwszy głowę, przyśpieszyła.
 - Cor, Cori, czekaj! To miało być  zabawne! - ruszył za nią pędem.
- To masz jakieś dziwne poczucie humory! - odkrzyknęła mu. Zagrodził jej drogę. Śmiała się.
- Weź nie strasz.. - wgłębienia w jego policzkach pogłębiły się.
- Wiesz, co tak naprawdę jest zabawne? - dłonią kazała mu się nachylić i kiedy jego ciało zgięło się pod odpowiednim kątem, jednym ruchem podstawiła mu nogę, popychając tym samym wprost do oceanu.
- Zatrzasnę cię - odparł, gdy udało mu się wstać. Cały ociekał lodowatą wodą, rzucił się w stronę dziewczyny, która zaczęła uciekać z piskiem. "Byle dotrzeć pod pomost, zgubi go między belami podtrzymującymi molo." Znając mściwy charakter chłopaka, trzymała się tej myśli, jak tonący brzytwy. No dobrze, może to niezbyt optymistyczne porównanie w zaistniałej sytuacji.
- Mam cię! - ramiona zacisnęły się wokół jej sylwetki, przyciągając jej plecy do mokrego torsu.
- Puszczaj! Zimno! - odkrzyknęła w odpowiedzi.
- Co ty nie powiesz? - ignorował jej nieudane próby oswobodzenia się. - Wydawało mi się, że pora aż sprzyja kąpieli - uniósł ją i zaniósł nad brzeg, stając po pół łydki w wodzie.
- Nie umiem pływać - próbowała się oswobodzić.
- Zawsze mnie to dziwiło - wyprostował ręce a szatynka z plaskiem upadła do wody.
- Mierda! Dupek z ciebie, wiesz?- zignorowała jego wyciągniętą dłoń, dalej siedząc w wodzie.  - Nie dość, że mokra, to jeszcze cała w piasku! - kontynuowała dalej swój monolog.
- Chodź tu - wyciągnął ku niej obie dłonie. Pociągnęła za nie, jednak tym razem chłopak utrzymał równowagę.
- Nie ma tak łatwo - dźwignął ją. Będąc już na brzegu, noga dziewczyny zagłębiła się w piasku. Chwyciła chłopaka starając się odzyskać równowagę i... oboje runęli na piasek.
- Mściwa z ciebie koza, wiesz? - zaśmiał się odwracając się w jej stronę i zgarniając mokre włosy z jej twarzy.
- Koza? - szeroko się uśmiechnęła. Pokiwał poważne głową, wstając.
- I w dodatku uparta.
- W takim razie idealnie do siebie pasujemy, buraku - wyprostowała się.
- Co ma koza do buraka? - zmarszczył czoło.
- Nie wiem - rzuciła rozbrajająco. - A co ma piernik do wiatraka?
- Mąkę - odparła automatycznie. Odpowiedział mu szczery śmiech. Splótł dłonie na jej tali.
- Co w tym śmiesznego? - uniósł brwi w zdekoncentrowaniu. 
- Twoja mina.. Takie dabyl-ti-ef 
- Coś takiego? - wykrzywił twarz, co spowodowało kolejną falę śmiechu, ich oboje.
- Uwielbiam cię taką, wiesz?
- Jaką? Stukniętą? - wyszczerzyła się.
- Może być - odparł, łącząc ich ustaw w niemym pytaniu. Chwilowy paraliż ogarnął jej ciałem, z zawahaniem oddała pocałunek. Poczuła, jego uśmiech, gdy ponownie zatopił się w jej wargach. Ciało dziewczyny przeszedł prąd, oderwała się od chłopaka. Spojrzał na nią pytająco, jej przerażone, rozbiegane oczy starannie unikały jego. W końcu się spotkały.
- Przepraszam - szepnęła i biegiem ruszyła w tylko znanym sobie kierunku.
Chłopak splótł dłonie za głową i wypuścił kłębek dymu z ust.
- Po prostu świetnie.. 
***
Gdyby istniała nagroda za najlepiej zorganizowany boysband, z pewnością trafiłaby ona do The Wanted. Od dwóch tygodniu wszystko szło jak w zegarku: zero spóźnień, kaców, pomyłek, perfekcja. Tylko na koncertach wykazywali się dozą szaleństwa i w clubach, choć Nath rzadko dawał się, gdzieś wyciągnąć - zazwyczaj obstawiał bar, ale nigdy nie pił. Nie po tym jak zachlał się jak świnia po jej wyjeździe. 
- Nie myśl o niej tyle - Tom wszedł do opustoszałej już garderoby.
- Skąd wiesz? - spojrzenie Natha pokierowało ku brunetowi.
- Daj spokój. Od tygodni wgapiasz się w tego sms'a. Co to właściwie ma znaczyć "prawda"? - zmarszczył czoło.
- To, że mam szansę..
- Młody życzę ci jak najlepiej, ale nikt jej nie wyganiał - sama odeszła. Teraz pewnie siedzi w jakiejś norze. Prawdopodobieństwo, że ją jeszcze kiedykolwiek spotkasz..
- Nie ucz mnie matmy, dobrze? - odparł chowając telefon. - Zaczynamy występ.

Hala ucichła, koncert się skończył, a oni udzielali już ostatniego wywiadu. 
- A jak tam sprawy sercowe? - pytanie zostało skierowane do najmłodszego członka zespołu.
Smukła dłoń oplotła go w pasie, a głowa dziewczyny opadła na jego ramię.
- W jak najlepszym - odezwała się brunetka, uśmiechając się słodko i całując niewzruszonego chłopaka w kącik ust.
- To by było na tyle. Dzięki - ekipa zaczęła się zwijać. Nathan uwolnił się z uścisku, który po chwili znów się zacisnął. Jak jakieś kleszcze..
- Tamara, puść mnie dobrze? - odparł zmęczonym głosem. Ogólnie cały wyglądał na wypompowanego.
- Nie idziesz z nami się napić?
- Idę spać - odparł.
- Jak będziesz spędzał całe dnie w hotelach nigdy jej nie spotkasz. Nie sądzisz chyba, że stanie w pierwszym rzędzie na koncercie? - prychnęła.
- Nie.. Łudzę się, że pomyli pokoje.

piątek, 17 października 2014

Rozdział 26: "pękając ze śmiechu, dusili się nawzajem"

Niektórym istotom, to po prostu nie jest pisane...


- Dlaczego nie zaczekałaś? - badawcze spojrzenie bruneta spoczęło na porcelanowej twarzy dziewczyny. Dłonią odgarnął jej zagubiony kosmyk. Zagubiony jak oni w świecie, który nigdy nie miał należeć do nich.
- Dlaczego za mną nie pobiegłeś? - ciemne oczy spoczęły na jego twarzy, a brwi uniosły się rzucając wyzwanie; oczekując odpowiedzi. Cicha walka toczyła się w powietrzu. Bitwa, z której nikt nie miał wyjść zwycięsko.
Ciche westchnienie wydobyło się z ust chłopaka, głowa opadła między barki, by po chwili wznieść się z powrotem. Teraz w owym spojrzeniu była pewność absurdu, który miała się stać punktem zwrotnym w tej historii.
- Nie wiem - zielone tęczówki zdawały się przenikać cielesności, wtargać na nieznany im teren, szukając odpowiedzi.
- Ja też nie.. - cicha odpowiedź pada z lekko zaróżowionych warg.
Cisza... Jest niczym kochanek, potrafi przynieść ukojenie oraz niespokojne noce. Tym razem nie było szeptów - krzyk i wrzask spękanych dusz dążących do zguby, którą miała im przynieść każda decyzja.
 - To koniec? - szatyn przełknął ślinę i żaden pusty narrator nie jest w stanie przekazać wewnętrznych uczuć, istnej wojny, która rozgrywała się w jego wnętrzu. Tylko on wiedział, jak bardzo pragnął zaprzeczenia.
Spokojne przymknięcie, nieobecnych oczu dało mu to czego najbardziej się obawiał.
- To się nie może tak skończyć.. 
- Nath, ja też dużo rzeczy nie chcę - głośniejszy dźwięk przegnał spowijającą tajemnicę, jak wiatr przetrąca resztki opadającej mgły, odsłaniając obraz takim jaki jest w rzeczywistości, choć dla każdego staje się on czymś innym. - ale na tym polega życie. 
Jasne krople zalśniły w jej oczach. Dopiero teraz spostrzegł jak kruchą istotę ma w swoim zasięgu i jak wiele trzeba czasu, aby zdołać dostrzec tą maleńką część, tak szczelnie ukrytą pod wieloma pancerzami. Śmieszne, ale kochał je.
- Kayl.. - wyszeptał, ale nawet on nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Tymczasem, ona na nie wyczekiwała jak tonąca osoba na ostatni łyk tlenu..
- Nie, po prostu mnie zostaw - z dłońmi w kieszeni ruszyła tylko w sobie znanym kierunku, choć sama nie wiedziała dokąd niosą ją stopy. Wiedziała tylko, że nie można cały czas dreptać w miejscu..
Chłopak został sam, krążąc w miejscu, w końcu zrozumiał..
Mocne szarpnięcie za ramię zatrzymało mroczącą w mgle dziewczynę. Nie odwróciła się. On to zrobił. Łapiąc oddech, przyglądał się zaschłym tunelom wyżłobionym w jej polikach, roztartych przez wiatr. W końcu uniosła na niego mokre oczy. I nagle stało się jasne, że to właśnie jest tu i teraz.
- Kocham cię i nie pozwolę ci odejść.. Następne co zarejestrował ludzki wzrok to dwa ciała sklejone w jedno. Drobne, słabe schowane w ramionach większego jednak równie osłabionego, ponieważ to co tak silnie skrywane, znalazło w końcu ujście na zewnątrz. Tylko, że to już nie był ten moment.
- I co teraz? - spytał, gdy po chwili leciutko odchylił ją od siebie.. 
Później nie było już nic.
Tylko dziewczyna ciągnąca wielką walizkę przez lotnisko...
Tylko chłopak przedzierający się przez tłum pasażerów, zatrzymany przez barierki..
Tylko jego pełne zagubienia oczy..
Tylko płacz dziewczyny...
Tylko dwa strzaskane serca.
A samolot wznosi się w powietrze i jest już tylko punktem na niebie, punktem gdzie zniknęła osoba, która wywróciła jego życie do góry nogami.
A na ziemi został tylko chłopak, wkurzający nastolatek, zbyt późna odkryta miłość.
Świat nie stał im na przeszkodzie, los im sprzyjał, to tylko oni nie potrafili odnaleźć się na prostej ścieżce, a potem było już za późno. Za późno by walczyć, nie chcieli... Nie potrafili dać sobie szansy.

- Wiedziałaś, że to się kiedyś skończy - puste słowa, które jeszcze kilka dni temu byłyby tym rodzajem pocieszenia, który potrzebowała. Tylko, że ona nie była już tamtą osobą. Nie była już nią.. Miała okazję być "czyjąś", tylko to spaprała. Spojrzała na przyjaciela z dawnych lat..
- Tylko, nie chciałam, żeby ktokolwiek mi to mówił.
Don't tell me that one day will be the end.

Kurtyna opadła, nadszedł czas ukazania kart... przegranego rozdania.
Gdzieś na świecie jest dziewczyna, która nigdy się nie śmieje..
Gdzieś jest chłopak, którego uśmiech nigdy nie dosięga oczu..

Wiadomość tekstowa:
Od: Nathan 
Do: Kayla
" Jeżeli się jeszcze kiedyś spotkamy, spróbujemy. 
Prawda-fałsz?"

Do: Nathan
Od: Kayla
"Prawda"

Telefon ląduje w pobliskim śmietniku, nie ma nadziei na żadne "kiedyś"..

Życzę im szczęścia w bólu, może jeszcze kiedyś się odnajdą lub zapomną...
I oto moje szczęśliwe zakończenie.



                                                                                              
Pierwszego listopada pojawi się kolejny wpis.
 

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 25: Porque a veces sólo una sonrisa...

"I drove by all the places
We used to hang out and getting wasted
I thought about our last kiss
How it felt, the way you tasted
And even though your friends tell me
You're doing fine
And you're somewhere feeling lonely
Even though he's right beside you
When he says those words that hurt you
Do you read the ones I wrote you?
Sometimes I start to wonder
Was it just a lie?
If what we had was real
How could you be fine?
   
'Cause I'm not fine at all.."
                        >>5SOS: "Amnesia"<<

Kayla
Piana szczypała moje, i tak już zaczerwienione, oczy. Szum wody skutecznie zagłuszał błądzące po głowie myśli. Sekundy zdawały się omijać mnie z daleka. Nie wiem, ile spędziłam tam czasu.. Godzinę? Dwie? A może tylko dziesięć minut? Ze stanu otumanienia wyrwał mnie dopiero dźwięk przychodzącej wiadomości. Zakręciłam kurki i owinęłam się ręcznikiem. Momentalnie uderzyło we mnie zimne powietrze, a kafelki na podłodze, nieprzyjemnie kuły bose stopy. Wyciągnęłam dłoń po aparat leżący na półce pod lustrem. Chwilę zajęło mi odblokowanie ekranu. Telefon dostałam w prezencie od chłopców z dwie godziny temu. W sumie była to w pewnym sensie rekompensata - mój został doszczętnie zniszczony przez wodę... Sms od nieznanego numeru. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Mimo, iż operatorowi sieci udało się przywrócić mój stary numer, książka telefoniczna nadal odznaczała się ogromnymi pustkami.

Od: Nieznany

Za 40 minut na dole! Podbój NY! :)

Kelsey. Uśmiechnęłam się pod nosem i odrzuciwszy telefon, przetarłam dłonią zaparowane lustro. Spojrzałam na swoje odbicie: napuchnięte oczy i czerwona skóra od niedawnego prysznica. Pięknie. No, nic.. Zerknęłam na kupkę rzeczy, niedbale rzuconą pod drzwiami: spodnie od Kels i Nathan'owa koszulka. Przypomniałam sobie o ciuchach pozostawionych w hotelowym pokoju.. Powinnam je wysuszyć. Doprowadziwszy się do porządku (o ile to możliwe w łazience, gdzie jedynym kosmetykiem jest mydło i szampon), opuściłam pomieszczenie. Max leżał wyciągnięty na łóżku z telefonem w dłoni. Godzinę temu skończyła się próba przed dzisiejszym show i chłopcy mieli w sumie cały dzień dla siebie. Podniósł pytająco brwi w moim kierunku.
- Dzięki - wskazałam na drzwi toalety. Po powrocie z próby przydała mi się kąpiel.
- Przyjdziesz na występ? - spytał po chwili. Porwałam paczkę chrupek ze stolika.
- Nie przegapiłabym takiej katastrofy - zażartowałam i udałam się na poszukiwania suszarki do włosów.
Parę godzin temu, gdy Tom sprowadził mnie na próbę zespołu, po incydencie z Tamarą, skuliłam się na jednym z tylnych siedzeń i oglądał poczynania muzyków, którzy jak nic nie potrafili dojść do porozumienia. W końcu zdenerwowany z lekka Nano zarządził przerwę, podczas której Nath podszedł do mnie i chciał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zamki puściły i do pustej sali wdarł się tłum fanek. Zrezygnowany Tissera zarządził wolne do wieczornego występu. A nam? Cudem udało się ujść z życiem. A tak naprawdę, to nie wiem jak chłopcom udało się wyjść. Ja przeciskając się bocznym wyjściem oberwałam z zawartości butelki po słodkim napoju. Uznałabym to za przypadek, gdyby nie osoba, która trzymała pusty plastik w dłoniach... Ehmn.. Tak, więc wróciliśmy do hotelu, a Max w swojej dobroci pozwolił mi skorzystać z przypisanej do niego łazienki. Wolałam ograniczać spotkania sam na sam z Tam do minimum. 
Z całej siły naparłam na drzwi Parker'a. Zamknięte. Zmarszczyłam z oburzeniem nos. Miałam ochotę tupnąć nogą jak naburmuszona ośmiolatka. Humor powoli mi wracał. Odwróciłam się na pięcie i bez zbędnych ceregieli wparowałam do pokoju Niemowlaka. Zostałam miło zaskoczona znajdując w nim Loczka. Wyglądało na to, że przeszkodziłam im w jakiejś ważnej rozmowie, bo spoglądali na mnie z wielkim zdziwieniem, a jednocześnie zmieszaniem na twarzach. Wskoczyłam na łóżko. Nie wiem, kto mi podał coś w międzyczasie, ale nagle poczułam zastrzyk głupoty, a ponieważ dawno nie odczuwałam bezsensownej radości, nie chciałam za bardzo jej powstrzymywać.
- Tooo.. Pożyczy mi któryś suszarkę? Kels, gdzieś zniknęła - dodałam widząc ich niezrozumiałe miny. Sykes podniósł się z miejsca i wyciągnął z torby moje wybawienie. Rzucił nim na materac obok. Chwyciwszy urządzenie pokłoniłam się w pas wyrażając tym samym moją wdzięczność. I zniknęłam za drzwiami toalety.
Kiedy skończyłam w pokoju został już sam jego gospodarz rozciągnięty na materacu z rękami splecionymi pod głową. Uniósł się na łokciach słysząc dźwięk zamykanych drzwi.
- Zostawiłam suszarkę na rogu wanny - poinformowałam w odpowiedzi na nieme pytanie skierowane w moim kierunku. Tylko skinął głową. 
- Fajna koszulka - skomentował. Mimowolnie zerknęłam na materiał.
- ... tak... - za bardzo nie wiedziałam jak mam zareagować. - Oddam ci ją... Spokojnie.
Nagle ta cała sytuacja zaczęła mnie z lekka krępować..
- Nieźle się porobiło.. - westchnął.
- W sumie to ciekawe doświadczenie - uniósł niezrozumiale brwi. -  No weź, przynajmniej nie narzekamy na brak atrakcji.
Odpowiedziało mi znikome podniesienie kącików ust.
I w tej samej chwili wibracje w kieszeni uświadomiły mi, że moje czterdzieści minut minęło bezpowrotnie, więc zajrzawszy jeszcze do swojego pokoju.. chwyciłam torbę i zbiegłam do holu, gdzie już czekała na mnie tupiąca nogą blondynka i... Nie, no nie wierzę!
- Amber! - krzyknęłam i wpadłam w ramiona o głowę wyższej dziewczynie. Amber to najsympatyczniejsza istota na świecie jaką kiedykolwiek spotkałam. Kojarzycie tą dziewczynę tańczącą w teledysku do "Gold Forever", o ciemnych, prosty włosach i grzywce? No, tą co, gdy Nath wchodzi do sali przez drzwi tańczy po prawej stronie? Pewnie, nie. To właśnie Amber. Bardzo ją polubiłam, ale jak to często bywa - kontakt się urwał. - Co ty tutaj robisz?
- Pracuję - odparła śmiertelnie poważnym tonem. - Załapałam się do team'u Ushera!
Zaczęłyśmy piszczeć i wymieniać się spostrzeżeniami.
- Zaraz, zaraz... Znaczy, że waszym szefem jest Braun, tak? - Kelsey puściła nam oczko.
- Już niedługo - odparłam machinalnie, a dziewczyna posłała mi niezrozumiałe spojrzenie. Machnęłam dłonią. Nie chciałam po raz kolejny zawężać się w tej historii....
- Dobra, a co u Toma? - Amber zaczepnie szturchnęła Kels w żebra. Ta tylko parsknęła śmiechem. Zaczyna się.
- Nie wierzę, że to mówię, ale miałyśmy iść na zakupy! - zwróciłam im żartobliwie uwagę i złapawszy pod ramiona pociągnęłam w stronę wyjścia z hotelu.

*** 3h później ***

- Zatłukę cię! - rzuciłam się na brunetkę siedzącą na przeciwko mnie. Dzielący nas stół skutecznie mi to utrudniał. W dodatku Kels, złapawszy mnie za pasek spodni, przytrzymywała mnie w miejscu. "Zaraz poleje się krew" - pomyśleliby zapewne pozostali klienci kawiarni, gdyby nie głośne śmiechy towarzyszące całemu zajściu. 
- Dzieciaki - z irytacją fuknął pod nosem starszy mężczyzna opuszczający pomieszczenie.
- Młode panny na wydaniu! - odkrzyknęła za nim Amber. Moje oczy zrobiły się wielkie jak kurze jaja. Zsunęłam się z powrotem w sofę, zaklinając ją w myślach aby pochłonęła mnie w całości. Dziewczyny widząc moją reakcję wybuchły kolejną falą radości. Niczym naburmuszony dzieciak okręciłam się na ile było to możliwe w stronę ściany i skrzyżowałam ręce na piersiach. A co mi szkodzi? Też umiem się droczyć. Ni stąd ni zowąd poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, a po chwili ciężar ciała owego posiadacza kończyny spoczął na moim biednym barku.
- Co jest..? - nie zdążyłam dokończyć, kiedy Parker wcisnął się między mnie a Kels. No, fakt! Tylko on mógł wpaść na genialny pomysł zeskoczenia z oparcia kanapy. Swoją drogą to dziwne, że nikt z nas nie został jeszcze wyproszony. Widać goście z zaburzeniami poczytalności to tutaj norma.
- To miało być babskie wyjście! - zaperzyła się blondynka, jednak Parker dość szybko zatkał jej usta. Amber odchrząknęła znacząco. Tomsey to naprawdę najsłodsza para na świecie, ale tradycji stało się zadość. Wymieniłyśmy się z brunetką spojrzeniem i w idealnym zsynchronizowaniu zademonstrowałyśmy zebranym odruch wymiotny.
- Czyżby nasza dziecinka znalazła sobie w końcu odpowiednie towarzystwo? - naprzeciw Kels usiadł Nath. A jego co znowu ugryzło w pośladek? Nie, żeby mnie to coś interesowało.. Jednakże dobrze było by wiedzieć, dlaczego zawsze to ja przejmuje rolę worka na wyładowanie emocji. Cwaniacki uśmiech nie schodził z jego ust. W takich momentach mnie przerażał, nie wiedziałam co czai się w jego głowie. 
- Widzisz Am, - oczy chłopaka dopiero teraz przeniosły się na brunetkę. Wydał się trochę zdziwiony jej widokiem. Zmarszczył czoło jakby usilnie starał sobie coś przypomnieć. Jego wzrok przeniósł się na mnie w pełnym zdezorientowaniu - Wystarczyła jedna trasa po stanach i już się zapomina o starych przyjaciołach.
Mina mu zrzedła. Ha! Remis, Sykes.
- Amber!! - gdzieś za nami rozległ się uradowany głos Loczka, zmierzającego w naszym kierunku.  O widzę, że wesoła gromadka zaraz będzie w komplecie. 
- Amber? - Sykes zmarszczył brwi. Wywróciłam oczami i już miałam zamiar otworzyć usta, kiedy Kelsey wyczuwając nadchodzącą burzę postanowiła przyjść w odsieczy ze swoim słoneczkiem.
- Czerwony nos, potrafi wiele zmienić w wyglądzie osoby..
- Aby! - Nath doznał olśnienia, a brunetka wpadła mu w ramiona.
Uniosłam sceptycznie swoją szklankę, popijając spory łyk, skrzywiłam mimowolnie usta.
- Brawo, wygrałeś samochód osobowy - fuknęłam pod nosem. Spiorunował mnie wzrokiem, na co wzruszyłam jedynie ramionami, popijając kolejny łyk.
- No, więc.. Aby wyładniałaś - puścił jej oczko.
- A z ciebie taki sam kurdupeliczny słodziaczek... - wytrzymałam jego spojrzenie.
- Jaki ty masz problem? - podniósł głos.
- Niech no pomyślę... Ciebie? - nie rezygnowałam z sarkastycznego tonu.
- Jasne! Ty z twoimi huśtawkami, może w ciąży jesteś?
- Pewnie, chyba z tobą!
- Nawet na to nie licz Złotko - przysięgam, że gdybym miała nuż pod ręką to już szybowałby w powietrzu.
- Myślisz, że możesz tak przyłazić i..
- Dość! - głos Jay'a przerwał mi wpół zdania. - W ogóle nie potraficie się zachować. Idziemy - wskazał na Amber. Posłałam jej przepraszające spojrzenie. Kelsey i Toma nie było w zasięgu mojego wzroku, nawet nie zauważyłam, kiedy się ulotnili.. W sumie, co się im dziwić? Nagle zdałam sobie sprawę z ostatnich minut. Złość na samą siebie zaczęła przejmować kontrolę nad moim umysłem. Chwyciwszy torbę ruszyłam do wyjścia.
- Przepraszam - rzuciłam do Sykesa..

                                                           ***2 dni później***

Zostaliśmy zmuszeni pozostać w Nowym Jorku przez następne pięć dni. Wszystko to za sprawą jakiś pilnych zmian w teamie Bieber'a, przez które Scooter niespodziewanie musiał przenieść się do Kuwejtu. Te pierwsze dwa dni były niespodziewanie ciche, obawiałam się, że zwariuję jeżeli potrwa to jeszcze trochę dłużej. Udało mi się zdobyć w recepcji osobny pokój, oczywiście opłacony z mojej kieszeni. Jak stwierdził Nano: "Nieprzewidywane wypadki i grymasy księżniczek, nie będą opłacane z kieszeni Project'u". Mądry się znalazł, ale na zamianę pokoi przystać nie chciał. Udało mi się odratować część mojej garderoby. Zadzwoniłam do Amber i przeprosiłam ją za zaistniałą sytuację, której niestety musiała być świadkiem. Zapewniła mnie, że rozumie i nie zrobiło to na niej wielkiego wrażenia - powodu nie chciała podać. Polecając się pamięci, żałowała, że nie możemy się ponownie spotkać - tak wyszło. Od jutra zaczynała trasę z Usher'em. Życzę jej wszystkiego najlepszego. Co do reszty.. Nie miałam z nimi kontaktu. Nano i reszta ekipy nie byli na tyle ze mną zżyci, aby zauważyć brak mojej osoby, chyba że akurat byłam potrzebna. Max, Seev chyba nawet nie mieli pojęcia co się stało. Taa.. w co ja wierzę? Na pewno obiła im się o uszy najświeższa plotka. Nie żebym była jakąś snobką, po prostu wiem jak sprawy się mają w tak małej społeczności jak nasza. Tamara, też raczej nie wylewała łez za moim towarzystwem. Także, nie opuszczałam mojego pokoju. W ciągu tych 48 godzin, wyszłam tylko raz w porze obiadowej coś przekąsić, jednak spojrzenia członków ekipy skutecznie odebrały mi apetyt i zniechęciły mnie do dalszych wyjść. Było mi po prostu wstyd, chciałam żeby było normalnie. Normalnie, hmn... Tak to chyba nigdy nie było, ale pragnęłam, żeby było jak dawniej równocześnie nie działając niczego w owym kierunku.

***** 
Spotkanie z Braun'em było niczym starość; niby starasz się odwieść ją jak najpóźniej się da, ale wiesz, że jest nieunikniona i, że i tak będziesz musiał stawić jej czoła. Kwestia tylko w jaki sposób to zrobisz. Także się stało. Siedzieliśmy przy czarnym stole, niczym przestępcy oczekujący na wyrok kata. Znaczy, chwila! Stop... Jeszcze raz. JA! Siedziałam w ten sposób. Nano z zamyśleniem stał oparty o framugę okna przyglądając się widokowi za oknem. Tamara intensywnie wystukiwała rytm paliczkami atakując ekran komórki. Max i Seev prowadzili intensywną rozmowę z Jay'em siedzącym na przeciwko nich na gładkiej powierzchni stołu. Parker wpatrywał się w moją stronę z końca stołu.. Młody w skupieniu przeglądał stojące w gablocie nagrody. Szepty chłopców, rytmiczne stukanie palców dziewczyny oraz uporczywe, prześwietlające na wskroś spojrzenie bruneta nie umilało tych kolejnych upływających sekund bezczynnego oczekiwania. Dźwięk ustępującej klamki zmieszał się wraz z odgłosem metalu opadającego ciężko na panele. Scooter posłał Jay'owi chłodne spojrzenie, na co ten posłusznie zsunął się ze stołu. Nath, wykorzystując chwilę nieuwagi pchnął nogą statuetkę pod komodę. Więc to to było źródłem owego brzdęku. Wzruszył tylko ramionami na moje zaczepne spojrzenie. 
- Więc... Mamy do pogadania, co? - rozległ się głęboki, męski głos. Mój żołądek skurczył się niemiłosiernie.


*****
- Kayla! - usłyszałam za sobą wołanie zagłuszone przez rytmiczne uderzanie stóp o posadzkę. - Zaczekaj... - było to ostatnie słowo jakie usłyszałam.. Odgłos kroków ucichł, a ja nie słyszałam już niczego poza zszarpanym biciem własnego serca i szuraniem trampek o wylany beton.
Nathan
Droga do hotelu była zdecydowanie za długa, z każdym zakrętem odczuwałem coraz większą potrzebę osunięcia się na chodnik. Nie czułem nic, tylko pustkę... Jakby właśnie zsunęła się kurtyna.. A całe dotychczasowe życie okazało się kolejną sztuką, w której następnej odsłonie miał zagrać już ktoś inny... Przekraczałem właśnie bramę, gdy przy dalszej ławce pod drzewem dostrzegłem skuloną dziewczynę..
... osobę, która potrafiła zgasić mnie w ciągu sekundy... 
"Odkrząknąłem znacząco i już ich nie było. Ma się dar.
-  A ty? Jak ty to? Zresztą nie ważne.
Liczyłem na oklaski. Zaimponuj tu dziewczynie - rzecz nierealna.
  - Ja to ten najrozsądniejszy - powiedziałem pełny dumy - Trzeźwy.
- Acha, za młody do klubu? Rozumiem."
... dziewczynę, o którą się cholernie bałem i która nigdy nie przestawała mnie zadziwiać...
"- Kayl, co się stało z tą ręką? - spytałem delikatnie podnosząc prawą kończynę. Była cała posiniaczona.
- Jak mnie nazwałeś?
- Kayl.. Kayla, przepraszam.
- Nie, jest w porządku, okej - byłem zdziwiony.
- Naprawdę mogę? - wolałem się upewnić.
- Yhmn,"
... istotę, dla której byłem zdolny poświęcić wiele, która uświadomiła mi, że nic nie jest takie jak się wydaje...
"- Co jest? - spytałem.
- Obiecaj, że postarasz się zrozumieć i nikomu nie powiesz ani słowa.
- Nie ufasz mi? Za kogo mnie masz?
- Nath...
- Obiecuję"
 ... dziewczynę, przy której traciłem zmysły...
"- Ojciec był w związku z inną kobietą. Kiedy dowiedział się, że moja matka jest w ciąży dążył do aborcji. Niestety, dowiedział się o tym, gdy ona była już w szóstym miesiącu - trochę późno na usunięcie - uśmiechnęła się blado. - Dom dziecka nie wchodził w grę. Facet ożenił się z moją matką, żeby dobrze wypaść wśród swojego biznesowego towarzystwa. Matka zaczęła się stroić i chodzić na te wszystkie banki itp. i... - głos jej się zawiesił.
- To trochę tak jak nasze wywiady, chyba... - wyszeptałem.
- Nie, wasze wywiady to wasze życie. To spotkania z fanami, radość z bycia z nimi...
- Zdarzają się gorsze dni...
- Nath, po czyjej ty stronie jesteś? - spytała.
- Kayl - szepnąłem i odgarnąłem jej włosy z twarzy.
- Nie ważne - odsunęła się. Znowu ją do siebie przygarnąłem, ale sytuacja się powtórzyła.
- Mała, przepraszam - powiedziałem jej do ucha.
- Dobra, mniejsza - znowu się odsunęła, dałem już z tym spokój - Kontynuując...
- Czekaj, na pewno w porządku? - dopytałem.
- Nathy, jest w porządku.
- Nathy?
- Przepraszam tak jakoś...
- Nie, jest okej - uśmiechnąłem się. - Słodko."
... osobie, na którą pierwszy raz podniosłem rękę...
"Trafiła, moja ręka powędrowała na jej twarz. Spoliczkowałem dziewczynę, byłem w szoku.
- Wal się, Sykes - wykrzyknęła i po raz kolejny wyszła.
- Kayl.. Kayla! - wyleciałem za nią jak głupi i złapałem na wycieraczce - Przepraszam, ja.. ja nie wiem. Bij, wal, rób co chcesz, ale przepraszam. Słyszysz? Przepraszam."
... dziewczynę, którą uwielbiałem drażnić... 
"- .. całowaliście się - wypaliła za nim zdążyła ugryźć się w język.
- Przyssała się do mnie.. Jeden  pocałunek nic nie znaczy - nagle w moich oczach rozbłysły ogniki. - Zazdrosna?
... Kaylę, dla której zwariowałem...
"Wpatrywałem się w farbę na ścianie jakby to ona znała odpowiedź na nurtujące mnie pytania, gdy poczułem jak głowa Kayl opada mi na ramię.
- Zawsze trzeba mieć nadzieję - wyszeptała. - A nuż wpadła pod samochód?
Tamara wpadająca pod taksówkę? Mimowolnie, banan zagościł na moich ustach."
Podszedłem do niej, kucając naprzeciwko, delikatnie szturchając jej kolano. Westchnąłem..
- Dlaczego nie zaczekałaś? - spytałem. Wielkie, brązowe oczy spoczęły na mojej twarzy. Chwyciwszy kosmyk włosów, założyłem jej go za ucho. Poprawiając przy okazji swoją pozycję w kuckach. Moja ręka jednak nie oderwała się od skóry dziewczyny.
- Dlaczego za mną nie pobiegłeś? - odpowiedziała.  




Do you remember me?