piątek, 30 sierpnia 2013

The Versatile Blogger + Sprawa do Was :)

Dostałam dwie nominacje do tej nagrody (tak ja też nie wiem za co, pewnie inne linki były już zajęte) od Jayla i Rina L. Dziękuję :)

Zasady:

- podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry
- pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award
- ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby
- nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują
- poinformować o fakcie nominowania autorów blogów

Czternaście faktów o mnie i 30 blogów? Chyba mnie zabiją za ten spam... 15 blogów i 15 na drugim blogu (tam też dostałam: "Pytam się za co? Ale okej.).

1. Nie wiem czy czegoś nie powtórzę z wcześniejszej nominacji.
2. Piszę to, dlatego że kiedyś obiecałam zrobić Versatile porządnie.
3. Aktualnie zaśmiecam sieć trzema opowiadaniami :).
4. Gdybym spotkała, kiedyś kogoś z TW na ulicy, przeszłabym obok i nawet się nie odwróciła. Potem bym w domu żałowała xD.
5. Nie wyobrażam sobie być OLLG lub dziewczyną z Heart Vacancy - zwiałabym ze sceny ze strachu. :D
6. Moja najczęstsza reakcja po przeczytaniu jakiegoś rozdziału to "WTF?".  :D
7. Nie umiem żyć bez sarkazmu ^^.
8. Mam dziwne poczucie humoru, podobno. :)
9. Śmiech jest moją odpowiedzią na praktycznie każdą sytuację.
10.  Jestem obiektywna w stosunku do siebie. Obiektywnie stwierdzam, że jestem do niczego. :)
11. Jestem nocnym markiem.
12. Liczę czas w piosenkach :)
13. Długo nie miałam sensu życia.
14. Uważam, że niektóre blogi są napisane lepiej niż światowe bestsellery. :D

Nominuję, ale nie wszystkich informuję, bo wiem, że niektórych to strasznie wnerwia (grzecznie mówiąc) ^^. Poinformuję pod nowymi rozdziałami :)
Te powyżej + wszystkie blogi, które czytam :) 
  

Sprawa do Was :) 

Chciałam Was poinformować (zaprosić?) na moje pozostałe blogi:

2) A good day to tell end... - to opowiadanie jest całkiem nowe. Nie wiem... Mnie się wydaje, że jest trochę inne, gdyż historia zaczyna się z końcem The Wanted. Zajrzyjcie, proszę. :) Nie każe Wam czytać, ale byłoby miło, gdybyście się rozejrzeli. :)

To... Do napisania :)  

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 18: Paris - manicomio...

"See I never thought that I could walk through fire
I never thought that I could take the burn
I never had the strength to take it higher
Until I reached the point of no return

And there’s just no turning back
When your hearts under attack
Gonna give everything I have
It’s my destiny

I will never say never
I will fight
I will fight till forever!
Make it right
Whenever you knock me down
I will not stay on the ground.
Pick it up, pick it up, pick it up,
Pick it up up up and never say never"
       >> "Never say never" Justin Bieber & Jaden Smith <<



Do końca lotu wpatrywałam się w "podłogę" pod moimi stopami, z lewą dłonią nadal umieszczoną w uścisku Nathan'a. Samolot zaczął lądować. Moja reakcja była taka sama jak przy starcie: pisk, wbicie się głębiej w siedzenie i zaciśnięcie dłoni w pięści. Dopiero, kiedy nadszedł czas wysiadania, uświadomiłam sobie, że "odrobinę" za bardzo ścisnęłam dłoń chłopaka, w dodatku tą z opatrunkiem. Moja empatia nie zna granic... Ale w sumie mógł się odezwać, prawda?
- Przepraszam - powiedziałam wstając i kierując się do wyjścia z żelaznej puszki. Odpowiedziała mi, oczywiście, cisza. Naprawdę się obraził?
Słodka wolność, stoję na ziemi! W końcu! Przeszliśmy odprawę paszportową i weszliśmy do małej kawiarni. Wczesna pora robiła swoje - mało kto rozpoznał chłopców.
- To jakie mamy plany? - spytała Kels. Wszystkie oczy momentalnie zwróciły się w stronę Nath'a.
- Yyyy... - jąkał się, a ja próbowałam powstrzymać szeroki uśmiech wkradający się na moje usta. - Koncert Justin'a zaczyna się o ósmej...
- Ale chyba nie zamierzasz rozmawiać z Braun'em w trakcie show? - mój wzrok przeniósł się na Nareeshę popijającą swoją kawę.
- Nieeee - przedłużył. Nie mogłam dłużej się powstrzymać, zachichotałam i stałam się centrum zainteresowania naszego stolika. Musiałam coś wymyślić: pomóc gamoniowi czy zobaczyć co wyjdzie z owej sytuacji?
- Wiecie, co? Jesteśmy w Paryżu! Do dwudziestej jest sporo czasu, co powiecie na zwiedzanie okolicy?
I tak zgraną grupą ruszyliśmy na podbój stolicy Francji, do pierwszego skrzyżowania... Kiedy to Nar wraz z Sivą postanowili udać się na samotny spacer. Max zresztą też się, gdzieś zawieruszył. Sykes cały czas chodził zamyślony i taki jakiś nieobecny...
- Źle się czuję - powiedziałam, kiedy przepychaliśmy się przez kolejny tłum turystów.
- Zostaniemy tu na chwilę - zarządził Tom. Nath sporo mi zapłaci za te kłamstwo. Lubię Parker'a i naprawdę nie chciałam wystawiać go na próby. Jay posmutniał, chciał się jeszcze pokręcić po paryskich ulicach, nie wspominając o Kelsey i centrach handlowych.
- Co? Nie trzeba. Idźcie. Zdzwonimy się potem - odparłam z trochę za dużym zapałem.
- Jesteś pewna? - potaknęłam głową.
- Idźcie, już - do rozmowy wtrącił się Nath. Tom pokręcił trochę głową i pobiegł za znikającymi w tłumie postaciami przyjaciół.
- Dzwoniłeś do Braun'a? - spytałam, kiedy pozostali zniknęli z pola widzenia.
- Chodź - położył mi dłoń na plecach i popchnął w stronę jakiejś maleńkiej kawiarni. Gwałtownie się od niego oderwałam.
- Dzwoniłeś? - ponowiłam próbę dotarcia do pustej mózgownicy aka pan Sykes. Wzruszył ramionami.
- Podobno źle się czujesz - sprostował. Ludzie trzymajcie mnie, bo go zabiję. Wszedł do lokalu. Załamałam ręce i jak jakiś grzeczny piesek ruszyłam jego śladem.
Usiadłam w kącie i nerwowo zaczęłam uderzać palcami w blat stołu... A on, nic. No kurcze, wyłączył się chłopak. I znowu to samo! Mi bardziej zależy, żeby dogadał się ze Scooter'em niż jemu samemu. Podparłam się łokciami o stół i schowałam twarz w dłoniach. W końcu nie wytrzymałam, ręce opadły (taaa raczej rąbły - głośno uderzyły, trzasły) o drewno. Nath drgnął, ale nadal siedział ze słuchawkami w uszach. Jaki on jest irytujący... Nadal "leżąc" górną partią ciała na stole, odwróciłam twarz w jego stronę. Chwilę mu się przypatrywałam.
- Nathan - szturchnęłam go w ramię. Zero odezwu. Szarpnęłam za kabelek od słuchawek. Wreszcie na mnie spojrzał. 
- Prze...przepraszam - mruknęłam pod nosem. No, nie lubię i nie umiem tego robić. A poza tym w tym przypadku naprawdę nie wiem za co. Zatrzymał się na moment i zwinąwszy dłoń w trąbkę, przyłożył ją do ucha.
- Przepraszam, okej? - powtórzyłam się, w duchu wywracając oczyma. Potaknął głową.
- Tooo, odezwiesz się w końcu? - cisza. - No, Nathy, no...
- Jak mnie nazwałaś? - wyszczerzył się.
- Nijak. To, dzwoniłeś?
- Co się stało w samolocie? - spoważniał.
- Pierwsza spytałam.
- Moja sprawa jest starsza - ciągnął.
- Cholera. Nath, daj spokój! - wybuchnęłam.
- Dam jak powiesz - odkrzknął. To się nazywa niezwracanie na siebie niczyjej uwagi.
- Boję się latać.. 
- Kayl... - spojrzałam na niego ostrzegawczo.
- ...a - dopowiedział. - Nie leciałem z tobą pierwszy raz... Powiedz - nachylił się w moją stronę. Nagle jakaś dziewczynka, mogła mieć z dwanaście lat, pociągnęła mnie za rękę. Zaczęła mi coś gorąco tłumaczyć w żabim, przepraszam francuskim, języku. Patrzyłam na nią jak na pantomimę, nie rozumiałam ani słowa. Kiedy doznałam olśnienia, wstałam z krzesła i wyszłam z knajpki.
Nathan
Czemu ona nic nigdy nie chce powiedzieć. Nie pozwala sobie pomóc...  Ni stąd ni z owąd, wstała od stolika. Zostawiając mnie samą z małą blondynką, której usta się nie zamykały. Gdyby chociaż mówiła po angielsku...
- Je t'aime. J'aime votre musique. Je vous remercie de vous être. Grâce à vous je vis et je souris. The Wanted est le meilleur... - Zaraz, zaraz.. The Wanted? Fanka, ufff. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, podpisałem  jakiś papierek i byłem wolny. Opuściłem lokal, przed drzwiami zauważyłem Santiago. 
- Umie zagadać człowieka, co? - spytała kierując wzrok w stronę drzwi, za którymi została Francuzka. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i stanąłem na przeciwko niej. Już miałem się odezwać, kiedy ubiegł mnie dzwonek jej komórki - nie odsunąłem się.
Kayla
Ulga czy przerażenie? Z jednej strony uwolnienie od rozmowy z Nath'em, z drugiej znowu ta głupia komórka. Dlaczego jej po prostu nie wyrzucę?
-  Odbierz - szepnął szatyn. Raz się żyje... Tylko raz.
- Halo? - odebrałam telefon. 
- Miło cię znowu słyszeć - usłyszałam głos w słuchawce.
- Czego chcesz?
- To ja się pytam, gdzie ty jesteś? Powinnaś siedzieć teraz w domu!
- Nie możesz mi rozkazywać - w mojej głowie te słowa brzmiały pewniej.
- Jesteś tego pewna? - podniosłam wzrok na Nath'a. Wpatrywał się we mnie bez słowa. Byłam ciekawa ile słyszy.
- Tak, sama się utrzymuję i...
- Mieszkanie w rozpadającej się kamienicy i latanie za pięcioma chłopakami jak ladacznica, nazywasz zarobkiem? - podniósł głos. Więc jednak wie...
- Daj mi spokój..
- Oj, nie kochanieńka. Jesteś mi jeszcze coś winna, pamiętasz?
- Skurwiel - wykrzyknęłam i zakończyłam połączenie. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie, proszę tylko nie teraz. Czyjeś ręce oplotły mnie w talii. Momentalnie wyrwałam się z uścisku.
- Nie dotykaj mnie - wypaliłam ostro i rozryczałam się na dobre.
Nie wiem jak, ale po jakiś 15 minutach leżałam skulona i zapłakana na łóżku w jakimś pokoiku hotelowym. Nathan. Jak on rozhisteryzowaną mnie tutaj przetransportował? Medal mu się za to należy jak nic. Usiadłam i wzrokiem odszukałam szatyna. Siedział na krześle pod ścianą z laptopem na kolanach.
- Mocno ci nawrzucałam? - spytałam mając na myśli drogę spod knajpki do hotelu.
- Trochę.. Coś o jakimś baranie, debilu, piątym kole, ignoracie, zboczeńcu, egoiście.. Nic czego bym wcześniej od ciebie nie słyszał - uśmiechnął się krzywo i usiadł obok mnie.
- Jej... Nath, słuchaj przepraszam - naprawdę było mi  głupio.
- Nie ważne - oparłam głowę na jego ramieniu. Ten dzień z sekundy na sekundę staje się jeszcze dziwniejszy. Objął mnie dłonią w pasie. Siedzieliśmy tak chwilę...
- Załatwiłeś coś? - wyprostowałam się. Popatrzył na mnie zdezorientowany, chwyciłam jego laptopa. Ręką opuścił klapkę na moje palce.
- Kayl.. - zaczął.
- Nathan jest okej, serio - spojrzałam mu w oczy i wróciłam do monitora. - Więc Justin ma zamówiony pokój w hotelu pod wierzą. Czyli...
- Na czwartym piętrze, pokój nad nami - wtrącił się.
- Super, przyjechali już? 
- Za pięć godzin. Dzwoniłem do Scooter'a o czwartej mamy przyjść. Wysłałem sms-y chłopakom - przypominało to trochę zdawanie raportu.
- I... zrobiłeś to wszystko w te parę minut - kiwnął głową. Byłam w szoku. - Jak chcesz to potrafisz, chociaż...
- Co znowu pomyliłem? - westchnął.
- Jak chłopcy wejdą do budynku skoro już stoi przed nim tłum Beliebers? A i lepiej nie informuj Tom'a, że mogliśmy lecieć samolotem w południe, a nie o trzeciej...
- Ale ze mnie wielki bałwan - zakrył twarz dłońmi i opadł się na łóżku.
- Nie taki znowu  wielki - położyłam się i oparłam łokciem o jego tors.
- Serio? - uniósł się na łokciach i zmarszczył brwi. - A tobie co nagle tak wesoło? - okręcił nas tak, że teraz to on był nade mną.
- Myślisz, że uda mi się pogadać z Justin'em? - wyszczerzyłam się. Załamany usiadł.
- Zrozum tu kobietę. Ma pięciu przystojnych facetów, mnie, a i tak Bieber jej w głowie - dramatycznie splótł dłonie za głową i ponownie znalazł się na plecach. Zaśmiałam się.
- Zazdrosny? - wyszczerzyłam zęby. Pani per głupawka ogarnęła moje ciało.
- A żebyś wiedziała - udając naburmuszonego, odwrócił się do mnie plecami.
- Znowu się obraziłeś? - szturchnęłam go w ramię.
- Yhmn..
- Przepraszam, już?
- Nie - odpowiedział płaczliwym głosem.
- Dzieciuch - obeszłam łóżko i kucnęłam po drugiej stronie, a ten przewrócił się na drugi bok. Nie wytrzymam z nim. Wdrapałam się ponownie na materac i cmoknęłam go w policzek.
- Odfochałeś się? - odwrócił się i usiadł na przeciwko mnie.
- Moooże - uderzyłam go dłonią w tył głowy.
- Auu - złapał się za potylicę. - A to za co?
- Na rozumek - posłałam mu niewinny uśmiech.
- Jasne... To twoje - sięgnął do kieszeni spodni i podał mi telefon.
- Dzięki - spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniała "nowa wiadomość" od jakiegoś numeru.


 

Ralph i sms-y? Przecież zawsze dzwonił. Bał się, że wiadomość może przeczytać ktoś niepowołany. Poza tym znałam jego numer... A on nie miał mojego..


Zaciekawiony Nath zwisał mi teraz przez ramię.
- Coś się stało?
- Nie, nic - odepchnęłam go od siebie, słysząc sygnał nadchodzącej wiadomości.


Coś mi nie pasowało w tych sms-ach. Francuski, chiński? Co to za języki?




No, tak... Roaming...







 - Za godzinę? - wyszeptałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy Nathan przeczytał wszystkie wiadomości.
- Kayla, o co chodzi? - spytał.
- Bo.. ja.. Po prostu się wyprowadzam -wypaliłam.
- Dlaczego?
- Nath, nic mnie już nie trzyma w Londynie. Pracę straciłam, ojciec wie, gdzie jestem.. Tego jest już po prostu za wiele..
- Dlatego tchórzysz?
- Nathan...
- Nie ma żadnego Nathan. Do końca życia będziesz uciekać jak szczur, bo tak jest łatwiej? - podniósł głos.
- Nic nie rozumiesz..
- Masz rację, nie rozumiem. Zamierzałaś nam w ogóle powiedzieć?
- Może. Nie. Tak. Nie wiem! - głos mi zaczął drżeć. - Daj mi spokój.
- Nie mogę - nadal krzyczał.
- Bo? - odpyskowałam.
- Bo mi na tobie, do cholery, zależy! 


Dramat. Nie czytajcie tego powyżej! Rozdział jest długi..., bo jest to dwa w jednym. xD Zanudziłabym Was do reszty jakbym to podzieliła.
To był ostatni "wolny" poniedziałek i tym rozdziałem kończę wakacje :(
Powodzenie w szkole i.... NIE DAJMY SIĘ :D



 

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 17: Puedo...


"Everybody's always talkin' at me
Everybody's tryin' to get in my head
I wanna listen to my own heart talkin'
I need to count on myself instead
Did you ever
loose yourself to get what you want
Did you ever
get on the ride, don't wanna get off
Did you ever
push away the ones you should've held close
Did you ever let go?
Did you ever not know? 

I'm not gonna stop
That's who I am
I'm giving all I got
That is my plan
Will I find what I lost?"

       >> "Bet on me" High School Musical 2 (tak, serio) <<


Tom
Zabiję, uduszę, ukatrupię, pokroję na kawałki... Sykes, nie żyjesz! Rzuciłem się w pogoń za dziewiętnastolatkiem stojącym w MOIM pokoju, przy MOIM łóżku, z teraz już pustym wiadrem, którego mokra zawartość znajdowała się na MOJEJ głowie i to o trzeciej nad ranem!
- Stary przepraszam, ale nawet tłuk garnków cię nie mógł obudzić. A w ogóle to spójrz na to z innej strony... Masz prysznic z głowy - Młody migał się za krzesłem, gdyby nie moje zaspanie pewnie już dawno bym go złapał... Zbiegłem za nim na dół, gdzie już czekała reszta, jak widać również po kąpieli. Nathan wyglądał przy nas jak skowronek, choć nigdy nie przypominał rannego (Parker, jest trzecia w nocy!) - nocnego ptaszka.   
- O co chodzi? - spytałem nadal pod wpływem adrenaliny. 
- Za dwie godziny mamy samolot do Paryża - chyba ogłuchłem, bo jego głos zupełnie do mnie nie docierał. - Jedziemy pogadać ze Scooter'em w sprawie tego ostatniego szumu w okół nas...
- Zaraz, jakich nas? To w okół ciebie wszystko się sypie - wypalił Max. Widocznie niewyspanie również u niego odbiło się napięciem nerwów.
- Ale.. No.... Jesteśmy zespołem, nie? - spytał już ciszej i spuścił głowę. Zrobiło mi się go naprawdę żal.
- Zdążymy wpaść, po drodze, po Kelsey? - spytałem z rezygnacją.
- Jak zaraz ruszymy. I tak musimy wpaść po Kev'a i... - urwał. Domyślałem się co chce powiedzieć.
- A pomyślałeś jak my go dobudzimy? - zamierzałem rozluźnić atmosferę. Udało się - jak zwykle. Nie, żebym się przechwalał. Na twarzy chłopaków wykwitł grymas - coś na kształt uśmiechu. W niecałą godzinę później siedzieliśmy w małym vanie wraz z dziewczynami i BigKev'em pod ciemną, lekko rozwalającą się kamienicą...
Nathan
Głośno przełknąłem ślinę wychodząc z samochodu. Zagłębiłem się w wnętrze kamienicy i stanąłem przed drzwiami na drugim piętrze.. A raczej przed dwoma. Świetnie. Kevin i tak z wielkim oporem zawiózł mnie pod dom Kayli. A teraz miałem pół godziny na przekonanie dziewczyny do wyjazdu. Ale wcześniej oczywiście musiałem zapukać w odpowiednie drewno. To jak strzelanie na klasówce. Ene, due, rabe... W końcu sam nie mogłem już wytrzymać ze swoją głupotą. Ręką, zwiniętą w pięść, uderzyłem w pobliską ścinę. Usłyszałem ciche chrupnięcie dochodzącej z wnętrza mojej dłoni. Odruchowo chwyciłem nadgarstek i oparłem się o ścianę, cicho sycząc. W ten drzwi na przeciwko otworzyły się na długość łańcucha. Para ciemnych oczu, mrużących się od nadmiaru światła, na chwilę rozszerzyła się w szoku. Drewno zamknęło się z hukiem, by po chwili odbić się od framugi i otworzyć na oścież. W progu stała blada od niewyspania dziewczyna, ubrana w o wiele za duży T-shirt sięgający jej do połowy uda, ciemne włosy były rozwichrzone na jej głowie bezsilnie starała się je zgarnąć na lewą stronę, lekko podkrążone oczy patrzyły na mnie z niemałym zaskoczeniem..
- Nath, co ty tu robisz? - spytała powoli lekko zaspanym głosem.
- Bo ja.... - w drzwiach na przeciwko dało się słyszeć chrzęst przekręcanego zamka. 
- Wchodź - Kayla złapała mnie za rękę (tak dokładnie tą, która wcześniej miała dość bliski i bezpośredni kontakt ze ścianą) i szybko wciągnęła do swojego mieszkania, zatrzaskując za nami drzwi.
Kayla
- Skąd tu się wziął... - urwałam, kiedy zobaczyłam jak energicznie pociera swój nadgarstek. - Co ci się stało? - wskazałam na trzymającą przez niego w ręce kończynę.
- To? Nic - szybko schował za siebie nadgarstek. - Słuchaj, mamy... - spojrzał na zegarek - jakieś czterdzieści minut do wylotu i dwadzieścia drogi... Jesteś w stanie wyszykować się w kwadrans?
Przystopuj, troszkę. Spojrzałam na niego kompletnie zdezorientowana. 
- Jedziemy do Paryża, do Braun'a - dopowiedział.
- Ciekawe, jak wpadłeś na ten genialny pomysł? - burknęłam pod nosem. Moja ironia i sarkazm dostępne 24 godziny na dobę.
- Pojedziesz z nami?
- Nami? - wytrzeszczyłam oczy. - Postawiłeś chłopaków na nogi? - uśmiechnął się.
- To jak? 
- Nie mogę.
- Nie możesz czy nie chcesz? - drążył temat.
- Jedno i drugie - spuściłam głowę, gdy poczułam parę ramion oplatających moją talię. Nagle unosiłam się nad podłogą i nim się spostrzegłam stałam w mojej łazience przed lustrem. Nath wręczył mi do ręki szczoteczkę do zębów z nałożoną pastą. Sam oparł się o krawędź wanny i splótł ręce na piersiach.
- No, dalej.. Na co czekasz? - ponaglał mnie, kiedy zbaraniała wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze. Podszedł do mnie od tyłu i złapał za dłoń z przyrządem do czyszczenia jamy ustnej. Uderzyłam go lekko łokciem w żebra. Odsunął się, korzystając z chwili przestrzeni odwróciłam się w jego stronę. Od razu rozsądek napłynął spowrotem do mojej głowy. Od wczorajszego dnia działo się ze mną coś niedobrego, tak jakbym na skutek zetknięcia z jego skórą zawieszała procesy myślowe. A mówią, że głupota nie jest zaraźliwa...
- Nath, to jest łazienka - ręką wskazałam mu drzwi dając tym samym jasne polecenie. Podniósł ręce do góry w geście obronnym i wycofał się zza nie. Odetchnęłam z wyraźną ulgą, kiedy drewno ponownie się rozchyliło, a przez nie wyjrzała twarz chłopaka..
- Ale polecisz? - rzuciłam w jego stronę ręcznik.
- Spadaj!
- Kayl... - nie wiem czy to przez zaszantażowanie czy tak wczesną porę, ale zgodziłam się. Ten ostatni raz... Te ostatnie dwadzieścia godzin postanowiłam przeżyć na pełnych obrotach. Nie przejmować się dalszym losem. Żyć pasją, którą podarował mi chłopak, któremu pewnego dnia zalałam full cap'a, zmieniając tym samym sens mojego istnienia. Zaraz ja zalałam mu czapkę? To on wpadł na mnie... Dobijanie do drzwi wyrwało mnie z rozmyślań. Już ogarnięta fizycznie (przynajmniej tyle ile się dało) wyszłam z pomieszczenia mijając po drodze chłopaka, zamknęłam się w swoim pokoju, szybko narzuciłam jakieś ciuchy, chwyciłam szary plecak i zaczęłam wrzucać do niego potrzebniejsze rzeczy, przeszłam do salonu i kuchni. Spakowana stanęłam pod drzwiami frontowymi patrząc na zszokowanego Nath'a nadal stojącego pod łazienką.
- Idziemy? - spytałam. Potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Siedem i pół minuty... - wydukał. Wzruszyłam ramionami.
- Nauczyłam się żyć w pośpiechu. W końcu zajmowałam się najbardziej leniwym zespołem.
- Nie mów tak - podszedł do mnie.
- Jak?
- Jakby ten cały syf to była tylko i wyłącznie moja wina.
- A czyja, Nath? - nie odpowiedział. - Słuchaj nie chciałam, żeby tak to...
- Chodźmy już, okej? - zapytał wyrzutym z emocji głosem. Naprawdę zrobiło mi się przykro... Mi?
- Weź to.. - wręczyłam mu do ręki bandaż z saszetką maści - ręka ci puchnie.
Schował przedmioty do kieszeni kurtki i tylko kiwając głową wyszedł.
Psia mać! Nie rób mi tego! Nie wywołuj u mnie wyrzutów sumienia.. Krzycz, zbij, walnij w twarz, posadź na krześle elektrycznym, ale nie milcz... Zacisnęłam dłonie w pięści, odetchnęłam.. Ruszyłam za chłopakiem w stronę auta. Wsiadając posłałam lekki uśmiech Kels i Nar - dawno się nie widziałyśmy. Zostałam zmuszona zająć miejsce między Panem Naburmuszonym a drzwiami. Rzuciłam jeszcze krótkie spojrzenie w stronę Nathan'a.. Siedział ze spuszczoną głową, twarz zakrywał mu daszek full cap'a. Prawą dłoń pokrywał bandaż - sama nie zauważyłam, kiedy go założył. Wydawał się jakiś taki nieobecny... Niemożliwe, aby moje słowa tak bardzo go dotknęły...
*****
Odprawa na lotnisku przebiegła dość sprawnie, nawet nie zauważyłam, kiedy siedzieliśmy już w samolocie... Samolot, mimo paru już podróży odbytych tym środkiem transportu, nadal obawiałam się startu. Ostatnia zajęłam swoje miejsce koło Max'a. Łysolek od razu zasnął... Stewardessa kazała zapiąć pasy, kupa złomu właśnie unosiła się w powietrze... Cicho pisnęłam przyciskając się jeszcze bardziej do fotela. O ile było to jeszcze możliwe.. Nathan siedzący na przeciwko drgnął na chwilę... Znajdujący się obok niego Jay odwrócił się w moją stronę i posłał mi pokrzepiający uśmiech... Po chwili, zdawiającej się trwać wieczność, osiągnęliśmy odpowiednią wysokość. Zaczęłam niewygodnie kręcić się na swoim miejscu. Czemu to Max zajął miejsce przy oknie? I tak mocno spał, tak samo jak reszta zresztą. Podniosłam spojrzenia i napotkałam twarz Loczka wpatrującą się we mnie zza oparcia  fotela.
- Nie dajesz człowiekowi zasnąć - rzucił po chwili. 
- Przepraszam tak jakoś... Nie mogę znaleźć sobie miejsca.
- Zamienimy się? - od razu kiwnęłam potakująco głową. Jay miał miejsce przy oknie, koło... Ach, no tak.. Za wcześnie się zgodziłam. I tak oto siedziałam teraz z podkulonymi pod brodę nogami między oknem a zamyślonym Sykes'em w żelaznej puszcze zawieszonej kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Może być lepiej?
*****
Minęła godzina lotu według mojego czasu, wskazówki zegara nie były już tak skore do współpracy i jak na złość pokazywały piętnaście minut. Westchnęłam i oparłam głowę o zagłówek. To już nie chodziło o miejsce, w którym się znajdowałam, ale o niego... A raczej wyrzuty kłębiące się w mojej głowie. W sumie nic takiego nie zrobiłam. Ale z drugiej strony, co mnie obchodzi jego zdanie na mój temat. Jednak obchodziło. Nie chciałam przerodzić znajomości z Nath'em na taką samą jak z Ralph'em. Zresztą on by mi na to nie pozwolił... Uśmiechnęłam się sama do swoich myśli. Ralph'owi mogłam powiedzieć wszystko (a raczej to co uznałam za słuszne), nie ufałam mu na tyle żeby mówić o swoich odczuciach. Zawsze opanowana informowałam go co od niego oczekuję, a ten starał mi się pomóc, niezależnie czy zgadzał się z moją decyzją czy nie. Nath trzymał się swoich (choć bardzo zaburzonych) przekonań.                                                                                                                         Ralph... Wychowywaliśmy się razem, znaliśmy się od małego. Miejscowy cwaniaczek. W wieku czternastu lat sam zarabiał na swoje utrzymanie. Obrotny chłopak załatwiał wszystko. Na początku gustował w biletach, trudno dostępnym towarze, w pewnym okresie również w używkach, aż w końcu stał się mistrzem w podrabianiu dokumentów... Jak dziewczyna z dobrego domu spotkała urwisa? Ucieczki wymagały odpowiedniego przeszkolenia i nauczyciela. Kiedy ojciec mnie..., postanowiłam wyjechać jak najprędzej. Ralph załatwił mi, na w pełni legalnie jak się tylko dało, mieszkanie, akademię prawniczą, rentę po rzekomo zmarłych rodzicach, mitycznego opiekuna, który niby miał się mną zajmować. Wszystko pięknie... Sama udałam się do urzędu i zmieniłam nazwisko z imieniem. Kontakt z chłopakiem się urwał.. On wiedział tyle, że obecnie przebywałam w Londynie, oraz że pracuję/pracowałam dla "Scooter Braun Project". To ostatnie nie było tajemnicą, przecież spędzałam z chłopakami sporo czasu... W ten sposób można było z łatwością sprawdzić moje nazwisko, numer telefonu, adres... Nagle doznałam olśnienia, a po plecach przeszedł mnie zimny dreszcz. Nic już nie wiedziałam. Ojciec nie musiał szukać geniusza aby mnie znaleźć, ale w sumie Ralph miał zawsze spory pociąg do pieniędzy. Ojciec ma pieniądze. Czyżby? Nie to niemożliwe. Gdyby tak było znalazłby mnie dużo wcześniej.. Ale może Ralph znowu wpadł w jakieś długi? Nie i tak by mnie nie wydał. Ale przecież dzwoniłam wczoraj do niego... Martwił się.. Pytałam o nowe mieszkanie.. A jeśli? Tego już było za wiele jak na moją głowę. Fala nudności ogarnęła moje ciało. Szybko poderwałam się z miejsca, przy okazji potykając się o nogi Nath'a. Zatykając usta dłonią, pobiegłam do samolotowej łazienki, dzieląc się z toaletą zawartością mojego żołądka. Obmyłam twarz zimną wodą - nie pomogło. Czułam się jak zaszczute zwierzę w klatce: nie miałem gdzie uciec ani kogo poprosić o uchylenie prętów płapki. Wróciłam na swoje miejsce, po drodze napotykając zmartwioną parę oczu błyszczącą spod cienia rzucanego przez daszek czapki. Zwinęłam się na miejscu i starałam uspokoić skołatane nerwy. Nie zdawałam sobie sprawy, że dygoczę ze strachu, dopóki pewna ręka nie pociągnęła za mój bark sprawiąjąc, że odwróciłam się tyłem do okna, a palce dłoni odzianej w bandaż nie zacisnęły się w okół moich.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 16: Usted es mi mundo (Nathan: kiss or punch in the face?)

"My whole life
Waiting for the right time
To tell you how I feel
And though I tried to
Tell you that I need you
Here I am without you
I feel so lost, but what can I do?
'Cause I know this love seems real
But I don't know how to feel

We say goodbye in the pouring rain
And I break down as you walk away (Stay! Stay!)
'Cause all my life I felt this way
But I could never find the words to say (Stay! Stay!)"

                                                                   >>Hurts "Stay"<< 




-On to jakoś wyprostuje, jak zawsze - dokończyła i ruszyła w stronę wyjścia. Szybko wstałem i chwyciłem ją za dłonie. Palce naszych stup praktycznie się stykały... Raz kozie śmierć... Pochyliłem głowę i...
Kayla
Naprawdę mam dość tych pięciu idiotów. Chwila.... Jednego idioty! Co on sobie myśli? Czy ja wyglądam na jakąś przedszkolankę? No chyba tak, skoro on zachowuje się jak małe dziecko, które przybiega z miną zbitego psiaka, kiedy coś zmajstruje. Jestem na niego zła, wściekła tylko dlaczego muszę to sobie stale powtarzać w głowie? Brzuch skurczył mi się nie miłosiernie, kiedy zbliżałam się do drzwi wyjściowych. Wtem ktoś zdecydowanym ruchem obrócił mnie w swoją stronę i złapał za dłonie. Nath był blisko... za blisko. Człowieku, istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista. Nie słyszałeś nigdy o tym? Mój sarkazm wyraźnie zawierał głos w mojej głowie. W duchu uśmiechnęłam się do siebie, czyli nadal jestem na niego wkurzona. Nachylił się w moją stronę...
- Przepraszam, no... - ciche słowa wpłynęły do mojego ucha. Spuściłam głowę. Zdawało się, że czas się zatrzymał, na moją niekorzyść. Nath wyprostował się nadal trzymając moje dłonie zaczął machać nimi to w lewo to w prawo, nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię. Podniosłam wzrok. Patrzyłam na niego jakby postradał zmysł, a on jakby nic nigdy dalej machał rękoma, z głową utkwioną w suficie nad moją głową nadal nucił.
- Nath? - spytałam lekko przerażona.
- Hmn.. Ach, tak.. Co? - oczy wyszły mi na wierzch.
- Co ty robisz? - cedziłam wolno każde słowo.
- Ja.. - zamarł jakby analizując ostatnie parę minut -... nic... - uśmiechnął się szeroko. Jednak grał.
- Zawsze tak masz? - spytałam. Wzruszył ramionami:
- To dla zabicia stresu - uniosłam brwi. Ten człowiek naprawdę mnie zadziwiał.
- Co on wyprawiał przed castingiem? - pomyślałam... Niestety na głos. 
- Też gadasz sama do siebie?
- Co?
- Nie, nie nic - zamyślił się, tworząc bruzgę na czole - Nie chcesz wiedzieć co się wtedy działo - wypalił z uśmiechem nawiązując do mojego wcześniejszego pytania. Znowu cisza, i znowu "latające ręce" szarpnęłam dłonie ku dołowi. Dłonie chłopaka zatrzymały się, ale nie puściły moich. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę jak mocno musi je trzymać...
- To jak? - przerwał moje rozmyślania. Mój wyraz twarzy musiał wyrażać pełną dezorientacje, gdyż szybko dodał. - Nadal się gniewasz?
Utkwiłam wzrok gdzieś w przestrzeni... Czy nadal mam ochotę rozerwać go na strzępki?Nie, ale i tak stanowczo za szybko mu "wybaczam". Wzruszyłam ramionami.
- Aha... - inteligentna odpowiedź i znowu nucenie.
- Nath!
- Co?
- Przestań.
- Ale co?
- To.
- To? - podniósł brew. Złapał mnie w talii i przerzucił na sofę, po chwili ponownie złapał moje dłonie. Znów zaczął mruczeć pod nosem.
- Tak, to - odparłam lekko wnerwiona.
- Denerwuje cię to? - spytał.
- Tak, Nathan. I przestań.
- Fajnie zabrzmiało.
- Co? - jejku ten człowiek ma naprawdę jakieś problemy ze skupieniem uwagi na jednym temacie.
- To: "Tak, Nathan" - okeeeej potrzebuję słownik "angielski-nathanowy, nathanowy-angielski".
- To mnie puścisz? - odparłam po chwili ciszy.
- Myślałem, że rozmawiamy o zaprzestaniu wydawania dźwięków... - wywróciłam oczami.
- O tym i o tym! - wybuchnęłam.
- Wcześniej o tym drugim "o tym" nie wspominałaś - powiedział ze stoickim spokojem.
- Bo wtedy stałam!
- A w takim razie było trzeba przewidzieć taką ewentualność - Ratunku! Psychol, dzwońcie do czubków, niech go zabiorą! Wypuściłam głośno powietrze.
- No, od razu lepiej. To, co ty na układ? - otworzyłam szerzej oczy. A teraz co ma na myśli?
- Przyjmiesz moje przeprosiny, a ja przestanę nucić ci nad uchem - dokończył.
- I mnie puścisz - pertraktowałam.
- Hmmnn... - zamyślił się po raz kolejny -  Nie.
- Dlaczego?
- Bo wychodzę na minusie w tym układzie - odparł.
- To co chcesz? - chwile się we mnie wpatrywał.
Nathan
Co ja chcę? Chwile się w nią wpatrywałem. Już miałem coś powiedzieć, ale szybko zmieniłem zdanie.
- Wybaczysz mi i... weźmiesz na siebie wszelkie konsekwencje pofarbowania chłopakom rzeczy. Usiadła na sofie..
- Auć, Nathy puść - popatrzyłem na nią i puściłem jej ręce, oplatając przy tym swoją wokół jej tailii. Nie ma tak łatwo - jeszcze się nie zgodziła. Westchnęła z irytacji.  
Dowiedzieli się już? - spytała. Przytaknąłem głową:
- I za karę sprzątam wszystkie łazienki - odparłem z powagą, napotykając jej wesoły uśmiech. Nagle spoważniała.
- Ale dlaczego tylko ty? - Yyyyy... i co ja mam jej powiedzieć? No przecież nie tak jak było...
- Bo ciebie lubią - brawo Nath, jednak coś wymyśliłeś. Oscar'a normalnie dać. Westchnęła.
- No, dobra - spojrzałem na nią zbity z pantałyku. - Zgadzam się - dokończyła. Zgodnie z umową, musiałem ją puścić... A cholera wcale tego nie chciałem.
Wstała z kanapy i ruszyła do wyjścia. Hola, stop!
- Ej, gdzie ty idziesz? - prawie wykrzyknąłem, zdziwiony.
- Do domu - odparła jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dla mnie nie była.
- -Przyjdziesz jutro z rana? - dopytywałem.
- Raczej nie... - złapała klamkę. Podszedłem do niej.
- Ale mówiłaś, że już jest w porządku - drążyłem temat.
- Nath, nie jestem zła.
- Ale chcesz iść - zaciąłem się na tym "ale" czy co?
- Jest po jedenastej, zanim dojdę będzie północ - odparła.
- Ale.... Czemu nie chcesz przyjść jutro?
- Bo to nie ma sensu. Muszę uszykować papiery. W czwartek wraca Nano - mam z nim spotkanie.
- Kayli, nie zostawiaj mnie z tym samego - szepnąłem.
- Nath...
- Weź przyjdź jutro, zrobimy sobie dzień wolny z chłopakami...
- W piątek wylatujecie, w czwartek spotkanie, jutro jest wasz ostatni wolny dzień. Pewnie będą chcieli spędzić go na sam z dziewczynami...
- No, okej. Ale ja, Jay i Max? -przerwałem jej.
- Max pojedzie do brata, Jay coś sobie znajdzie, a ty masz spotkanie z Tamarą...
- Nie spotkanie tylko telefon... Kayla, ja naprawdę nie wiem co mam z nią zrobić? - spuściłem głowę.
- To już nie jest mój problem - odparła po chwili milczenia. Wiedziałem, że nie mówi tego szczerze.
- Ale pytam cię jako znajomą, nie pracownicę Brown'a.
- Jako znajomą? - przytaknąłem głową. Dziewczyna zaczęła czegoś szukać w kieszeniach swoich spodni. W końcu wyciągnęła z nich małą karteczkę. - To bym ci poradziła - wręczyła mi skrawek papieru. Zamknąłem dłoń, po chwili rozłożyłem. Wizytówka: "Nano Tissera - day to day menager - The Wanted. Scooter Braun Project. 529-751-630". Usłyszałem zgrzyt otwieranych drzwi i tupot nóg na schodach. Podniosłem wzrok - cholera. Nie namyślając się długo wybiegłem na klatkę.
- Kayla, poczekaj - krzyknąłem, ale jej już nie było. Za to echo moich słów wydawało drwić sobie z rozpaczonego chłopaka, stojącego jak taki kołek w drzwiach frontowych.
Kayla
Musiałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Korzystając z chwili nieuwagi Sykes'a wybiegłam na dwór. Chłód uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Do kamieniczki, w której wynajmowałam mieszkanie, miałam jakieś 50 minut drogi. Naprawdę nie miałam ochoty samej pałętać się o tym czasie ulicami Londynu... Dwa wyjścia: albo wracam do chłopaków, albo zamawiam taksówkę. Przeszukałam płaszcz w poszukiwaniu telefonu - znalazłam. Wyładowany. Pierwsza opcja nie wchodziła w grę. Zostało wracać na piechotę. Nagle w kieszeni poczułam wibrację. No, tak... Druga komórka! Zapomniałam. Spojrzałam na wyświetlacz - nieznany. Przełknęłam głośno ślinę i szybkim ruchem schowałam telefon. Raźnym krokiem ruszyłam w drogę. Nawet nie zauważyłam, gdy zaczęłam biec. Zatrzymałam się dopiero przed swoimi mieszkaniem. Gdy znalazłam się w środku, zatrzasnęłam drzwi i opuściłam się po ich tafli. Zbierało mi się na płacz. Znowu to samo. Znowu wystraszyłam się telefonu od człowieka, który podawał się za mojego ojca. Tak bardzo nie chciałam być teraz sama. Ale jedyną osobą, która znała tą sprawę, był Nathan. Och, co za ironia...
Nie płakać, zaczynać życie od nowa.
Chwyciłam słuchawkę telefonu stacjonarnego i szybko wyklikałam znany na pamięć numer...
- Tu Ralph Montiorii. Zostaw wiadomość po...
- Ralph to ja - powiedziałam drżącym głosem.
- Kath? Co się stało? - spytał wyraźnie zatroskany.
- Jak szybko znalazłbyś mi nowe zameldowanie? 
- Hmn.. - w głowie widziałam jak pociera dwudniowy zarost - w Londynie?
- Nie, Ralphi. Ja muszę zniknąć. Na jakiś czas...
- Kath? Co się dzieje? - zabrzmiał jego surowy głos. Martwił się jak zawsze.
- Ja nie chcę do Hiszpanii - powiedziałam i zerwałam połączenie.
Nathan
Wróciłem do salonu i ciężko usiadłem na sofie. Byłem załamany, o co w tym wszystkim chodzi?
"Sam wszystko zbytnio komplikujesz." O... witam ponownie głos w mojej głowie. Nie powiem, żebym tęsknił... Muszę coś zrobić...
W tej chwili do na dół zszedł Parker z wielkim uśmiechem na ustach wraz z pozostałymi...
- I wszystko skończyło się szczęśliwie - odparł wielce radosny, komentując zapewne film.
Uśmiechnąłem się smutno.. 
*****
Zegar wybijał drugą w nocy. Cały dom pogrążony był w głębokim śnie. Tylko jeden dziewiętnastolatek z grzywką opadającą na prawe oko, w okularach na nosie nadal siedział przy laptopie. Ze zmarszczką zarysowaną między brwiami i skupieniem na twarzy przeglądał spisy najbliższych lotów... Ten jeden raz w życiu postanowił niczego nie spieprzyć.

Convertirse en  


Hej :) Tak, wiem rozdział to katastrofa. Przepraszam.
Bardzo Wam dziękuję za 10 komentarzy pod ostatnim postem ♥
I to nie byle jakich, naprawdę się na nich uśmiałam, są cudowne.
Długo myślałam co mam zrobić z tą końcową sytuacją pod tamtym rozdziałem po takich opiniach xD:
    " Założę się, że to będzie coś w stylu, przechyliłem głowę i jebnęliśmy się czołami hahah leże z siebie. Ratunku, zanierzcie mnie :))" 
    "Nie wierze, że Sykes ją pocałuje, Kayla go pewnie odepchnie, bo kto by takiego ciotę całował, który się tak mazgai? Ale niech próbuje, powodzenia życzę na nowej drodze życia w niebie jak Cię Kayla po ryju zdzieli xD"
     "I wgl to, jak przypuszczam, nie dojdzie do tego pocałunku, bo do tego chyba zmierza końcówka, albo Nath dostanie nieźle w papę xd"
     "I TAK BTW CO SIĘ NATHANOWI ZACHCIAŁO CAŁOWAĆ?!
Jestem pewna, że się nie pocałowali. Nathan przechylił głowę, a Kayla się spojrzała na niego tak WTF?!" - Z tego po prostu nie mogłam xD
      "Ale za to niesamowicie wredne zakończenie z twojej strony to ja cię chyba uduszę." - Proszę nie rób tego :)

Czytając tego typu treści czułam się trochę jak Jay (patrzcie poniższy filmik od 5,00 do 5,50) :D




Witam dwie nowe czytelniczki: Jemersed ♥ i Infinity ♥ :)
I Dreamer ♥ ZGADŁAŚ!! Oczywiście oglądali: "Czasem słońce, czasem deszcz". :)

I.. (Wiem, że się dzisiaj rozgadałam, ale po prostu muszę. ^^) Co sądzicie o tej jednej minutce?
  

Ja miałam obiekcje co do piosenki, ale ta jedna minuta teledysku sprawiła, że teraz nie mogę się doczekać całości i zachowuję się jak wiewiórka po kofeinie. ;D Ostatni raz tak się zachowywałam przed premierą "Gold forever" i jak odkryłam chłopaków... I ogólnie oni tak nieźle w nim wyglądają, a nie ma takiego retuszu jak na początku "GYC". Max przy stole, Tom na gitarze, Jay  i Seev oraz Nathan z tym  swoimi "Everybody". Proszę nie mówić przy mnie tego słowa. I ogólnie rozpisałabym się, bo videoclipy to moja pasja, ale przecież nie o tym jest ten blog... - Mówiłam, że mam za dużo energii.

Dedykacja dla wszystkich w szczególności tych, którzy pod ostatnim postem zostawili komentarz. :) Uwielbiam Was ♥

Do następnego :)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 15: De nuevo...

 "I’ve seen a lot things in life that words can’t explain
See we ain’t any different but we just ain’t the same
They never listen when we tell ‘em, tell ‘em
All they understand is venom, venom
People only use you when you let ‘em, let ‘em
Well if that’s the case then I’m the one to blame..."

< Dappy "Good Intentions" >


 Nawet nie zauważyłem, kiedy wbiła mi się w usta. Kolejnym bodźcem jaki odebrałem był dźwięk misek, chrupek, chipsów uderzających o podłogę...

Odwróciłem się w tamtą stronę. Moim oczom ukazały się dwie postacie stojące przy schodach: Kayl ze wzrokiem utkwionym w podłogę, kurczowo przyciskująca do klatki piersiowej litrowe butelki napojów i Jay wpatrujący się we mnie szeroko rozwartymi oczami, z otwartą szczęką i rozłożonymi ramionami. U jego stup leżały wspomniane wcześniej paczki. Odbicie drzwi od ściany, przywołało mnie do jakiegoś "porządku" (ogarnij się Sykes). Tamara wyszła, lecz jej słowa dalej tkwiły mi w głowie. Nie zwracając uwagi na parkę stojącą pod drzwiami, opadłem ciężko na kanapę. Przetarłem dłonią twarz, puściłem im zmęczone spojrzenie.
- Jaykay, zgubiliście się? - z góry rozległ się głos Tom'a. - Co z tym jedzeniem?
- Chwila! - odkrzyknął McGuiness i ruszył na schody. Dziewczyna poszła za nim, jednak zawróciła. Cicho pogwizdując jakąś melodię, przeszła przez salon. Gdy mnie mijała, zaciekawiony podniosłem się do pozycji siedzącej. Bardziej ściskając butelki, podeszła drzwi i zamknęła je biodrem. Dalej kierowała się w stronę piętra...
- Kayl... - wyszeptałem, odwróciła się w moją stronę. Po chwili podniosła na mnie wzrok, opuściłem głowę. Sam nie wiedziałem, co chcę powiedzieć. Na schodach rozległ się odgłos kroków i nastała cisza.
Świetnie, zostałem z tym wszystkim sam. A właściwie z czym? Z frustracji, czułem jak nadmiar wody gromadzi mi się pod powiekami. Ogarnij się, debilu!
Kayla
- Mówię ci to jest żenujące! - już po raz kolejny zatrzymaliśmy film. Sprzeczki z Tom'em na  temat komedii romantycznych zdawały się trwać wieki. Co dziwne, sam wybrał ten film.
- W cale nie - bronił się chłopak.
- Tom, naprawdę myślisz, że każda dziewczyna marzy, aby jej chłopak wyśpiewał jej serenadę i oświadczył się na oczach całego miasta? - zapytałam oszołomiona.
- Przecież to słodkie...
- Taaa... A potem musisz się zgodzić, żeby nie wyjść na bezduszną sukę - burknęłam pod nosem.
- Nasza romantyczna Kayla - wtrącił się Seev.
- A, pewnie, bo dla was romantyzm to zaczepianie każdej osoby na ulicy i mówienie jej, że jesteście zakochani...
- No, może nie aż tak. Ale śpiewanie na scenie tej jedynej - Max.
- Ty? Chyba "Heart Vacancy" na scenie. Jedynej w danych trzech minutach - odegrałam się. Sama nie wiem czemu byłam dla nich taka wredna.
- No, wiesz fanki o tym marzą...
- Wiem, ale szczerze? Ja bym zwiała ze sceny, taka niezręczna, żenująca sytuacja - Jay spojrzał na mnie znacząco. - Co to, to nie! Nawet o tym nie myślcie!
- Chłopaki, kiedy mamy następny koncert?
- Nie zrobicie mi tego! - łudziłam się.
 Siva
- Możecie się wreszcie uciszyć?! Oglądamy dalej -  przekrzyczał nas Tom, klikając "play" na pilocie. Wtem rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Sykes.
- Możemy pogadać?
- Nie, no kurde, nie dowiem się! - rozpaczliwy głos Tom'a wypełnił pomieszczenie, kiedy znów został zmuszony przycisnąć pauzę. - Świat się wali?
- No.. tak jakby... Chodzi o Tamarę..
- Pozwól najpierw, że skończę jedną telenowelę, a potem zajmę się "Sykomantix".
- Wiesz, co? - lekko podminowany, ale przede wszystkim zdołowany Nath, starał się wybrnąć z sytuacji..
- Ojciec szyba, matka klosz? Młody nie jesteś przezroczysty, zasłaniasz - tym razem Parker chyba przesadził, Syko odwrócił się na pięcie i z wymalowaną złością na twarzy wyszedł z pomieszczenia.
- Przyjaciele - rzucił sarkastycznie na odchodnym. W jego głosie było coś z zawiedzenia?
Kayla westchła...
- Nath, czekaj - wybiegła za nim.
- To jest ta nieromantyczna... I po co nam telewizja? - skomentował Max.
- Widocznie nasz BabyNath jest lepszy od  Shan'a Khan'a - dodałem. Powolne odwrócenie się w naszą stronę Tom'a z miną mordercy: zaciśniętymi wargami, napiętej szczęce i drgającej lewej powiece, kazało nam zamilknąć. Dalsze losy bohaterów oglądaliśmy już w ciszy, przerwanej jedynie gromki westchnieniem ulgi i radości (Tom), kiedy dziewczyna przyjęła oświadczyny... A to ci zaskoczenie.
Kayla
- No, dobra mów co jest na rzeczy - powiedziałam siadając na drugim końcu kanapy w salonie. Sama nie wiem czemu, ale starałam się trzymać jak najdalej od niego. Chłopak podniósł na mnie wzrok i blado się uśmiechnął.
- Film się skończył? - zapytał z cieniem ironii.
- Bollywood? Proszę cię, jeszcze jakieś sześć godzin - odparłam szczerze. Nastała głucha cisza.
- To mów co jest? - nie ważne jak bardzo się starałam mój głos był zimny i dość oschły.. Co się ze mną dzieję?
- Bo Tammara...
- .. całowaliście się - wypaliłam za nim zdążyłam ugryźć się w język. O co kaman? Mina Nath'a była zszokowana... No, nie powiem sama nie wierzyłam, że to powiedziałam.
- Przyssała się do mnie.. Jeden  pocałunek nic nie znaczy - nagle w jego oczach zagościły ogniki. - Zazdrosna?
Kurczem, że co? I po co ja tu przyszłam? A mogłam teraz oglądać jak Rahul błaga ojca o przebaczenie...
- Tak, strasznie. Już ci lepiej? Super - powiedziałam sarkastycznie i podniosłam się z sofy.
- Nie, czekaj - chwycił mnie za rękę, którą szybko wyrwałam i schowałam za plecami. Westchnął - Przepraszam, okej? - kiwnęłam potakująco głową. Usiedliśmy, zdając sobie sprawy z odległości między naszymi ciałami, odsunęłam się. Na tyle niedyskretnie, że oczywiście musiał to zauważyć. Kolejny blady uśmiech.
- Bo.. - Nath streścił całą rozmowę z czarnowłosą. Teraz tępo wpatrywał się w ścianę, patrzyłam się w ten sam punkt i starałam się zebrać myśli. Co powinnam powiedzieć? "Ej, damy sobie radę?" - tak jak on mi nie dawno. Choć wydawało mi się to najlepszym wyjściem, nie mogłam zmusić tych słów do opuszczenia moich ust. Odpada. Hmmnn? "Powinniśmy przedyskutować ten fakt z Brown'em" - brzmi zimno i sztywno - jak menagerska formułka. Ale przecież ja jestem asystentką ich menager'a w pewnym sensie, czy właśnie nie tak powinnam się zachowywać? A jednak coś sprawiło, że nie mogłam zachować zimnej profecji... W końcu zrobiłam coś czego bym się zupełnie po sobie niespodziewała...
Nathan
Wpatrywałem się w farbę na ścianie jakby to ona znała odpowiedź na nurtujące mnie pytania, gdy poczułem jak głowa Kayl opada mi na ramię.
- Zawsze trzeba mieć nadzieję - wyszeptała. - A nuż wpadła pod samochód?
Tamara wpadająca pod taksówkę? Mimowolnie, banan zagościł na moich ustach.
- Taak, - odparłem już z większym entuzjazmem - a plan B?
- Zwołujemy naradę i jutro z samego rana jedziemy do Paryża - odparła, podnosząc głowę z mojego ramienia.
- Paryż? - spytałem zdezorientowany.
- Bieber ma jutro tam koncert. A my musimy porozmawiać ze Scooter'em - odparła poważnie. A ja opadłem na kanapę. Sam nie wiem jak, ale moja głowa znalazła się na jej kolanach.
- Nie można telefonicznie? - jęknąłem.
- To nie rozmowa na komórkę czy skyp'a.
- Ale tak właściwie to ty się nami opiekujesz - podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Nigdy więcej nic, bez zgody Brown'a - sprostowałam.
- Przecież i tak za dwa dni wylatujesz, Nano wraca. Co ci szkodzi?
- Pieprzony egoista. Taaa, co mi szkodzi? Przecież mogę ratować twój tyłek, skoro i tak w czwartek mnie tu już nie będzie! - wypaliła na jednym wydechu wstając. Auć, Sykes myśl za nim coś powiesz. 
- To nie tak miało zabrzmieć...
- Nath, widzisz jaki ty masz problem? Mówisz, robisz co chcesz a potem wciskasz ludziom kit, że to nie miało tak być - kontynuowała.
- Ale no.. bo...
- Nie sądzisz, że już dość rzeczy spieprzyłeś? Zastanów się czego ty chcesz i kim ty jesteś? - odparła już nieco spokojniej. I znów cisza.
- Ech, to nie ma sensu.. Walę to. Masz rację nic nie może mi zrobić i tak już mnie praktycznie zwolnił. Czekajcie sobie na Tissere. On to jakoś wyprostuje, jak zawsze - dokończyła i ruszyła w stronę wyjścia. Szybko wstałem i chwyciłem ją za dłonie. Palce naszych stup praktycznie się stykały... Raz kozie śmierć... Pochyliłem głowę i...

 
Entre el odio y el amor un paso


Ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej, ale cóż...
Witam w moich skromnych progach nowych czytelników: Alicee_ i Sykesównę :)

Nie mogłam się powstrzymać - musiałam wstawić. ♥

 
Tooo... chyba na tyle...   
Do następnego
       Lose my mind