poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 23: Tengo que aprender a respirar de nuevo...

"How the hell did we wind up like this
And why weren't we able
To see the signs that we missed
And try to turn the tables

I wish you'd unclench your fists
And unpack your suitcase
Lately there's been too much of this
But don't think it's too late

Nothing's wrong
Just as long
As you know that someday I will

Someday, somehow
I'm gonna make it alright but not right now
I know you're wondering when
(You're the only one who knows that)
Someday, somehow
I'm gonna make it alright but not right now
I know you're wondering when"

                                   >> Nickelback: "Someday" << 


 Kayla
- Idę spać - rzucił od niechcenia i wyminął oszołomionych chłopaków. Zaskoczone twarze pozostałej czwórki wpatrywały się we mnie z konsternacją. Tom, Jay, Max, Seev stali w drzwiach łazienki, ja oparta o brzeg umywalki, a między nami przewalona na bok pralka. Scena jak z kiepskiej komedii.
- Co mu nagle odbiło? - wzruszyłam ramionami na pytanie jednego z nich.
- Może przynajmniej raz się wyśpi - podsumował Jay. Podwinęłam rękaw zgniło-cytrynowego swetra i spojrzałam na zegarek. Dochodziła czwarta po południu. Wylot był zaplanowany na południe. Na pewno nie zaśpi. Zapadła głucha cisza... Spuściłam głowę i z zaciekawieniem poddałam się jakże interesującego zajęcia, wyłamywania kostek w palcach.
- To co robimy z tą chińszczyzną? - odezwał się nagle Siva. No, tak.. Jak trudno zauważyć podłogi w trzech łazienkach upaskudzone były ryżem, sosem i kawałkami jakiegoś mięsa.. Fuj! Jednym z plusów przebywania z The Wanted było towarzystwo Jay'a. Zawsze można było podebrać mu trochę jedzenia...
- I tak pewnie mieliście dzwonić po pizzę... - zaczęłam.
- To nie znaczy, że będziemy jeść z podłogi - obruszył się Łysolek. Wzruszyłam ramionami. No, co? Było posprzątane. Nie będę płacić za głupotę innych.
- Świetnie, to ja dzwonię do pizzeri. Kayla zostajesz? - zaoferował się Loczek.
- Yyyyy.. - w sumie czemu nie? - Nie zostawię cię samego z całą wegańską - uśmiechnęłam się ciepło.
- Dobra to weź wegetariańską dla naszych królików i trzy farmerskie dla nas - zmysł organizacyjny Parker'a czasami mnie zadziwia. Zaraz... zaraz.. Królik? No miłe...
- Ale ja tego nie sprzątam - podniosłam ręce w geście "Ręce do góry, bo będę strzelać" i przecisnęłam się między nimi. Bez większych przeszkód pokonałam schody (sądzę, że kolejny upadek w mojej karierze mógłby skończyć się wizytą u chirurga) i z wdziękiem ciężarnej hipopotanicy opadłam na kanapę. Wyciągnęłam nogi na podramiennik i odszukałam pilota od telewizora. Tak, coś czułam uwieranie w plecy... Nagle usłyszałam krzyki dochodzące z góry:
- Maximilian'ie George! - wygląda na to, że Tom, z tylko sobie znanym refleksem, odnalazł w końcu wannę w wszechstronnej łazience Łysolka. No, cóż... W sumie to niesprawiedliwe, że w całym domu była tylko jedna wanna, kiedy o prysznice można było się szczerze mówiąc zabić. Chwilę jeszcze przysłuchiwałam się ich kłótnią, a potem po prostu podgłośniłam MTV. Akurat rozbrzmiały pierwsze dźwięki "Numb".
- I'm tired of being what you want me to be. Feeling so faithless... - zaczęłam nucić.
Nathan
Wyszedłem z łazienki i trzaskając drzwiami zamknąłem się w pokoju. Opadłem ciężko na łóżko. Nienawiść, kumpelstwo, przyjacielstwo... A nad to wszystko Hiszpan. Głowa mi zaraz eksploduje...
Jestem zły, wręcz wściekły i sam nie wiem dlaczego... Naprawdę nie wiesz? Och, naprawdę? Chyba powinienem udać się do jakiegoś psychiatry. Moje wewnętrzne monologi zaczynają doprowadzać mnie do szału. Prawda jest taka, że wszystko wczoraj szło... źle? Dzisiaj tak samo. Ale... Jak to jest, że w jednej chwili mam ochotę ją zabić, w innej nie wypuszczać ramion? Zależy mi na osobie, która, gdyby mogła, podłożyłaby ogień pod moje palenisko. Mam tego dość! Każda próba nawiązania jakiegokolwiek kontaktu kończy się kłótnią. Ona jest nienormalna. Kto mógłby z nią żyć i zatrzymać zdrowy rozsądek? Ralph?? Och, zamknij się! Jeszcze niego mi do szczęścia brakuje. Wielmożny przyjaciel z dzieciństwa. A gdzie on był, kiedy Kayl zaczynała z nami współpracę? Gdzie był kiedy płakała i wyżalała się MNIE? Ale, nie... To ja jestem traktowany jak śmieć, a Pan Idealny wystarczy jak raz wyśle sms-a i świat się zatrzymuje. Wystarczyło jedno pytanie: "Jedziesz z nimi w trasę?" i zaraz: "Tak, tak jadę". Pierdolić to, że to głównie JA namawiałem ją jak głupi. JA zorganizowałem wyjazd to durnego Paryża, by ratować jej posadę. Ale to nieważne, bo na miejscu był Pan Idealne Jajo i było trzeba rzucić mu się na szyję. Jedzie w trasę, bo ON tam będzie. Z frustacji kopnąłem szafę z ubraniami. Nie oddała. W amoku zacząłem okładać ją pięściami, aż na kostkach pojawiły się ślady krwi. Fuck! Jeszcze raz kopnąłem mebel. A on z impetem przewrócił się na mnie. Obolały wysunąłem się spod przygniatającego mnie ciężaru. Oparłem się plecami o ścianę, oddychając ciężko... Już, ulżyło ci? Komoda czeka.. Na Anioła zabiję cię! Tylko jak zabić cząstkę siebie?
Kayla
Nie wiem, co się tam dzieje na górze, ale to powoli zaczyna przechodzić ludzkie pojęcie! Te trzaski stają się nie do wytrzymania! Wśród krzyków i wyzwisk wymieszanych z brzmieniem utworu "The-Bomb" (Godzina z kawałkami All Time Low - i jestem w niebie), rozległ się dzwonek do drzwi..
- Chłopaki, ktoś puka! - wykrzyknęłam... i cisza. Pewnie, a do jedzenia będą pierwsi. Poderwałam, więc moje szanowne cztery litery i otworzyłam drzwi. O.. pizza! A miałam nadzieję, że się spóźni i nie będzie trzeba płacić. Cóż.. osobiście mieszkam w takim dziurowatym miejscu w centrum, że czasami po godzinie zamówienie nie dojeżdża. 
- To będzie 80 funtów - ledwo nie opuściłam zamówienia. Ile?? Uśmiechnęłam się do dostawcy i pognałam do kuchni, gdzie chłopcy mieli słoik z napisem: "alkohol". Szykowała się jakaś duża impreza czy jak? Słoik był pusty, tak samo jak pudełko na opłacanie rachunków. Psia krew. Minęłam chłopaka, cały czas stojącego w drzwiach z przepraszającym uśmiechem na ustach i pognałam schodami na górę. Z impetem otworzyłam drzwi łazienki Max'a i natychmiast oberwałam pianą prosto w twarz. Całe pomieszczenie było zalane wodą z wanny i pianą z płynu do kąpieli, a ta czwórka gamoni nawet mnie nie zauważyła! Siva z Jay'em siedzieli w wannie atakując Tom'a, ufortyfikowanego na pralce kotarą z ręczników, Max za to jakby nigdy nic brał sobie kąpieli leżąc pod umywalką, z której wylewała się woda. Co to ma być?!
- CHŁOPAKI!
- Co? - O.. jak miło. Nagle stałam się centrum ich zainteresowania.
- Jedzenie przyszło..
- O ekstra. Mogłabyś przynieść je tutaj? - Thomas.
- A mógłbyś mi dąć 80 funtów? - Parker wydawał się zdziwiony, ale wręczył mi banknoty.
- Nie chcę być wybredna, ale nie masz takich bardziej przypominających papier? - a nie wyżutą paćkę. Spojrzał na mnie jak na jakiegoś natrętnego dzieciaka proszącego o kieszonkowe. Panie i Panowie właśnie zyskałam kolejnego ojca.
- Ogłaszam pauzę - krzyknął i opuścił swoją kryjówkę, kierując się do drzwi. Seev wycelował w niego z suszarki i odkręcił kurek. Nawet nie wiem, kiedy zawisłam w powietrzu i stałam się żywą tarczą Tom'a. Wściekła i przemoczą stałam w korytarzu. Czekając aż Parker wyniesie pieniądze ze swojego pokoju. Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłam się. Drzwi pokoju Sykes'a były lekko rozschylone. Zdenerwowana, zdjęłam mojego rozmokłego trampka i cisnęłam go w drewno, które momentalnie przywarło do framugi. I dobrze. Otrzymawszy w końcu pieniądze, zeszłam na dół w jednym bucie. Przemoczona do suchej nitki podałam dostawcy należne pieniądze. I umiejscowiłam się z moją połową pizzy z powrotem na kanapie. Czegoś mi jednak brakowało.. Było za cicho. Chwilę zajęło mi dojście do wniosku, że zniknął telewizor... Ups.. To było chyba najdroższe zamówienie w moim życiu. 
- Chłopaki nie zauważą - pocieszałam się w głowie.
Po około 30 minutach na dole pojawiła się cała czwórka w suchych ubraniach. Rozsiedli się wygodnie i chwycili prawie już wystygłe jedzenie. Przede mną zaś wylądował T-shirt, dresy i para znoszonych nike'i. Cóż ważne, że były suche.. Nie ważne, że jestem prawie 1/3 niższa od Max'a. Podziękowałam i zamknęłam się w gościnnej łazience. Zgarnęłam mokre ciuchy do torby, gdy wyszłam wyglądałam jak... Dobrze może lepiej pomińmy ten temat. Grunt w tym, że doświadczyłam zgromadzonym w salonie dodatkowej rozrywki.
- Tooo, który mnie odwiezie? - zapytałam. Nie miałam zamiaru wracać godzinę pieszo, w butach które spadały mi z każdym podniesieniem nogi. Poza tym zbliżała się siódma,a  wypadałoby jeszcze spakować się przed wyjazdem.
- Ja mogę - odezwał się Mulat. - I tak miałem już jechać do Nar - wzruszył ramionami. 
- Ale najpierw zdjęcie! - Tom wyjął swojego zalanego iPhon'a. I ze zdziwieniem stwierdził, że ekran pozostawał nadal czarny, mimo jego ciężkich prób. Zrezygnowany opuścił rękę. Jednak nie ma to jak niezniszczalne, stare simensy. 
- Co z Młodym? - wypalił nagle Jay, patrząc na mnie pytająco. Skąd ja mam wiedzieć? Za kogo on mnie ma to on jest Jaythan'em to niech pilnuje swojego amora. Wzruszyłam ramionami. Na co on tylko podniósł pudełko farmerskiej z trzema kawałkami i ruszył na górę. Jednak nie są tylko członkami zespołu zmuszonymi razem przebywać..
- Seev, idziemy? - wyrwałam się nagle z transu. Pożegnałam się z pozostałymi i zeszłam na parking. Siva podszedł do.. nie. Nie, nie, nie. Tylko nie mówcie mi, że on.. Jest właścicielem srebrnego porsche. Myślicie, że od sprzeda mi po znajomości za jakieś... Policzyłam w głowie moje oszczędności. 1000 funtów? Nie ma szans. Ale przynajmniej przejadę się tym cudem. Tak mam fioła na tym punkcie. Takie, tam marzenie z dzieciństwa.
Jechaliśmy w ciszy, przerywanej jedynie moimi wskazówkami o treści drogi. Czułam się jak jakiś cholerny GPS!
- Siva... - odparło mi głuche mruknięcie. - Czemu Naree nie jedzie z nami?
- Ma do przygotowania ważny projekt. A z nimi pod jednym dachem nie da się pracować - lekko się uśmiechnął, mając oczywiście na myśli chłopców. - Dołączy do europejskiej części trasy.
Dobrze wiedziałam, że to za półtorej miesiąca. World Tour obejmował: Amerykę Północną, Europę, Amerykę Południową, Wielką Brytanię Radio, Australię, Azję, Wielką Brytanię. To był chyba najbardziej porypany pomysł Scooter'a. Moim zdaniem chłopcy wysiądą przed Południową. Niby są przeznaczone dni wolne, ale... A zresztą to teraz nie mój problem. Zostałam zdegradowana do okresu próbnego o szczegółach mam się dowiedzieć w Nowym Jorku. Zawsze coś.
Auto zatrzymało się przed budynkiem. Podziękowałam i pożegnałam się z Sivą. Przecisnęłam pomiędzy budynkami i znalazłam się na równoległej. Szybko wbiegłam do swojego mieszkania. Wykorzystując sytuację, że puki co jeszcze mam trochę energii. Wyrzuciłam wszystkie zawartości szafek na środek pokoju. Zaczynamy pakowanie.
Nathan
Postawiłem jakoś szafę do pionu i zacząłem rozglądać się po pokoju w celu odnalezienia walizek, gdy usłyszałem krzyki i śmiechy dochodzące z korytarza. Uchyliłem drzwi i za nim zdołałem zorientować się w sytuacji w moją stronę poleciał żółty trampek. A więc wojna.
W ciszy kontynuowałem pakowanie. Sam byłem zdziwiony, ale koło szóstej przy moich drzwiach stała wypakowana po brzegi waliza oraz torba podróżna. W sumie zostały mi do spakowania najważniejsze rzeczy mieszczące się w torbie podróżnej: laptop, ładowarka, ładowarka do telefonu, słuchawki, okulary... Dokumenty trzymał Nano - nie ufał nam na tyle, aby powierzyć nam nasze własne paszporty. Ułożyłem rzeczy na łóżku i zadowolony z samego siebie poszedłem wziąć prysznic. Wyszedłem - skończyłem pakowanie oraz zadzwoniłem do mamy. Rozmowa jakoś się nie kleiła i po paru minutach rozłączyłem się. Sprzątnąłem pokój - 19.34. Dopiero? Stwierdziłem, że naprawdę nie mam już nic do roboty. Fortepian stał w pokoju na dole, gdzie naprawdę nie miałem ochoty iść. Z braku pomysłu, ponownie rozłożyłem się na łóżku. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi, w których stanął Loczek. No, tak proszę. Nie krępuj się, to tylko MÓJ pokój.
- Głodny? - rzucił we mnie opakowaniem pizzy. Trzy kawałki? Wow. Jestem pod wrażeniem. Mój brzuch nagle zdał sobie sprawę, że jest niemiłosiernie pusty. Nie wiem jak ludzie wytrzymują te diety cud. Z roztargnienia wziąłem kawałek i wycelowałem pudełko w stronę Jay'a. Popatrzył na mnie jak na stukniętego. A no, tak - mięso. Każdemu mogło się pomylić, prawda?
- Dobrze się czujesz? - zapytał przyglądając się wnętrzu pokoju. To, że jest czysto nie  oznacza, że coś ze mną nie tak.
- Pewnie - odparłem. - Muszę się przespać, po prostu. - McGuiness popatrzył na mnie z niedowierzaniem i opuścił mój pokój. 
- Drzwi! - wydarłem się za nim. Na co on popchnął je, w efekcie czego trzasnęły o futrynę. Usłyszałem huk dochodzący z drugiego końca pokoju i podniosłem się w celu ponownej próby umieszczenia drzwi szafy w zawiasach.

***następnego dnia rano***

Kayla
To chyba był najgorszy poranek jaki doświadczyłam w swojej karierze wstawania z łóżka. Kołdra nijak nie chciała mnie wypuścić. Budzik paręnaście razy ingerował między nas. Za nim w końcu zdecydowałam się opuścić ciepłe posłanie. Jakoś udało mi się doczłapać do łazienki, naciągnąć na siebie znoszone jeansy, bokserkę i kardigan. Wciągnęłam jeszcze stopy w jasnozielone trampeczki i usadowiłam się na walizkach. Po paru minutach w drzwiach mojego mieszkanka stanął Kev. Chwycił moje walizki (Czego zupełnie nie rozumiem. Nie jestem jakąś łamagą - dałabym radę znieść je po schodach.) i  zeszliśmy na dół. Z rozmowy wywnioskowałam, że cała ekipa The Wanted pakuje już się do ich prywatnego samolotu - jedziemy jeszcze po chłopaków, Kelsey i Tamarę (szczerze mówiąc Big Kev musiał mnie uświadomić kim ona jest - ach, ta moja pamięć to imion). Nano jedzie jako "głównodowodzący" - chłopaki na pewno dadzą mu popalić. Kiedy weszłam do firmy, Tissera stał się prawą ręką Braun'a do TW wracał tylko na światowe trasy jako "lekarz nadzorujący", czyli miał praktycznie darmowy urlop. Teraz znów wkracza do akcji. Jakiś Jeff(?) ma nas oprowadzać po stanach, czyli pilnować żebyśmy wszędzie byli na czas i wymyślać jakieś wywiady np.: w telewizji śniadaniowej. Jak to brzmi? Zawsze mnie śmieszy, że u nas tv na śniadanie kojarzy się ze smarowaniem chleba masłem, a u innych to wywiady ze światowymi gwiazdami. Nienormalne. Mniejsza z tym, a i oczywiście Big Kev. Znany inaczej: jedyną życzliwą duszą.. Można z nim pogadać, a poza tym chłopaki mają się z kogo pośmiać. Może to i okrutne, ale z innej perspektywy zapewnia święty spokój.
 Do domu wanted'owców dojechaliśmy już bez zbędnych przeszkód. Zdziwiłam się widząc na podjeździe stos walizek, a za nimi gotowych do wyruszenia chłopców wraz z blondynką. Uśmiechnęłam się do Kels. Jest naprawdę świetną osobą. Tyle, że jakoś nie miałam okazji poznać jej bliżej, ale w końcu to dziewczyna Tom'a - musi być pozytywnie nastawiona do świata.
Nathan
Ściśnięci ulokowaliśmy się w busie. Kiedy spojrzałem przez okno, zauważyłem biegnącą w naszą stronę brunetkę. Panie proszę, nie! Czułem jak mimo wszystko moje mięśnie się napinają. Kevin wyszedł z auta w celu zapakowania dodatkowych... dwunastu walizek?? C o  o n a  t a m  w z i ę ł a ?
- Wszyscy wysiadać! - usłyszałem głos naszego kierowcy. Opuściliśmy wóz. Kiedy Big borykał się z walizkami, Tamara odciągnęła mnie na bok. Skonsternowany ściągnąłem brwi, a ta czego chce?
- Nathy - eee.. źle rozpoczęte zdanie, - bo ja bym chciała z wami, z tobą tak normalnie - odezwała się.
- Co masz na myśli?
- Chciałabym czystą kartę....
- Tam..
- Nie jako twoja dziewczyna, ale jako koleżanka - kontynuowała.
- Koleżanka, która wyjechała z trasy, bo zaszantażowała karierę zespołu. Dobrze.
- Nath! To tylko tak wygląda, ale..
- A nie jest tak? - widziałem, że coraz bardziej działam jej na nerwy.
- Ona jedzie. Spytałabym czemu, ale wystarczająco widziałam ostatnio. Dobrze się z nią miziało na podłodze?
- O czym ty mówisz? - zacisnąłem zęby.
- O tej suce - wskazała dłonią za moje plecy, gdzie stała reszta pasażerów. Nie odwróciłem się.
- Jedyna suka stoi przede mną - odpowiedziałem i odwróciwszy się, poszedłem w stronę pakujących się do auta ludzi.
- Sykes, wracaj tu! - rozległo się po chwili wołanie. Uśmiechnąłem się pod nosem, wyjątkowo długo przetwarzała informacje.
- No, dobra. Nie zmieścimy się. Dziewczyny na kolana - zakomendował Kevin. I tak całkiem "przypadkiem" się złożyło, że Kels umiejscowiła się na Tom'ie, Kayla pomiędzy Max'em, a Jay'em, Seev na podłodze auta. Ciekawe, gdzie podzieje się Tamara? O rany... Nie. Po chwili siedziała na MOICH nogach, przyczepiona do MOJEGO torsu. God, why?
Może mi ktoś jeszcze raz wytłumaczyć, dlaczego nie mogę wyrzucić jej za drzwi?

***lotnisko***

Kiedy dojechaliśmy, z ulgą stwierdziłem, że żaden pasożyt nie przyczepia się już do mojego tłowiu. Spakowaliśmy bagaże i zajęliśmy miejsca w samolocie. Jay przysiadł się do brata. Seev do naszego fryzjera, Tom z Kelsey ( i tak prześpią cały lot ), Max poczuł silną potrzebę zaprzyjaźnienia się z Nano, a Kev... Hmn... zajmuje dwa siedzenia.... Jest! 
-  Mogę się przysiąść? - spytałem szatynkę i w tym samym momencie poczułem jak tipsy wbijają się w moje barki... Tamara.
- Słuchaj, po drugiej stronie samolotu są jedynki. Rozumiesz? - usłyszałem głos wywodzący się zza moich pleców.
- Jasne. Nie ma problemu - Kayla przeszła kilka rzędów do przodu i usiadła mając za sąsiedztwo braci McGuiness'ów. Opadłem ciężko na fotel.
Maszyna startowała. Rozległ się dobrze mi znany, cichy pisk.
- Co to było? - spytał pasożyt.
- Kayla boi się latać - odparłem automatycznie.
- To tak samo jak ja - brunetka wtuliła się w moje ramię. 
- Było trzeba nie lecieć - szepnąłem. To będzie z pewnością najdłuższy lot w moim życiu.
Samolot wzniósł się na odpowiednią wysokość i spokojnie można było odpiąć pasy. Niestety, pilot zapomniał poinformować, że można także odczepić się od mojego ramienia.
- Kayla, choć tutaj - siedząca przede mną Kelsey zawołała dziewczynę.
- Co jest? - spytała szatynka.
- Pogadamy - mówiąc to szturchnęła Tom'a, który wybudzony ze snu tylko mruknął z niezadowoleniem i przesunął się na sąsiednie krzesło.
- Poproszę wodę - jęknęła moja towarzyszka, wpatrując się w stojącą brązowooką.
- Butelki stoją przy bagażach w lodówce - odpowiedziała.
- Tak, sobie myślę. Skoro już stoisz to mogłabyś mi podać, prawda? - kontynuowała. Przygryzłem wargę..
- Ja pójdę - podniosłem się z miejsca, ale zaraz zostałem pociągnięty z powrotem na miejsce. Tamara mierzyła Kayl wzrokiem.
- Nie ma problemu - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę napojów. - Proszę - powiedziała podając Tamarze półlitrową butelkę do góry nogami, bez nakrętki. W efekcie czego cała zawartość plastiku wylądowała na dziewczynie.
- Ty, suko! - głos brunetki obudził chyba wszystkich pasażerów skupiających teraz swoją uwagę na odgrywanej przez nas scenie. Po chwili znalazł się przy nas Nano (bardzo wyczulony na pieniądze wkładane w środki transportu).
- Co tu się stało?
- Ta małpa mnie oblała! 
- Kayla? - Nano czasami zachowuje się jak nasz ojciec.
- Prosiła żeby podać jej wodę. Nie uściśliła, że w butelce - odpowiedziała z wyrazem twarzy jakby tłumaczyła coś małemu dziecku. Nano prychnął pod nosem, powstrzymując śmiech i wrócił do siebie. Słyszałem jak Kelsey tłumi śmiech w dłoniach. Kayla uśmiechnęła się szeroko do niej. Posłałem w jej kierunku szeroki uśmiech, kiedy jednak jej wzrok spoczął na mnie - wzruszyła tylko ramionami i dosiadła się do blondynki.

***4 godziny później***

Staliśmy w recepcji hotelu w Nowym Jorku, czekając aż Nano przydzieli nam pokoje (jak na jakiejś wycieczce szkolnej). Zespół i styliści rozlokowali się w dwóch pięcioosobowych pokojach. My, czyli ci bardziej uprzywilejowani wokaliści oraz Nano, dostaliśmy jedynki ( z wyjątkiem Tom'a, którego pokój jednoosobowy i tak był przeznaczony z góry dla dwóch osób ). 
- Kayla - odezwał się Tissera - masz pokój z Tamarą - jeszcze nigdy nie widziałem tak skołowanej szatynki...
Kayla
- Kayla, masz pokój z Tamarą - usłyszałam wyrok. W duchu jęknęłam. Szybko jednak przywołałam się do porządku, gdy poczułam rękę współlokatorki na ramieniu:
- Spokojnie. I tak nie zamierzam spędzać tam dużo czasu. Będę u Nath'a.   
- W porządku - odpowiedziałam zdezorientowana. Z upływem sekundy, mój mózg przetoczył tą informacje. Ż e,  k u r d e,  c o ????!!!
Nagle czyjaś komórka wylądowała miedzy nami. Nath z osłupiałą miną podniósł aparat - słyszał.
- To do wieczora - Tam wyciągnęła mi klucz z dłoni i przejechała ręką po torsie Nathan'a.
Kiedy odeszła i nasze spojrzenia się spotkały, nie mogłam już dłużej wytrzymać. Sykes wyglądał jak przerażony chłopczyk - wybuchłam głośnym śmiechem.




Przepraszam za spóźnienie...  
Po prostu, rozumiecie -> szkoła i inne problemy. :c
Przepraszam.  <3
Tak samo jak na "Say: Who I really am?"  postaram się, aby nowy rozdział pojawiał się najpóźniej co miesiąc.

Rozdział dla mojej kochanej Dreamer.♥, która mnie "terroryzowała" na twitter'ze o nowy rozdział.^^ Wydaję mi się, że jest dłuższy od poprzednich :)

Bardzo się cieszę, że ze mną jeszcze jesteście :) Uwielbiam Was <3

A i taka adnotacja 
Jakby ktoś nie wiedział: Kim są "All Time Low"? 
To lepiej niech się nie przyznaje. xD (żartuję) To kliknijcie poniższy link ♥

A skoro już jesteśmy w ich temacie to... (Nie wiem, czy to już wstawiałam. A kto ma wiedzieć, jak nie ja? xD) To poniższy teledysk, tak trochę pasuje mi do tematyki opowiadania :)

Przed państwem... *werble*
       .... Alex Gaskarth, All Time Low i... (uwielbiam tego faceta w krawacie xD)!

 

Do następnego :)
            I szczęśliwego Nowego 2014! *.* 

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 22: Todo depende de usted...

"Pero contigo
Todo canvia, 
Cuando te acercas a mi
Tu ojos me hacen sentir
Que estoy, Volando, volando
Tu presencia, mi mundo completa.."

        >> Violetta & Diego: "Yo soy asi" << 

Kayla
Znacie to uczucie? Jakbyście stali nad głęboką przepaścią, a po drugiej stronie czekałby, czekałoby.. Sama nie wiem. Po prostu stałam tam przy drzwiach z dłonią ułożoną na klamce, ze wzrokiem utkniętym w zielonkowatych tęczówkach. I w tym momencie jasno ustalone granice przestały istnieć.
- Dobra.. - wydukałam przez ściśnięte gardło i ruszyłam w stronę schodów na górę. - To, które bierzesz? - zapytałam, kiedy koło mnie stanął Nath. Wskazał drzwi na lewo. 
Przypadły mi "królestwa" Max'a i Sivy. Nie tak źle jak na mój gust. Mogło być o wiele gorzej. W ciszy wzięłam się do pracy. Pustka, brak sensu, niewiedza czego się pragnie, mętlik... Sama nie wiem, kiedy pomieszczenie lśniło czystością, tylko jakoś tego nie zauważyłam. Jak automat chodzący na wyczerpane baterie. Nic nie ma sensu, nic się nie liczy.
Nathan
Cisza, cisza, cisza.... Cholera. Przejechałem dłonią po szklanej półce i wszystkie flakony Tom'a uległy zniszczeniu.
- Cholera! - zakląłem pod nosem. Nie źle się wkurzy. Oparłem się dłońmi o umywalkę. Czułem jak żyły uwydatniają się, przez napięte mięśnie ramion.
- Co się z tobą dzieje? - spojrzałem we własne odbicie. Pokręciłem przecząco głową, pociemniały mi tęczówki. Trzasnąłem drzwiami opuszczając pomieszczenie.
- Musimy pogadać - wszedłem do łazienki Sivy. Aha, odpowiedziała mi mydelniczka... Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do drzwi obok. Już nie byłem niczego tak pewien. Wszedłem do łazienki i usiadłem na rogu wanny. Chwila, chwila... Max ma wannę! A to gnój...
- Pogadamy? - spytałem podnosząc brwi. Szatynka, uzbrojona w środek dezynfekujący, nawet nie odwróciła na mnie wzroku.
- Już skończyłeś? Nie dziwię się, że sprzątaczki z wami nie wytrzymywały.
- Kayl - spojrzałem na nią wymownie.
- Okej, słucham - podciągnęła się i usiadła na pralce. Że jak? Pralkę też ma, a naszą zawala. Niech ja dorwę tego Łysola.
 - Co chcesz? - wzdrygnąłem ramionami. Westchnęła.
- A ty? - taka sama odpowiedź. Tak to my się nie dogadamy. Cisza.
- Przypadł ci Tom i Jay, bardzo źle? - spytała. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mogło być gorzej - spojrzała na mnie zaskoczona.
- Dobra, nie mogło... Ale było warto - uśmiechnęła się.
- Pomóc ci coś? - rozejrzałem się nieporadnie po pomieszczeniu. Pokręciła przecząco głową. Wygiąłem usta w coś na kształt banana i chwyciłem klamkę. Nagle czyjaś dłoń pokryła moją.
- Nath... Słuchaj, ja nie chcę takich relacji - odsunęła się. Podniosłem na nią wzrok, wyłamywała palce.
- Kumple? - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Chwile się w nią wpatrywałem. Złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Splotłem palce.
- A pojedziesz? - wyszeptałem. Lekko potaknęła głową. - To kumple - odparłem i pocałowawszy ją w policzek, wyszedłem.
- Nathan - usłyszałem za sobą, lekko podniesiony i podminowany głos, na co odwróciłem się z uśmiechem na ustach. - Tak? - spytałem podnosząc brew.
- No, bo... Bo... kumple tak nie robią.
- Serio? A ty to mogłaś?
- Co? - zmarszczyła czoło. Czułem, że uśmiech poszerza mi się na wargach.
- Trawę kosić - odparłem bez namysłu.
- Sykes!!
- Znowu zaspałem? - wiedziałem, że coraz bardziej ją podminowuje. Burknęła coś pod nosem. Podszedłem do niej i oplotłem dłońmi wokół tali. - Gniewasz się? - próbowałem przyjąć poważny ton.
- Aktorszczyzna od siedmiu boleści się znalazł..
- Zabolało.. - wywróciła oczami i odepchnęła się.
- Uwielbiam cię złości - rzuciłem na odchodnym, huk drzwi posłużył mi za odpowiedź.
Wróciłem do swojej kary..

***** 
- Jay, Siva, Tom wedle życzenia z waszych podłóg w łazienkach można jeść - odpowiedziałem i zaprowadziłem całą trójkę na górę. Kiedy Parker wchodził do swojego "przybytku rozkoszy" spokojnie wycofałem się do łazienki Max'a.
- A ty czego znowu?! - położyłem Kayly palec na usta, drugą ręką za kluczając drzwi. W ten rozległy się słowa modlitwy.
- SYKES!!!!!!!! 
-  NATH!!!!!!!!
- MŁODY!!!!!!
- Coś ty znowu zrobił? - zapytała szatynka.
- Zamówiłem chińszczyznę i tak jakoś upadła mi...
- Ty, idioto. Wrobiłeś mnie! - powiedziała w akompaniamencie gróźb dochodzących z korytarza. Naprawdę, powinni się trochę uspokoić. Żarty o wyrywaniu paznokci, spaleniu żywcem, czy kastracji, serio nie są ani trochę zabawne. 
- Oj..
- No, oj - ofuknęła mnie. 
- Chwila, gdzie TY IDZIESZ? - spytałem przerażony.
- Wychodzę?
- Przecież oni mnie rozszarpią!
- Oj... - złapałem ją w talii i podniosłem do góry.
- Nie zrobisz mi tego - wrzuciłem ją do wanny. - Prawda? - wywróciła oczami. Zacząłem bawić się kurkiem od wody. - Prawda? - odkręciłem. W mgnieniu oka podskoczyła.
- Oszalałeś?
- Jeżeli masz na myśli bronienie własnego życia to tak.
- Chyba fryzury.. - burknęła.
- To było do mnie?
Podszedłem i przyjaciel Parker'a jeden wie, jakim cudem znalazłam się w wannie, a ona przy drzwiach. W przypływie adrenaliny wyskoczyłem z niej i przesunąłem pralkę pod drzwi. 2:0.  A tak swoją drogą to strasznie dużą ma tą łazienkę. Jakbym wiedział o takich luksusach, to sam bym startował na lidera.
- Jesteś strasznie uszczypliwym człowiekiem...
- A ty jako moja kumpela powinnaś to uszanować - mruknąłem, zakręcając wodę.
- Kto powiedział, że jestem... - zamarła w pół zdania.
- Ty - podszedłem do niej.
- To tak nie działa, dużo rzeczy się mówi... - potaknąłem w odpowiedzi.
- Chyba wolałam jak się nienawidziliśmy - rozszerzyłem źrenicę. - Wtedy się nie kłóciliśmy.
- Kail..
- No, co?
- Nic - musnąłem ją w usta. Odsunąłem się. Usłyszałem cichą melodię, a po chwili głos  dziewczyny.
- Ralph, słuchaj teraz nie mogę... Tak, jadę z nimi.... Yhmn... Do, usłyszenia.
Zapadła cisza.
- To dlatego jedziesz? - pytanie pozostało bez odpowiedzi. Pokiwałem głową. W ten drzwi gwałtownie się otworzyły. No, tak zapomniałem, że otwierają się na zewnątrz. Chłopaki odsunęli automat i w biegli do środka.
- Idę spać - uprzedziłem ich wybuch i rzuciwszy krótkie spojrzenie dziewczynie, wyszedłem.



Tak, wiem spaprałam. 
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, ale szkoła, dom, zresztą sami wiecie.

Co do Waszych wybitnych opowiadań, komentarze pojawią się w czasie tego weekendu. 
Rozdział dodałam wcześniej, bo zostałam o to poproszona.
Coś mi się stało z bloglovin'em i w celu zobaczenia nieprzeczytanych postów muszę sprawdzać wszystkie blogi, więc troszkę to trwa. Przepraszam. <3

A, tak szczerze. To ten rozdział powstał dzięki tym dwóm "utworom":


"Każdy ma w życiu chwilę, kiedy ucieka do przeszłości i chowa się za gąszcz wspomnień.
Kiedy zaczyna żyć czyimś wyreżysowanym życiem i to go ratuje."

Za to, że jesteście bardzo Wam dziękuję ♥

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 21: Te necesito...

 

"I’m sorry                                                                           
 Last night we had a fight
Said some things I wish I’d never
The black marks last night
From the tears you cried still on my sweater
I step over the plate that you broke last night
I pick up your clothes that I threw outside
In the cold light of day we can leave it behind
Out of our minds

I guess we get a little bit crazy
I guess we get a little bit cruel
But this is how crazy you make me
Bad enough to think about losing you

But even as I walk away
And I say I’m gonna stay
Only takes a moment or two
Cause you and I both know the truth
I’m crazy for you ... whoaaooh
I’m crazy for you..."

                     >> "Crazy for you" JLS <<


Nathan
Śpi... Albo nie chce mnie znać. Przy pochrapywaniu Jay'a nie da się zapaść w głęboki sen, więc... Och, ogarnij się Nath. Nie potrafię. Z każdą chwilą pragnę więcej i z każdą opadam niżej. Tracę to na czym mi zależy. Nie wiem, nie wiem kim jest ten chłopak w lustrze. Może należało by z nim skończyć? Zacząć wszystko od nowa? Z czystą kartą? Marzenie nieosiągalne, pragnienie tchórzy. Ludzi, którzy żałują, tylko czy ja cofnąłbym czas? Co właściwie nie daje mi spokoju? Czemu czuję się za nią odpowiedzialny? Chcę mieć ją przy sobie, mieć na oku, ale to ona zazwyczaj mnie niańczy. Od pierwszych chwil... Wypadek podczas drogi do Hyde Park'u, pierwsza rozmowa z Braun'em, pierwsza trasa zza granicę, pierwsza nagroda, płacz w pokoju hotelowym, pierwsze łzy, wyzwiska, kawały wykręcane chłopakom, obgadywanie Nano, gdy ten stał obok, wywiad, Tamara, piosenka, Paryż, Ralph, wieża Eiffla, koncert Bieber'a.... Nienawiść spowodowana czapką, wspólny sekret, wygłupy i człowiek sam nie wie... Kurde, nienawidzę jej. Nienawidzę za to, że nigdy nie pozwoli sobie przegadać, za to, że myśl o niej nie daje mi spokoju... Nienawidzę jej za to, że nie potrafię jej nienawidzieć. 
- She should's known I love her. But I'll never say it too much -  westchnąłem... Głąb ze mnie.
- Co? - usłyszałem cichy szept... Nie sądziłem, a jednak...
- Jay strasznie chrapie - odszepnąłem i podparłem się plecami o ścianę łóżka. - Pogadamy?
- Jest koło trzeciej...
- I tak nie robimy dziś nic specjalnego - wzruszyłem ramionami. Właściwie trzy godziny temu zaczął się nasz ostatni wolny dzień przed trasą.
- Wolałabym być przytomna...
- I tak nie zaśniesz
- Mów - podniosła się na łokciu. W nocy tak jakoś zawsze raźniej się rozmawia. Może dlatego, że ma się świadomość, że druga osoba może mało z tego później pamiętać i ma coś takiego jak spowolniony proces przemiany informacji? Może.
- Bo... Scooter cię zawiesił...
- Wiem - przerwała mi obscenicznie, a wyraźnie czując moje zdziwienie, sprostowała. - Rozmawiałam z nim, po tym wszystkim..
- Koncert - na mojej twarzy pojawił się ogromny banan, kiedy przypomniałem sobie obraz dziewczyny przejeżdrzającej na czterech literach połowę sceny. Poduszka wylądowała mi na głowie.
- To za co? 
- Za ten uśmiech - odparła z przekąsem.
- Przecież mnie nie widzisz...
- Już cię trochę znam.
- Czyli, że jestem przewidywalny? - kontynuowałem.
- W pewnym sensie...
- W takim razie nie będzie dla ciebie zaskoczeniem, że jedziesz z nami w trasę - rzuciłem od niechcenia.
- Co?
- Ciii... Jay śpi - upomniałem ją.
- Jego to by nawet traktor nie obudził. Zwariowałeś... Jak?
- W mojej torbie. Wyliczyłem, że zmieścisz się akurat między żelem a czapkami...
- Głupek.
- Tylko dla ciebie - wyszczerzyłem się. - I tak nie masz się, gdzie podziać, więc?
- Never in milions years.
- Nie zrobisz mi tego...
- Czego?
- Nie zostawisz mnie na pastwę Jay'a! - wyrzuciłem pierwsze co przyszło mi na myśl. - Poza tym... To USA: prezydent, Hollywood... I takim tam jeden od Usher'a.. Jak on się nazywał?
- Bujasz..
- Kayl, co ci szkodzi? Pojedź. Przecież widać, że chcesz? Odwiedzimy twojego, znaczy Ralph'a jak będziesz chciała... - dodałem. - Proszę.
- Co postanowiliście z Browne'em? - zmienia temat. Rany...
- Że Tam jedzie, a ty jako nasza walizka..
- Zbędny bagaż..
- Zawsze musisz postawić na swoim?  Nie!  - usiadłem koło niej. - Bez ciebie nie jadę, a że ja muszę jechać to wezmę cię siłą albo po dobroci.
- Lecz się..
- O super, biorę cię na terapeutkę - już sam nie wiem, co wygaduję.
- Nath..
- Kayl.. - przedrzeźniłem ją.
- Zastanowię się, okej?
- Wymigujesz się...
- Czemu ci tak zależy?
- Mówiłem...- nastała niezręczna cisza. - Nie chcę żebyś zniknęła z mojego życia tak szybko jak się pojawiłaś.
- Spokojnie.. - odparła po dłuższej chwili. - Na odchodne nie zapomnę oblać cię kawą.
- Zdziwisz się, ale od dziś masz szlaban na cokolwiek związanego z kofeiną - odparłem poważnie. Wywróciła oczy z uśmiechem pod nosem. Szkoda, że ta moja część Kayly nie jest wieczna, że gości tak rzadko.
- Nie możesz mnie wiecznie pilnować...
- Nie, ale mogę ci wjechać na psychikę.
- Psychol...- i już byłem w raju, i już myślałem, że się zdobędę, że tym razem dam radę i już chciałem i jak zwykle wszystko się zryło..
- Musicie gadać tak głośno? - Jay podniósł się z fotela, a ja zostałem zmuszony do powrotu w szarą mgłę codzienności z królową lodu i obojętności.
Kayla
Co ja odstawiam? Rozumiem noc, rozum odpoczywa, ale mój chyba zwinął interes i wybył na Haitii. Ja... Nie wierzę, ale no.. ja.. Nie to niemożliwe... Uciekaj w ciemność..
Nathan
I found you in the darkest hours... Nuciłem sobie pod nosem w trakcie odprawy na lotnisku. Żegnam się z Paryżem - miastem wariatów. 
Trzy, dwa, jeden... Silnik samolotu odpala się...
Wzlatujemy w górę. Santiago zaraz wybije dziurę w fotelu. To dziwne... Bać się lotu, po tylu przelotach..

- Zostaniesz? - pytanie skierowane do Kayly przez Tom'a, po powrocie do domu. Nie umiem wypowiedzieć jak bardzo wyczekuję odpowiedzi. Nie potrafię sprecyzować jak bardzo zależy mi na tym by była twierdząca... Nie umiem określić jak bardzo.. Sekundy pomiędzy wypowiedziami, zdają się trwać godzinami...
- Jestem zmęczona, wrócę do siebie.. - słyszę odpowiedź. No, nie ma mowy. Hald, stop! Po raz kolejny przywołuję na język pierwszą, urażoną w wypowiedzi myśl:
- Pewnie, ciuchy się chłopakom fajnie malowało, a pomóc mi odbyć karę to już nie...




Jejku jak podoba mi się ten gif *_* Pamiętam ten filmik (robi się ciepło na serduszku).
Oglądam go zawsze jak jest mi źle i mam głupie myśli. Tak jakby mnie opierniczał, ale tak ze zrozumieniem. Wiem, jestem głupia.

PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM *pada na kolana*.
Jestem zła :_: Przepraszam, że dopiero teraz dodaję. Powód? Musiałabym napisać o nim kolejny post, a chyba nie chcecie słuchać o moim życiu, prawda? :)

Dziękuję za piękne komentarze. ♥
     Mam nadzieję, że ktoś mnie tu jeszcze pamięta...

sobota, 7 września 2013

Rozdział 20: A veces hay que correr el riesgo...

"Cuz my heart is breaking, it's my love you're playing,
and my mind aint thinking right
My love seems wasted, cuz each time it's taken
it's used (used used) used (used used)
Sit down and we'll talk it over, what am i to you?
just a guy for when you're down, someone you can run back to
see i don't believe it's at an end you and me we've come so far,
take a look in your heart and we can make a brand new start..."

                            >>"Used" Sebastian Rutkowski<<


- Słucham - przenikliwy wzrok Brown'a spoczął na mojej osobie. Nabrałam powietrza w płuca i...
- Chłopcy spóźniliby się na audycje. Przenieśliśmy ją na kolejny termin w zamian za nowy utwór. W radio speaker zadał niewygodne pytanie o jakąś Tamarę Whout. I... Właściwie tyle wiem - wyrzuciłam na jednym wydechu i spuściłam głowę.
- Nathan?
- Tamara... to dziewczyna. Ale nie w takim sensie! - dopowiedział po chwili. Prychnęłam pod nosem. Trzeci raz... Za każdym razem, kiedy ma wyjaśnić kim ona jest używa dokładnie tych samych słów.
- Kiedy przyjedzie Nano? - wtrąciłam się.
- Koło trzeciej u chłopaków, w Londynie - mechanicznie odparł Scooter.
- Czyli to wszystko? - skinięcie głowy posłużyło mi za odpowiedź. Chwyciłam torbę i korytarzem ruszyłam w stronę hotelowego holu, gdzie za głównymi drzwiami rozbrzmiewał tłum Beliebers. W sumie mógłby do nich wyjść... Usiadłam w fotelu z podłączonymi słuchawkami do telefonu.
Nathan
- Nathan? - wiedziałam, że ostrzał pytań padnie teraz na moją osobę, ale cóż... Sam tego chciałem.
- Tamara... to dziewczyna. Ale nie w takim sensie! - ponownie zrobiłem z siebie idiotę. W końcu Tam jest... A zresztą. Kayl wyszła z pokoju. No świetnie! Przecież się nie rozdwoję. Hierarchia wartości musi być - najpierw Brown. Propo niego, widocznie oczekiwał szerszych wyjaśnień.
- Byliśmy razem, w liceum. Jakiś tydzień przed ogłoszeniem wyników casting'u zerwaliśmy... - dopiero teraz uświadomiłem sobie jaki to absurd. Odzywa się do mnie po ponad dwóch latach. Cierpki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. - Ma jakieś znajomości w tabloidach i podała ten artykuł... Grozi, że zamieści go w dużym nakładzie i na tym nie poprzestanie...
- Dramatycznie jak w kiepskim kryminale - wtrącił Max, cicho gwiżdżąc.
- Czego chce w zamian? - spytał menager.
- Jechać ze mną, znaczy z nami, w światową trasę i... uczestniczyć we wszystkim - dopowiedziałem.
- Czerwony dywan, premiery, sceny... Jako kogo mielibyśmy ją przedstawiać? - raczej nie oczekiwał odpowiedzi. 
- Jako panią Sykes - wtrącił Tom.
- Tak, pewnie. Żywcem by ją zjedli - rzuciłem ironicznie. - Choć z drugiej strony...
- Odpada. Może "fanka, która wygrała w WantedWorld w tajemnym głosowaniu, wyjazd z chłopakami" albo "znajoma, któregoś z was", tyle że druga wersja daje zbyt duże podejrzenia. Kwestia czy ona zechce z nami współpracować?
- Zgodzi się na wszystko byle, żeby jechać - przygryzłem wargę. - Dobra z niej aktorka.
- Czyli wersja pierwsza. Przynajmniej nie ma problemu z wynajęciem pokoi. Wchodzi na miejsca Santiago, wyrobi jej się przepustki - automatycznie wytrzeszczyłem oczy. Prawie bym zapomniał.
Korzystając z okazji dogadaliśmy jeszcze kilka szczegółów.
- I jeszcze jedno - wtrącił Scooter z uśmiechem. - Nie myślcie, że przyjechaliście tu za darmo. Za dwie godziny widzę was na scenie.
- Supportujemy? - dopytał Max, a otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, uradowany ruszył wraz z resztą do pokoju Bieber'a.
- Możemy chwilę porozmawiać? - zapytałem, gdy zostaliśmy sami.
- O co chodzi, Nath?
- O Kaylę... - westchnął i opadł na oparcie krzesła.
- Słucham - zaplótł ręce z tyłu głowy. Czułem się trochę jak przedszkolak, który nabroił, stojąc przed nim.
- Zwolnisz ją?
- Na tą chwilę zawiesiłem... - mały błysk przebiegł przez moje oczy. 
- Czyli..
- Nathan - przerwał mi. - Kayla ma dobre wyczucie, jeżeli chodzi o kontakty z fanami, rozmieszczenie koncertów..
- Ona wszystko umie! - wyrzuciłem. Brown był lekko zszokowany moim wybuchem. - I jest bez szkoły.
- Owszem.. Póki Tissera był z wami nie było żadnego problemu.. A później...
- To nie była jej wina!
- Sykes, spokój! Kayla nie wraca. Może znajdę jej pracę przy mniej odpowiedzialnym zadaniu, albo przerzucę do Justin'a, żeby mieć na nią oko. Jeszcze nie wiem..
- Aaaa.. Mogłaby z nami jechać w trasę? - próbowałem pertraktować.
- Oczywiście. Może weźmiemy także cały Londyn? - ironizował.
- Scooter... To ważne...
- Wszystko jest już ułożone. Tam wchodzi na miejsce Kay. Właściwie nawet dobrze się złożyło.
- Czy ja tu mam coś do powiedzenia? - wybuchnąłem.
- Nath, czemu ci tak zależy?
- To wszystko jest bezsensu - opadłem na fotel.
- Ja jej nie biorę - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. A temu co tak nagle wesoło? Nagle mnie olśniło.
- TY jej nie bierzesz? - dopytałem i także się uśmiechnąłem. Pożegnałem się i wyszedłem. On jej nie bierze, ekipa The Wanted jej nie bierze, ale ja... Ciekawe tylko jak ja jej to powiem? Pewnie coś palnę jak zawsze. Bo się zgodzi... W głowie pojawił się obraz dziewczyny przerzuconej przez moje ramię. Śmieszne.. ale jakże prawdziwe.

***2 hours later***

- Cześć! Na Justin'a będziecie musieli trochę poczekać. Do tego czasu musi wam wystarczyć nasze towarzystwo - krzyknął Max i zaraz po tym rozległy się dźwięki "I found you". Kayla stała za kulisami. Ekipa Bieber'a zajmowała pierwszy rząd. Nagle poczułem ostre uderzenie w plecy. Co ja to? A tak...
- I said people... - coś nie wyszło, ale leciałem dalej. Kątem oka widziałem, że Jay z Tom'em knują coś z boku. Kolejnym utworem było "Heart Vacancy", czyli poszukujemy dziewczyn. Nie namyślając się długo chwyciłem najbliższą dłoń i wciągnąłem jej posiadaczkę na scenę. 
Jay
Z Tom'em postanowiliśmy ładnie pożegnać się z Kaylą. Kiedy dowiedzieliśmy się o repertuarze od razu przypomniała mi się rozmowa z Santiago: "Bycie OLLG czy dziewczyną z "Vacancy" jest trochę żenujące. No, bo jak masz się zachować?". Dlatego, gdy pierwsze nuty rozbrzmiały, ruszyłem za kulisy i złapałem ją za rękę...
Kayla
Bujałam się w rytm muzyki, kiedy Loczek złapał mnie za dłoń. Co on tutaj robi? O, nie. Momentalnie zbladłam. Nie zrobi mi tego. Skamieniałam i pewnie tylko dlatego zostałam wypchnięta na bok sceny. Jay śpiewając ciągnął mnie za rękę bliżej chłopaków - środka. Zaparłam się nogami z całej siły i próbowałam wyrwać kończynę. Wszystko to na oczach 15 000 osób, zgromadzonych na koncercie swego idola. W końcu, z tylko sobie znaną gracją, przejechałam na czterech literach na środek sceny, pod nogi Sykes'a, który cudem utrzymywał mikrofon w ręce, pękając ze śmiechu. McGuiness, cały czas trzymający mnie za dłoń, starał się mnie podnieść. Ja uparcie zajmowałam swoje miejsce, czerwona na twarzy wpatrywałam się w ludzi przede mną. Jay dosiadł się obok. Już dłuższa ta piosenka być nie może? Kiedy ponownie rozbrzmiał refren, stwierdziłam, że dłużej nie wytrzymam. Wykorzystując element zaskoczenia, zerwałam się z miejsca i biegiem ruszyłam za kulisy. Kayla Santiago pierwsza dziewczyna, która uciekła ze sceny podczas "Heart Vacancy". Inni marzą aby być na moim miejscu, a ja.. Jeny. Po "Glad you came" chłopcy, a raczej podłe bestie, zeszli ze sceny. W drodze do pokoju minęłam roześmianego Bieber'a. Rzuciłam mu podłe spojrzenie na co podniósł ręce w geście obrony. Zajęłam miejsce pod sceną. Skoro już tu jestem to zamierzam wykorzystać ten dzień do maximum. Dałam się ponieść emocją i wraz z widownią czekałam na wejście gwiazdy. Kiedy myślałam, że nic gorszego nie może  mnie już spotkać, na scenę wszedł Justin.
- Mam nadzieję, że moja One Less Lonely Girl nie ucieknie - powiedział i zaczął się koncert.

***3 hours later - pokój hotelowy***

Samolot powrotny mieliśmy o 10.00 rano. Związku z tym zostaliśmy zmuszeni zostać w hotelu na noc. Tom z Kels, Nar z Sivą i Max z... (pierwszy raz ją widziałam na oczy) powynajmowali własne pokoje. Ja z Gnojkiem numer 1 i Gnojkiem numer 2 zostałam zmuszona zająć poprzednie pomieszczenie.
 - Czy was do reszty popierdoliło? - spytałam, gdy znaleźliśmy się sami w pokoju.
- Jakich nas? To nie był mój pomysł... Choć żałuję - odezwał się Gnojek1.
- Tak słodko wyglądałaś..
- McGuiness zabiję cię! - rzuciłam się na Loczka.
- Nathciku ratuj! - ręce Gnojka1 oplotły się wokół mojej talii i po chwili unosiłam się nad ziemią. Jay złapał mnie za nogi.
- To jest nie fair! Puszczajcie! - krzyczałam. Puścili... prosto na podłogę. Skuliłam się i zaczęłam cicho pochlipywać. Automatycznie zaczęli mnie przepraszać.
- Wszystko w porządku? - smutno pokiwałam głową i rzuciłam na łóżko.
- No, co? Plecy mnie bolą. Jeden śpi na fotelu - wskazałam mebel pod ścianą, -  a drugi na podłodze -  zrzuciłam z dwu osobowego łóżka poduszkę. 
- Dobranoc - rzuciłam z uśmiechem.
Obudziłam się koło drugiej w nocy z dziwnym uczuciem pustki. Skuliłam się na materacu. Poza "cichym" pochrapywaniem Loczka, do moich uszu doszedł szept.
- Kayl, śpisz? - zacisnęłam mocno oczy i wstrzymałam oddech. Z tobą na pewno nie mam ochoty rozmawiać.


Pisany na szybko, bo ostatnio robię za cyrk... :) Tak to jest jak bierze się więcej niż można unieść. Jesteśmy tydzień bliżej do wakacji! :D

Nie dawno znalazłam tego chłopaka... Dzieciak jest młodszy ode mnie i takim tekstem jedzie O.o Ja chyba niedorosła jestem xD Ale podoba mi się. Taki utwór na odmóżdżenie ^^. Uczę się choreografii xD Żartuję - prędzej się połamię.


Do następnego... 

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 19: Necesito tiempo...

"I feel something so right
Doing the wrong thing
I feel something so wrong
Doing the right thing
I couldn't lie, couldn't lie, couldn't lie
Everything that kills me makes me feel alive"

                    >>"Counting Stars" One Republic <<


Nathan
- Masz rację, nie rozumiem. Zamierzałaś nam w ogóle powiedzieć? - wybuchnąłem.
- Może. Nie. Tak. Nie wiem! Daj mi spokój.
- Nie mogę - kontynuowałem.
- Bo?- podniosła głos.
- Bo mi na tobie, do cholery, zależy! - Stop! Co ja powiedziałem? No, pięknie.. Cisza, która zawisła w pomieszczeniu, coraz bardziej mi ciążyła. Szczerze? Miałem ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami, tylko nie za bardzo miałem dokąd iść. Oparłem się o ścianę, odchyliłem głowę i przymknąłem powieki. Uspokój się, człowieku! Tik-tak, zegar tyka.
- W sensie... - zacząłem, ale jakoś nie umiałem skleić przekonującego zdania. - Zżyliśmy się z tobą, to tak jakbyśmy stracili perkusistę - jest na sali kowal? To niech mnie porządnie rąbnie w łeb. Co ja wygaduję? Dziewczyna pokiwała głową, chwyciła torbę i ruszyła w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytałem cicho. Wzruszyła ramionami. - Kayl, to nie jest odpowiedź.
- A ty nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- Santiago, słuchaj.. - zacząłem.
- Tak, wielmożny hrabio Sykes'ie.
- Przestań..
- Ty zacząłeś - odwróciła się w moją stronę.
- I ja kończę.
- To nie sprawiedliwe...
- Tak samo jak wychodzenie w środku rozmowy i zostawianie przyjaciół.. - rzuciłem.
- Skończyliśmy ją. Tom tu jest? - prychnąłem.
- Przyjdzie i pewnie będzie ciekawy...
- Sama z nim porozmawiam.
- A ze mną to już nie łaska?
- Śpieszę się - odwróciła wzrok.
- Nieprawda - zacisnęła wargi. Odgarnąłem jej pasemko z twarzy. Strąciła moją rękę.
- Okej, więc? - oddaliła się.
- Nie możesz zostać w Londynie? - spytałem.
- Po co?
- Znasz już okolicę i ogólnie.. - plątał mi się język. 
- Yhmn - przytaknęła ironicznie. Westchnąłem.
- Jesteś obeznana w towarzystwie. Zostając mogłabyś się wkręcić do...
- Czemu się tak upierasz? - przerwała mi. - Co za różnica czy będę w Anglii czy na przykład tutaj i tak jesteście w trasie?
- Można by porozmawiać z...
- Z takim pewnym panem, nie? Oczywiście, tylko szkoda, że jakoś nie podobają mi się te pomysły.
- Ty wszędzie widzisz jakieś problemy - była w szoku.
- Odezwał się, Komplikator. 
- W cale wszystkiego nie utrudniam!
- Nie, oczywiście, że nie - wywróciła oczami.
- Nie rób tak...
- Przestaniesz mnie pouczać? Tak się składa, że nie potrzebuję drugiego ojca - odpowiedziała z mocą w głosie. Kolejna cisza.
- Po prostu chcę żebyś została... - zacząłem.
- Chcę?
- Chcę, chcemy... Na jedno wychodzi. Zastanów się.. Proszę.
- Muszę już iść - spojrzała na wyświetlacz telefonu.
- Ale wrócisz?
- Coś ty się tak uczepił? - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Bo... Uwielbiam się z tobą kłócić - wypaliłem z szerokim uśmiechem. Kowal? Może od razu psychiatra niech do mnie wpadnie.
- Ty jesteś jakiś nienormalny...
- Amerykę odkryłaś.
- Patrz to jednak coś mi się w życiu udało - chwyciła za klamkę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Kayl, - odwróciła głowę - jak tam schodofobia? - wskazałem wierzę za oknem.
- Uszczypliwy jesteś, wiesz? - spytała, a raczej stwierdziła, ze śmiechem.
- Wiem - wyszczerzyłem się.
- Głupek..
- Lubisz mnie ranić, prawda?
- Jak myślisz, że będę cię przepraszać za każde...
- Pewnie, dzisiaj Światowy Dzień Przepraszania Bałwanów, nie słyszałaś? 
- Nath, to nie miało żadnego sensu...
- Dla mnie miało - chwyciłem ją w ramiona i oderwałem od ziemi.
- Cholera, puszczaj!
- Jak sprawdzałem, pięć minut temu, to nazywałem się Nathan - odparłem szczerze i postawiłem ją z powrotem.
- Powinieneś się leczyć...
- Tak, niestety zabrałaś wszystkie wolne terminy - wywróciła oczami. Nadal trzymając w ramionach, dźgnąłem ją w bok. - Dlatego uwielbiam się z tobą kłócić. Zawsze wygram - uśmiechnąłem się i opuściłem ręce.
- Ale...
- Cii.. Koniec - uciąłem.
- Nath..
- Gdzieś się śpieszyłaś..
- Nienawidzę cię - rzuciła przez ramię.
- To mamy problem, bo ja przeciwnie.
- Co?
- Pogadamy, później...
- Pustak..
- Tak, tak... Obrażaj dalej... - zmarszczyła czoło.
- Jakaś ty nie domyślna - burknąłem pod nosem..
- Bardzo... - wyszła.
- Dostanę w twarz jak z tobą pójdę? - krzyknąłem za nią.
- Tak - usłyszałem i chwyciłem kurtkę. W końcu zostać spoliczkowanym, a wylądowąć w kostnicy to dwie różne sprawy.
Kayla
Piętnasta, jeszcze chwilę i bym się spóźniła. O co mu chodzi? Naprawdę świeże powietrze mu nie służy... Zresztą co ja sobie nim głowę zawracam?
- Katherina? - czyjaś ręka spoczęła na moim ramieniu. Machinalnie odwróciłam się.
- Ralph! - przytuliłam się do blondyna. - Co ty robisz we Francji? - odchyliłam się od niego.
- Załatwiam pewne sprawy - Okej, wiele się zmieniło. Jedna myśl nie dawała mi spokoju: skoro godzinę temu roaming nie pozwalał nam się zdzwonić, to gdzie on wtedy był?
- Kiedy przyleciałeś? - spytałam, marszcząc brwi.
- Jakieś półgodziny temu - wzruszył ramionami. - Jutro wracam do domu..
- Jak sprawy w Hiszpanii? - teraz to on zmrużył oczy. 
- Masz coś konkretnego na myśli? - odparł. Pokręciłam przecząco głową.
- Z pracą ciężko. Zostają turyści, ale te biura podróży utrudniają działalność..
- Otworzyłbyś własne..
- Wiesz ile to papierkowej roboty? - udał przerażonego.
- Nic się nie zmieniłeś - pokręciłam ze śmiechem głową.
- Czego nie można powiedzieć o tobie - obkręciłam się teatralnie. - Anglia ci służy.
- Taa.. Piękny kraj - zakreśliłam cudzysłów w powietrzu.
- Barcelona piękniejsza, co?
- Barcelona?
- Przeniosłem się - wytłumaczył.
- Farciarz.
- Zapraszam - uśmiechnął się i dodał już nieco poważniejszym tonem. - Ponoć najciemniej pod latarnią.
- Za jakiś czas, na pewno - uśmiechnęłam się smutno. - Masz coś?
- Kath, to tylko trzy miesiące. Nie możesz na ten czas przenieść się do kogoś znajomego?
- Ralph...
- Ten cały zespół, jedzie w trasę po świecie... Nie mogłabyś się z nimi zabrać? - kontynuował.
- Czyli nic nie masz? - westchnęłam.
- Holandia, ale naprawdę tak byłoby lepiej.. Czekaj, ktoś za nami łazi - rozejrzałam się. A ten osioł, co tu robi? Rzuciłam mu podłe spojrzenie.
- Znasz go? - spytał blondyn.
- Tak, to członek tego całego zespołu... - rzuciłam.
- Co on tu robi? - wzruszyłam ramionami. - Wiesz, może spytaj się odnośnie tego wyjazdu?
- Czyś ty zwariował?! - widocznie skruszył się pod moim głosem. - Już to mi proponował - mina Ralph'a, warta każdej ceny.
- To świetnie!
- Co? Nie. Zresztą on to ma najmniej do gadania, zarozumiały bufon.
- Lubisz go? - szturchnął mnie zaczepnie. - Nie powiem, żebym był z tego jakoś zadowolony, ale to widać. 
Wywróciłam oczami.
- Nawet nie wiesz jak on potrafi działać na nerwy...
- Dobra, dobra - przytulił mnie. - Moja hermana zasługuje na kogoś lepszego - pocałował mnie w czubek głowy.
- Właśnie - oderwałam się ze śmiechem.
- Czemu ja zawsze dowiaduję się ostatni? - spojrzał wzrokiem, gdzieś w dal.
- Niby o czym?
- O tym co się wydarzy - zaśmiał się. - Wiesz jak mi cię brakuje?
- Yhmn, tak głucho beze mnie, co? 
- Tak, nikt mnie nie gnębi - uśmiechnął się.  Naprawdę mi go brakowało. Jest dla mnie jak brat, lepszego przyjaciela nie mogłabym dostać. Zrobiło mi się głupio przez te wszystkie wcześniejsze podejrzenia.
Pip, pip, pip..
- Co to? - sięgnęłam po telefon 15.45.
- Przypomnienie.. Wiesz spotkanie z Braun'em, ale chyba nie muszę iść - spojrzałam za siebie, gdzie Nathan z zainteresowaniem studiował układ liści na krzakach.
- Katch, idź..
- Ale...
- Wiesz czemu tak się lubimy? - przerwał mi. - Bo nie spędzamy ze sobą każdej chwili, przez to nie mamy kiedy się sobą znudzić i poróżnić.
- Kiedyś było inaczej.. 
- Byliśmy dziećmi - sprostował. 
- Dziewiętnastoletni staruch się odezwał - prychnęłam.
- Trochę szacunku, siedemnastoletnia dziecinko... Słuchaj, spróbuj się gdzieś uchować przez ten czas, dobrze? Na osiemnastkę przyniosę ci cały stos nowych zameldowań, wybierzesz coś na stałe - uśmiechnął się smutno.
- Dobra.. Coś wymyślę... - poddałam się.
- Grzeczna dziewczynka - spiorunowałam go wzrokiem. - Cofam to, przepraszam - podniósł ręce w geście obronnym. - Idź już.
- Będę tęsknić - wtuliłam się w niego.
- Ja też. Odzywaj się trochę częściej, co? - odsunął się. - Spadaj, Młoda, bo nas zaraz wzrokiem zasztyletuje - przeniósł wzrok na szatyna. - Szczęścia! - krzyknął i już go nie było. "Szczęścia" wyszeptałam w powietrze i ruszyłam w drogę powrotną, mijając Nath'a.
- To był ten cały Ralph? - spytał, gdy przechodziłam obok. - Dziwny..
- Ej, co się stało? - dopytywał.
- Miałeś zostać - powiedziałam, nie zatrzymując się.
- Chciałem się przewietrzyć.
- I całkiem przypadkiem wpadłeś na nas? - rzuciłam sarkastycznie.
- Masz mnie. Dokładnie tak było - przystanęłam. - No, okej... Bałem się, że uciekniesz.
- Dzięki za zaufanie.. - odburknęłam.
- Oj, no Kayla...
- Za chwile macie być u Scooter'a.
- Czekaj! Jak znowu masz być jak galareta, to mnie walnij. Ulży ci - zastąpił mi drogę.
- Nathan tobie naprawdę przydałoby się... Jak co, niby jestem? - spytałam oszołomiona.
- Galareta.. Mniejsza. Wiesz, co by się przydało? - uniosłam pytająco brew.
- Potem ci powiem - dokończył.
- Potem znaczy kiedy? Zaczynasz, a nie kończysz. A później się dziwisz, że mało co potrafisz załatwić - Ups.. Chyba przesadziłam, ale nie powiedziałam, że niczego tylko "mało co". Przystanął.
- Podobasz mi się, okej? - wybuchnął, a po chwili zaczął zniedowierzaniem kręcić głową. - Jak mało kto potrafisz mnie wkurzyć, ale mi na tobie zależy. A teraz przepraszam, ale nie chcę się spóźnić. Idziesz?
Skołowana i bez słowa przebrnęłam przez tłum fanek Bieber'a. Na piętro Brown'a weszłam schodami. Przebywanie z Nath'em samej w małym pomieszczeniu wśród tej dusznej atmosfery, jakoś nie napawało mnie optymizmem.
W pokoju byli już wszyscy, nawet Kels, Nar, Justin, czyli wszystko w porządku... Dopiero, gdy wcześniej wymienione osoby, zostały delikatnie wyproszone, dało się odczuć powagę sytuacji..
- Odwołany wywiad, piosenka, radio, gazety...okej dało się znieść. Ale kim do jasnej ciasnej jest Tamara? 
Zapowiada się ciekawie...


Kogel-mogel, ale jest :) Nie wiem, co o nim sądzić. Taki misz masz, ale jestem zbyt przybita jutrzejszym dniem...



Wczoraj były wakacje... Powodzenia Wam życzę :)
Akurat w tv leci: "Fucking Perfect" - P!nk.
I TW napisali, że jesteśmy świetni i mamy o tym pamiętać.. 
Więc musimy dać radę, prawda? ;]


Dobra już nie zanudzam Was moim życiem. :) Powodzenia.
Do następnego :) 

piątek, 30 sierpnia 2013

The Versatile Blogger + Sprawa do Was :)

Dostałam dwie nominacje do tej nagrody (tak ja też nie wiem za co, pewnie inne linki były już zajęte) od Jayla i Rina L. Dziękuję :)

Zasady:

- podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry
- pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award
- ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby
- nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują
- poinformować o fakcie nominowania autorów blogów

Czternaście faktów o mnie i 30 blogów? Chyba mnie zabiją za ten spam... 15 blogów i 15 na drugim blogu (tam też dostałam: "Pytam się za co? Ale okej.).

1. Nie wiem czy czegoś nie powtórzę z wcześniejszej nominacji.
2. Piszę to, dlatego że kiedyś obiecałam zrobić Versatile porządnie.
3. Aktualnie zaśmiecam sieć trzema opowiadaniami :).
4. Gdybym spotkała, kiedyś kogoś z TW na ulicy, przeszłabym obok i nawet się nie odwróciła. Potem bym w domu żałowała xD.
5. Nie wyobrażam sobie być OLLG lub dziewczyną z Heart Vacancy - zwiałabym ze sceny ze strachu. :D
6. Moja najczęstsza reakcja po przeczytaniu jakiegoś rozdziału to "WTF?".  :D
7. Nie umiem żyć bez sarkazmu ^^.
8. Mam dziwne poczucie humoru, podobno. :)
9. Śmiech jest moją odpowiedzią na praktycznie każdą sytuację.
10.  Jestem obiektywna w stosunku do siebie. Obiektywnie stwierdzam, że jestem do niczego. :)
11. Jestem nocnym markiem.
12. Liczę czas w piosenkach :)
13. Długo nie miałam sensu życia.
14. Uważam, że niektóre blogi są napisane lepiej niż światowe bestsellery. :D

Nominuję, ale nie wszystkich informuję, bo wiem, że niektórych to strasznie wnerwia (grzecznie mówiąc) ^^. Poinformuję pod nowymi rozdziałami :)
Te powyżej + wszystkie blogi, które czytam :) 
  

Sprawa do Was :) 

Chciałam Was poinformować (zaprosić?) na moje pozostałe blogi:

2) A good day to tell end... - to opowiadanie jest całkiem nowe. Nie wiem... Mnie się wydaje, że jest trochę inne, gdyż historia zaczyna się z końcem The Wanted. Zajrzyjcie, proszę. :) Nie każe Wam czytać, ale byłoby miło, gdybyście się rozejrzeli. :)

To... Do napisania :)  

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 18: Paris - manicomio...

"See I never thought that I could walk through fire
I never thought that I could take the burn
I never had the strength to take it higher
Until I reached the point of no return

And there’s just no turning back
When your hearts under attack
Gonna give everything I have
It’s my destiny

I will never say never
I will fight
I will fight till forever!
Make it right
Whenever you knock me down
I will not stay on the ground.
Pick it up, pick it up, pick it up,
Pick it up up up and never say never"
       >> "Never say never" Justin Bieber & Jaden Smith <<



Do końca lotu wpatrywałam się w "podłogę" pod moimi stopami, z lewą dłonią nadal umieszczoną w uścisku Nathan'a. Samolot zaczął lądować. Moja reakcja była taka sama jak przy starcie: pisk, wbicie się głębiej w siedzenie i zaciśnięcie dłoni w pięści. Dopiero, kiedy nadszedł czas wysiadania, uświadomiłam sobie, że "odrobinę" za bardzo ścisnęłam dłoń chłopaka, w dodatku tą z opatrunkiem. Moja empatia nie zna granic... Ale w sumie mógł się odezwać, prawda?
- Przepraszam - powiedziałam wstając i kierując się do wyjścia z żelaznej puszki. Odpowiedziała mi, oczywiście, cisza. Naprawdę się obraził?
Słodka wolność, stoję na ziemi! W końcu! Przeszliśmy odprawę paszportową i weszliśmy do małej kawiarni. Wczesna pora robiła swoje - mało kto rozpoznał chłopców.
- To jakie mamy plany? - spytała Kels. Wszystkie oczy momentalnie zwróciły się w stronę Nath'a.
- Yyyy... - jąkał się, a ja próbowałam powstrzymać szeroki uśmiech wkradający się na moje usta. - Koncert Justin'a zaczyna się o ósmej...
- Ale chyba nie zamierzasz rozmawiać z Braun'em w trakcie show? - mój wzrok przeniósł się na Nareeshę popijającą swoją kawę.
- Nieeee - przedłużył. Nie mogłam dłużej się powstrzymać, zachichotałam i stałam się centrum zainteresowania naszego stolika. Musiałam coś wymyślić: pomóc gamoniowi czy zobaczyć co wyjdzie z owej sytuacji?
- Wiecie, co? Jesteśmy w Paryżu! Do dwudziestej jest sporo czasu, co powiecie na zwiedzanie okolicy?
I tak zgraną grupą ruszyliśmy na podbój stolicy Francji, do pierwszego skrzyżowania... Kiedy to Nar wraz z Sivą postanowili udać się na samotny spacer. Max zresztą też się, gdzieś zawieruszył. Sykes cały czas chodził zamyślony i taki jakiś nieobecny...
- Źle się czuję - powiedziałam, kiedy przepychaliśmy się przez kolejny tłum turystów.
- Zostaniemy tu na chwilę - zarządził Tom. Nath sporo mi zapłaci za te kłamstwo. Lubię Parker'a i naprawdę nie chciałam wystawiać go na próby. Jay posmutniał, chciał się jeszcze pokręcić po paryskich ulicach, nie wspominając o Kelsey i centrach handlowych.
- Co? Nie trzeba. Idźcie. Zdzwonimy się potem - odparłam z trochę za dużym zapałem.
- Jesteś pewna? - potaknęłam głową.
- Idźcie, już - do rozmowy wtrącił się Nath. Tom pokręcił trochę głową i pobiegł za znikającymi w tłumie postaciami przyjaciół.
- Dzwoniłeś do Braun'a? - spytałam, kiedy pozostali zniknęli z pola widzenia.
- Chodź - położył mi dłoń na plecach i popchnął w stronę jakiejś maleńkiej kawiarni. Gwałtownie się od niego oderwałam.
- Dzwoniłeś? - ponowiłam próbę dotarcia do pustej mózgownicy aka pan Sykes. Wzruszył ramionami.
- Podobno źle się czujesz - sprostował. Ludzie trzymajcie mnie, bo go zabiję. Wszedł do lokalu. Załamałam ręce i jak jakiś grzeczny piesek ruszyłam jego śladem.
Usiadłam w kącie i nerwowo zaczęłam uderzać palcami w blat stołu... A on, nic. No kurcze, wyłączył się chłopak. I znowu to samo! Mi bardziej zależy, żeby dogadał się ze Scooter'em niż jemu samemu. Podparłam się łokciami o stół i schowałam twarz w dłoniach. W końcu nie wytrzymałam, ręce opadły (taaa raczej rąbły - głośno uderzyły, trzasły) o drewno. Nath drgnął, ale nadal siedział ze słuchawkami w uszach. Jaki on jest irytujący... Nadal "leżąc" górną partią ciała na stole, odwróciłam twarz w jego stronę. Chwilę mu się przypatrywałam.
- Nathan - szturchnęłam go w ramię. Zero odezwu. Szarpnęłam za kabelek od słuchawek. Wreszcie na mnie spojrzał. 
- Prze...przepraszam - mruknęłam pod nosem. No, nie lubię i nie umiem tego robić. A poza tym w tym przypadku naprawdę nie wiem za co. Zatrzymał się na moment i zwinąwszy dłoń w trąbkę, przyłożył ją do ucha.
- Przepraszam, okej? - powtórzyłam się, w duchu wywracając oczyma. Potaknął głową.
- Tooo, odezwiesz się w końcu? - cisza. - No, Nathy, no...
- Jak mnie nazwałaś? - wyszczerzył się.
- Nijak. To, dzwoniłeś?
- Co się stało w samolocie? - spoważniał.
- Pierwsza spytałam.
- Moja sprawa jest starsza - ciągnął.
- Cholera. Nath, daj spokój! - wybuchnęłam.
- Dam jak powiesz - odkrzknął. To się nazywa niezwracanie na siebie niczyjej uwagi.
- Boję się latać.. 
- Kayl... - spojrzałam na niego ostrzegawczo.
- ...a - dopowiedział. - Nie leciałem z tobą pierwszy raz... Powiedz - nachylił się w moją stronę. Nagle jakaś dziewczynka, mogła mieć z dwanaście lat, pociągnęła mnie za rękę. Zaczęła mi coś gorąco tłumaczyć w żabim, przepraszam francuskim, języku. Patrzyłam na nią jak na pantomimę, nie rozumiałam ani słowa. Kiedy doznałam olśnienia, wstałam z krzesła i wyszłam z knajpki.
Nathan
Czemu ona nic nigdy nie chce powiedzieć. Nie pozwala sobie pomóc...  Ni stąd ni z owąd, wstała od stolika. Zostawiając mnie samą z małą blondynką, której usta się nie zamykały. Gdyby chociaż mówiła po angielsku...
- Je t'aime. J'aime votre musique. Je vous remercie de vous être. Grâce à vous je vis et je souris. The Wanted est le meilleur... - Zaraz, zaraz.. The Wanted? Fanka, ufff. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, podpisałem  jakiś papierek i byłem wolny. Opuściłem lokal, przed drzwiami zauważyłem Santiago. 
- Umie zagadać człowieka, co? - spytała kierując wzrok w stronę drzwi, za którymi została Francuzka. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i stanąłem na przeciwko niej. Już miałem się odezwać, kiedy ubiegł mnie dzwonek jej komórki - nie odsunąłem się.
Kayla
Ulga czy przerażenie? Z jednej strony uwolnienie od rozmowy z Nath'em, z drugiej znowu ta głupia komórka. Dlaczego jej po prostu nie wyrzucę?
-  Odbierz - szepnął szatyn. Raz się żyje... Tylko raz.
- Halo? - odebrałam telefon. 
- Miło cię znowu słyszeć - usłyszałam głos w słuchawce.
- Czego chcesz?
- To ja się pytam, gdzie ty jesteś? Powinnaś siedzieć teraz w domu!
- Nie możesz mi rozkazywać - w mojej głowie te słowa brzmiały pewniej.
- Jesteś tego pewna? - podniosłam wzrok na Nath'a. Wpatrywał się we mnie bez słowa. Byłam ciekawa ile słyszy.
- Tak, sama się utrzymuję i...
- Mieszkanie w rozpadającej się kamienicy i latanie za pięcioma chłopakami jak ladacznica, nazywasz zarobkiem? - podniósł głos. Więc jednak wie...
- Daj mi spokój..
- Oj, nie kochanieńka. Jesteś mi jeszcze coś winna, pamiętasz?
- Skurwiel - wykrzyknęłam i zakończyłam połączenie. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie, proszę tylko nie teraz. Czyjeś ręce oplotły mnie w talii. Momentalnie wyrwałam się z uścisku.
- Nie dotykaj mnie - wypaliłam ostro i rozryczałam się na dobre.
Nie wiem jak, ale po jakiś 15 minutach leżałam skulona i zapłakana na łóżku w jakimś pokoiku hotelowym. Nathan. Jak on rozhisteryzowaną mnie tutaj przetransportował? Medal mu się za to należy jak nic. Usiadłam i wzrokiem odszukałam szatyna. Siedział na krześle pod ścianą z laptopem na kolanach.
- Mocno ci nawrzucałam? - spytałam mając na myśli drogę spod knajpki do hotelu.
- Trochę.. Coś o jakimś baranie, debilu, piątym kole, ignoracie, zboczeńcu, egoiście.. Nic czego bym wcześniej od ciebie nie słyszał - uśmiechnął się krzywo i usiadł obok mnie.
- Jej... Nath, słuchaj przepraszam - naprawdę było mi  głupio.
- Nie ważne - oparłam głowę na jego ramieniu. Ten dzień z sekundy na sekundę staje się jeszcze dziwniejszy. Objął mnie dłonią w pasie. Siedzieliśmy tak chwilę...
- Załatwiłeś coś? - wyprostowałam się. Popatrzył na mnie zdezorientowany, chwyciłam jego laptopa. Ręką opuścił klapkę na moje palce.
- Kayl.. - zaczął.
- Nathan jest okej, serio - spojrzałam mu w oczy i wróciłam do monitora. - Więc Justin ma zamówiony pokój w hotelu pod wierzą. Czyli...
- Na czwartym piętrze, pokój nad nami - wtrącił się.
- Super, przyjechali już? 
- Za pięć godzin. Dzwoniłem do Scooter'a o czwartej mamy przyjść. Wysłałem sms-y chłopakom - przypominało to trochę zdawanie raportu.
- I... zrobiłeś to wszystko w te parę minut - kiwnął głową. Byłam w szoku. - Jak chcesz to potrafisz, chociaż...
- Co znowu pomyliłem? - westchnął.
- Jak chłopcy wejdą do budynku skoro już stoi przed nim tłum Beliebers? A i lepiej nie informuj Tom'a, że mogliśmy lecieć samolotem w południe, a nie o trzeciej...
- Ale ze mnie wielki bałwan - zakrył twarz dłońmi i opadł się na łóżku.
- Nie taki znowu  wielki - położyłam się i oparłam łokciem o jego tors.
- Serio? - uniósł się na łokciach i zmarszczył brwi. - A tobie co nagle tak wesoło? - okręcił nas tak, że teraz to on był nade mną.
- Myślisz, że uda mi się pogadać z Justin'em? - wyszczerzyłam się. Załamany usiadł.
- Zrozum tu kobietę. Ma pięciu przystojnych facetów, mnie, a i tak Bieber jej w głowie - dramatycznie splótł dłonie za głową i ponownie znalazł się na plecach. Zaśmiałam się.
- Zazdrosny? - wyszczerzyłam zęby. Pani per głupawka ogarnęła moje ciało.
- A żebyś wiedziała - udając naburmuszonego, odwrócił się do mnie plecami.
- Znowu się obraziłeś? - szturchnęłam go w ramię.
- Yhmn..
- Przepraszam, już?
- Nie - odpowiedział płaczliwym głosem.
- Dzieciuch - obeszłam łóżko i kucnęłam po drugiej stronie, a ten przewrócił się na drugi bok. Nie wytrzymam z nim. Wdrapałam się ponownie na materac i cmoknęłam go w policzek.
- Odfochałeś się? - odwrócił się i usiadł na przeciwko mnie.
- Moooże - uderzyłam go dłonią w tył głowy.
- Auu - złapał się za potylicę. - A to za co?
- Na rozumek - posłałam mu niewinny uśmiech.
- Jasne... To twoje - sięgnął do kieszeni spodni i podał mi telefon.
- Dzięki - spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniała "nowa wiadomość" od jakiegoś numeru.


 

Ralph i sms-y? Przecież zawsze dzwonił. Bał się, że wiadomość może przeczytać ktoś niepowołany. Poza tym znałam jego numer... A on nie miał mojego..


Zaciekawiony Nath zwisał mi teraz przez ramię.
- Coś się stało?
- Nie, nic - odepchnęłam go od siebie, słysząc sygnał nadchodzącej wiadomości.


Coś mi nie pasowało w tych sms-ach. Francuski, chiński? Co to za języki?




No, tak... Roaming...







 - Za godzinę? - wyszeptałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy Nathan przeczytał wszystkie wiadomości.
- Kayla, o co chodzi? - spytał.
- Bo.. ja.. Po prostu się wyprowadzam -wypaliłam.
- Dlaczego?
- Nath, nic mnie już nie trzyma w Londynie. Pracę straciłam, ojciec wie, gdzie jestem.. Tego jest już po prostu za wiele..
- Dlatego tchórzysz?
- Nathan...
- Nie ma żadnego Nathan. Do końca życia będziesz uciekać jak szczur, bo tak jest łatwiej? - podniósł głos.
- Nic nie rozumiesz..
- Masz rację, nie rozumiem. Zamierzałaś nam w ogóle powiedzieć?
- Może. Nie. Tak. Nie wiem! - głos mi zaczął drżeć. - Daj mi spokój.
- Nie mogę - nadal krzyczał.
- Bo? - odpyskowałam.
- Bo mi na tobie, do cholery, zależy! 


Dramat. Nie czytajcie tego powyżej! Rozdział jest długi..., bo jest to dwa w jednym. xD Zanudziłabym Was do reszty jakbym to podzieliła.
To był ostatni "wolny" poniedziałek i tym rozdziałem kończę wakacje :(
Powodzenie w szkole i.... NIE DAJMY SIĘ :D