sobota, 29 listopada 2014

Epilog: Bo nasza gwiazdka okazała się satelitą...

Hala ucichła, koncert się skończył, a oni udzielali już ostatniego wywiadu. 
- A jak tam sprawy sercowe? - pytanie zostało skierowane do najmłodszego członka zespołu.
Smukła dłoń oplotła go w pasie, a głowa dziewczyny opadła na jego ramię.
- W jak najlepszym - odezwała się brunetka, uśmiechając się słodko i całując niewzruszonego chłopaka w kącik ust.
- To by było na tyle. Dzięki - ekipa zaczęła się zwijać. Nathan uwolnił się z uścisku, który po chwili znów się zacisnął. Jak jakieś kleszcze..
- Tamara, puść mnie dobrze? - odparł zmęczonym głosem. Ogólnie cały wyglądał na wypompowanego.
- Nie idziesz z nami się napić?
- Idę spać - odparł.
- Jak będziesz spędzał całe dnie w hotelach nigdy jej nie spotkasz. Nie sądzisz chyba, że stanie w pierwszym rzędzie na koncercie? - prychnęła.
- Nie.. Łudzę się, że pomyli pokoje.


  - Mam cię! - ciało dziewczyny oderwało się od ziemi na skutek pary dłoni trzymającej ją w pasie. Piski, śmiechy... Wszystko to ginęło na zatłoczonej, barcelońskiej aleji.
- Nigdy nie lubiłam tłumów - odezwała się drobna szatynka, marszcząc nieznacznie nos. Ralph zawtórował jej cichym pomrukiem i pociągnął w stronę pobliskiej kawiarni. Chłopak udał się w stronę toalet. Jego uwagę przykuł plakat wiszący na pobliskiej ścianie.
- W mordę..
                                      
- Co to za zamieszanie? - zapytała z uśmiechem stojącego za barem blondyna. Dwudziestokilkulatek zmierzył ją uważnie powolnym spojrzeniem, po czym odwzajemnił gest. Wskazał dłonią plakat zawieszony za jej plecami. Odwróciła twarz i zamarła...
- Chyba ze mnie kpisz... - podniosła oczy do góry.
Nie czekając za swoim towarzyszem wybiegła na ulicę i wpadła prosto na niego...
                                        
Korzystając z zamieszania postanowił wyrwać się na miasto. Spacerując między skrzyżowaniami przeliczał ile w życiu udało mu się osiągnąć, osiągnąć im. Miał szczęście i to duże. Uśmiechnął się pod nosem, nasuwając kaptur głębiej na czoło i płacąc za otrzymaną kawę. Z zamyśleniem kontynuował wędrówkę, gdy drzwi pobliskiego lokalu otworzyły się niespodziewanie, a wybiegająca z nich krótko-obcięta dziewczyna wpadła wprost na niego.
- Cholera! - wykrzyknęli w tym samym czasie.
- Słuchaj, nie chciałem.. - zaczął, ale urwał w pół słowa wpatrując się w otrzepującą się od gorącego napoju dziewczynę.
- Kayla? - spytał wciąż zaszokowany. Ciemnowłosa podniosła na niego oczy, sztywniejąc w jednej chwili. Nath... - Ścięłaś włosy?
- Przepraszam, musiałeś mnie z kimś pomylić - odpowiedziała i próbowała go minąć, w myślach dając sobie porządnego kopa w brzuch za użycie języka angielskiego. Od pół roku posługiwała się tylko hiszpańskim, choć pracowała przecież jako tłumacz w sporym wydawnictwie...
- Nie, nie prawda. Kayla, czekaj! - rzucił się za nią.
- Cori, w porządku? - zza zakrętu wyszedł Ralph.
- Cori? - chłopak stał kompletnie zdezorientowany - Przepraszam.. Ja.. chyba rzeczywiście musiałem cię z kimś pomylić..
                                         
- Nie rozumiesz! Ja muszę tam iść! 
- Po co?! Żeby dać dupy temu palantowi?! Poza tym nie ma już biletów.
- To nie problem - odparła już nieco ciszej.
- Kurde, powiedziałem nie, jasne? - złapał ją za ramiona.
- Nie masz tu nic do gadania - odgryzła się. Zapadła między nimi cisza. Niebieskie tęczówki pilne badały jej twarz, zimne. Te same tęczówki, które jeszcze kilka godzin temu patrzyły na nią z wielką miłością. I te same, które myślała, że jest w stanie pokochać. Puścił ją i bez słowa zostawił w salonie.
Ruszyła za nim do kuchni, chociaż to ostatnie co powinna w tej chwili zrobić, nie mogła wyjść w takiej sytuacji.
- Ralph - położyła dłoń na jego plecach, czując jak mięśnie spięły się pod jej dotykiem, cofnęła dłoń - Proszę...
Odwrócił się w jej stronę.
- Nie idziesz? - wbił w nią chłodne spojrzenie, jak sztylety. Milczała. Skubiąc szramy pozostawione przez przeszłość na jej przegubach.
- Zostaw - rozplótł jej ręce, kładąc swoje dłonie na jej biodrach. - Naprawdę nie chcę żebyś tam szła - westchnął. - Ale nie mogę ci tego zakazać... Po  prostu się boję - dodał po chwili ciszy.
- Czego? - warknęła przez zęby.
- Że wsiądziesz z nimi do samolotu i polecisz - odparła szeptem, odgarniając z twarzy jej krótkie włosy. O wiele za krótkie jak na jego gust...
Westchnęła i przeniosła spojrzenie na jego twarz, chwilę się w niego wpatrując.
- Nigdzie się nie wybieram.
                                            
- Wiedziałem, że to ty.
- Możemy porozmawiać? - Nath uśmiechnął się delikatnie i chwyciwszy ją za dłoń poprowadził do garderoby, gdzie usiedli na wielkiej kanapie.
- Szukałem cię - powiedział by przerwać milczenie.
- Umiem się schować..
- Ale nie przed kofeiną - wymownie spojrzał na jej koszulkę.
- Cholera, nie miałam czasu się przebrać - spuściła z zażenowaniem głowę.
- Nie szkodzi.. Słodko się rumienisz - uniósł jej podbródek, nie przestając patrzeć jej w oczy, jakby czegoś tam usilnie szukał. Speszona odwróciła spojrzenie.
- Bo ja... nawet nie wiem po co tu przyszłam - dokończyła szybko.
Chłopak sięgnął po telefon, odblokowując go i pokazując dziewczynie. Przeniosła na niego wzrok a z jej policzku spłynęła pierwsza łza, którą szybko otarła wierzchem dłoni.
- Nadal to trzymasz? 
- To taka moja nadzieja - odparł. Screen z rozmowy sms-owej:
"Jeżeli się kiedyś spotkamy, spróbujemy? Prawda/fałsz?
Prawda."  Tylko, że oni nie mieli się nigdy spotkać, tylko, że ktoś tam  na górze postanowił po raz kolejny z niej zakpić.
- Nie płacz - Nath objął ją ramionami. Bez zastanowienia wtuliła się w jego tors - jedyne miejsce, gdzie czuła się naprawdę bezpieczna. Jakby to całe bagno nie istniało, byli tylko oni. Szatyn pocałował ją w czubek głowy, kołysząc ich na boki, nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię.
- To wszystko jest takie popieprzone wyszeptała - ocierając zaschnięte łzy z twarzy.
- Jak my.. - odparł przenosząc zielonkawe spojrzenie na jej.
I wtedy nie wiadomo jak? Nie wiadomo, dlaczego? Tak, po prostu się stało i trzeba to zaakceptować, bo czynu się już nie zmieni.
Delikatne zetknięcie spierzchniętych warg, wysuszonych przez czas i tęsknotę. Bezbronne, niewinne zetknięcie, z każdą sekundą przyjmujące coraz to bardziej wygłodniałą formę..
W głowie słyszała jawne "nie" to nie miało się zdarzyć, ale mogło i z tego prawa skorzystało.
Spuściła głowę, wpatrując się usilnie we własne kolana, poczuła delikatne, ciepłe wzorki, kręcone w dole jej pleców przez dłoń chłopaka...
- Ja sobie to wmawiam, to nie dzieje się naprawdę - podniosła twarz na wysokość jego. Milczał. Pokręciła przecząco głowę, gdy poczuła silne uszczypnięcie w prawym boku.
- Ał.. - wymierzyła silnego kuksańca w jego ramię. Podniósł dłonie w geście kapitulacji, uśmiechając się szeroko.
- Czyli to nie sen - ponownie owinął swoje ramiona wokół jej sylwetki, usadawiając ją sobie na kolanach.
- Tylko jakiś wyjątkowo głupi żart. Koszmar - wyszeptała za nim zdążyła ugryźć się w język. Ręka chłopaka zastygła.
- Kayla, bo ja myślałem..
- Cori, zmieniłam imię.
- No, tak.. - westchnął cicho. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, podczas, gdy on złączył ich palce.
- Co tak właściwie do mnie czujesz? - wypalił nagle, kompletnie ją zaskakując.
- Nie wiem.. Cieszę się, gdy jesteś obok i... tęskniłam - wyszeptała na co on potaknął wolno głową. - A ty?
- Pół roku temu powiedziałem ci, że chyba cię kocham, jak idiota przeciskałem się przez lotnisko, szukałem cię w każdym mieście trasy, jak myślisz?
- Myślę, że sobie siebie wmówiliśmy - odparła po dłuższej chwili. - Wmówiliśmy sobie, że nie potrafimy bez siebie żyć, a tak naprawdę to wychodzi nam to na dobre...
Przez chwilę, w spokoju analizował jej słowa.
- Chcesz powiedzieć, że zostaniesz?  - potaknęła głową.
- A ty polecisz.
- Nie chcę cię znowu stracić.. - wybąkał.
- Przecież my nigdy nie byliśmy razem - odparła spokojnie, choć czuła już napływającą falę łez. - Co ja robię? - wyszeptała, zbyt cicho nawet dla niej. Nie spuszczał z niej wzroku.
- Chyba cię kocham - wyszeptała w końcu.
- Chyba nie potrafię bez ciebie żyć - odparł z uśmiechem, by po chwili znów złączyć ich wargi.
- Chyba? - spytała przerywając pieszczotę.
- Na pewno - wydyszał, ponownie zatapiając się w jej usta.

Teraz na przeszkodzie stał już im tylko świat...


                                                                 El Final


Tak trochę mi smutno, bo ucieka ode mnie ważna część życia. Nie tylko ten blog (kto wie? Może jeszcze kiedyś coś się tu pojawi?). Dzisiejszy dzień to koniec pewnego etapu w moim życiu i początek następnego. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.
A Epilog? Usiadłam dzisiaj do laptopa z gotowym zakończeniem w głowie:

" Cicho siedział, czując jak każde słowo dziewczyny ponownie rozrywa ranę w jego sercu.
- Więc to koniec? - spytał, otrzymując w odpowiedzi delikatne skinienie głową.
- Chyba będę dalej wmawiał sobie, że cię kocham - wyszeptał.
- A ja, że nie potrafię bez ciebie żyć - uśmiechnęła się smutno. -  A i Nath? - odwróciła się, gdy była już przy drzwiach. - Ty też jesteś całym moim światem.
Jest. Tylko, że ona żyła już na innej planecie..."  

Naprawdę chciałam tak to skończyć, tylko nie ważne jak się starałam pisało się tak jak powyżej.
Może oni po prostu muszą być razem? Może człowiek potrzebuję miłość bardziej niż powietrza? Nie wiem, ale wiem, że dzięki "Don't tell me that one day will be the end..." doświadczyłam innej strony świata i dziękuję.

I jeżeli ty drogi czytelniku w odmętach internetu znalazłeś tą spisaną historię, ale także opowieść o dziewczynie, która pewnego dnia zwariowała i postanowiła być szczęśliwa nazywając się Lose my mind, a może ją znałeś? Pisała Ci długaśne komentarze.... A może nawet z nią rozmawiałeś?
Może tak jak ona dzieliłeś miłość do piątki kochanych idiotów?
I tak jak ona śmiałeś się i płakałeś?
A może jesteś jej całkowitym przeciwieństwem?
A może o niej nie słyszałeś?
A może masz to po prostu gdzieś?
I tak dziękuję Ci za click. ♥

A o to już poraz ostatni...
      Pisał dla Was i dla siebie, a przedewszytkim dla nich, dla Nathana i Kayly...
                   Anonim z podpisu
                            Lose my mind
                                             Layla 

lajla.know@onet.com.pl            

 

sobota, 1 listopada 2014

Esta es mi vida i spieprzę je po swojemu :) - spowiedź.

Ten, kto prowadzi pamiętnik, ma uporządkowane życie.
Widać, że go nie piszę.

I napisz tu coś mądrego.
Tak, naprawdę to chciałam przełożyć termin i nie dodawać tego wpisu (nowość, nie?).
Liczba odsłon w dniu dzisiejszym, zmusiła mnie do pracy. Ogólnie nie ma dnia, żeby ktoś tu nie wszedł, chociażby na ułamek sekundy. To miłe, nie wiem "dlaczego?", po prostu jest.

Gdy dodałam ostatni wpis, nie ukrywam, to miał być koniec - epilog, sprostowanie, statystyka i podziękowanie. Tylko, że ten blog żyje we mnie. Nawet nie wiecie, ile rzeczy dzieje się we mnie. Potrafię przebudzić się na fizyce z myśli o wciągającym na schody Kaylę Nathanie... Wtedy jest mi żal, że to koniec. Czuję wyrzuty jakby to jakaś inna osoba na złość skasowała mi moją historię. Właściwie to pewnie Anonim czuję się urażony, że ja to robię. No mind.

Po dodaniu wcześniejszego wpisu przeczytałam całe to opowiadanie z komentarzami. Popłakałam się. Oczywiście mnóstwo błędów stylistycznych, o klawiaturowych nie wspominając.
Pisałam pod presją (moje niezorganizowanie nie zna granic), wydawało mi się, że piszę strasznie niezrozumiale, nudno, mnóstwo przemyśleń, niedociągnięć. Rzeczywiście, gdybym pisała ponownie pewne wątki bym bardziej rozwinęła, inne pominęła. BZDURA. Napisałabym dokładnie tak samo. Dlaczego? To opowiadanie to pierwsza myśl, pisane bez przemyślenia. Jestem wkurzona? Niech Nath zamknie się w pokoju i strzeli focha. That I said.
Wracając do tematu. Popłakałam się. Dopiero dostrzegłam, że "Don't tell me..." to jest mój pamiętnik. W każdym rozdziale znajdują się moje emocje (nie pisałam dla komów, pisałam żeby odreagować), pod każdym wpisem znajduje się kawałek historii z najlepszego roku w moim życiu: poznania wspaniałych ludzi, coś dziwnie - dużo jest o pierwszej operacji K. (to się wytnie xD), mam udokumentowaną przyjaźń z najlepszym dziewczynami na świecie, z którymi nie mam już kontaktu (słyszycie mój płacz? "Ale na tym polega życie" - cytując Kaylę - na odchodzeniu). Dzisiaj na cmentarzu (byłam pierwszy raz od trzech lat) dowiedziałam się, że mam zajebistą rodzinę, z którą nie utrzymujemy kontaktu. Blog uświadomił mnie, że miałam najlepszą siostrę i ciocię na świecie, które straciłam z mojej winy. Winy mojego lenistwa. Taka jest prawda: w najważniejszym momencie mnie nie było - zawiodłam. Tak samo z tym blogiem. No, proszę Was, jaki rozpoczynający blogowiec ma na starcie 13 komentarzy? Miałam farta, tylko nie potrafiłam go utrzymać. Jak zresztą niczego w życiu...
Przeczytałam całe opowiadanie i.... jest dobre. Nic szczególnego, ale nie beznadzieja. :]
:]  ---> to jest krzywy uśmiech

Dlaczego nie chciałam dodawać dzisiaj tego wpisu? Ponieważ miałam oglądać po raz któryś-tam
"Szkołę uczuć"? Nie, chociażbym z pewnością  to robiła w tym momencie.

W 2010 roku dziewczyna, która widząc płytę "Simsy" zapytała: "Jakie piosenki?" odkryła czym jest Wikipedia. Brawa! - No, nie miałam łatwego startu w życiu. Dopiero w liceum jest... Znośnie.
Ponad to zauważyła, że w telewizji nie transmitują tylko bajek i komedii romantycznych.
I tak zaczęła się transformacja, która trwa do dziś.
Dziewczyna dostała fioła na punkcie teledysków - zakochała się w youtube, tekstowo.pl, stacjach muzycznych (viva, 4fun), a kiedy tacie udało się nazbierać trochę kasy i wykupił pakiet tv, także w odsłonach MTV i... Disney Channel. Tak jestem jedną z tych osób, która o istnieniu Hanny Montany dowiedziała się w wieku 15 lat.
Aż tu pewnego dnia wskakuje na yt i.... "I'm gonna loooose my mind"
I tak rozkwita: zna określenia, orientuje się w życiu, filmikach w necie.. Po prostu zaczyna żyć.

1 listopada dochodzi do pierwszej poważnej kłótni z rodzicami. Kłótnie te będą się toczyć przez kolejne miesiące i ciągle się zaostrzać.

Została sama w domu. Miała odrabiać lekcje na komputerze. Wpisała "The Wanted opowiadania", przeczytała krótką historyjkę.. Ok. Przeczytała drugą z wypiekami na twarzy, do dziś ją uwielbia. Zabrała się za trzecią, w przeciwieństwie do wcześniejszych ta nie była skończona. Autorka miała wielki talent? To mało powiedziane. Był anonim, a ona nie miała konta... i tak to się zaczęło.

Wymyśliła nazwę, bo chciała być Kimś, dla osoby piszącej. Była stuknięta. Nie pisała, gdy coś jej się nie podobała. Wymyśliła, że będzie "zbawiać świat" dobrym słowem...

Kochała to.

W końcu czuła się szczęśliwa.


W końcu natrafiła na kolejny adres.. Miała już wtedy pewne doświadczenie.

Dorosła na tym opowiadaniu...

Wymyśliła, że dzięki tt miałaby szansę dostawać powiadomienia o nowych rozdziałach (nie radziła już sobie ze sprawdzaniem) i... może popisać  z idolami?


Założyła konto. Na starcie znała już z dziesięć osób (kolejny łatwy start).

Poznała autorów opowiadań...

Znalazła przyjaźnie, które się skończyły...
                                   .............. i te, które przetrwały.

Zimna suka poczuła jak to jest bać się o czyjeś życie...

Jak przynależeć do świata.

I czym jest smak porażki.

Założyła bloga za sprawą szantażu...  here I am.

Poczuła, że może wszystko.

Świetne oceny, pisanie opowiadań, komentarzy, rozmowy, przygotowania do bierzmowania...


W końcu jednak wszystko zaczęło się walić...

Na opowiadanie nie było czasu...
Kontakty się selekcjonowały...

Komy nie sprawiały już radości, stały się obowiązkiem.
Ludzie pisali do niej tylko, by przypomnieć, że 5 minut temu dodali rozdział...
Nie było już radości tylko czytanie na raz 15 rozdziałów aby wyjść na prostą..

Sieć nie widziała już świeżego podpisu "Anonim z podpisu Lose my mind".

Dziś miał być pogrzeb, oficjalny pogrzeb tego co już dawno się wypaliło...
Tylko o ile niepostrzeżenie udało się zakopać w ziemi, to bardzo trudno powiedzieć "Żegnaj".

Dramatyzuję? Wiem. Przesadzam - sama jestem tego świadoma.

Nie piszę już komów - wiem, że LMM już tak naprawdę w sieci nie ma.
Właśnie w sieci, ale nadal jest we mnie.

Dzisiaj właśnie to odczułam i dlatego nie chciałam pisać.

Nie czytam już blogów.
Łżesz!

Czytam imaginy - bez konsekwencji. Czasem rzucę jakiś komentarz, gdy czuję potrzebę, ale jest to jeden z wielu zwykłych anonimów...

(Ktoś mi kiedyś powiedział, że mogę się nie podpisywać a i tak wie, że to ja... - najmilsza rzecz..
I że mówi serio - "Jesteś genialna" :') ) Haahah... Zaraz się znowu popłaczę.

Poza tym mam blogi, które czasem złapię i coś czytnę, ale rzadko dochodzę do końca...
Znacie coś co zwali z nóg?

Teraz wzięłam się za grzeczniejszego "Dangera" czyli "Love is not easy, baby", ale nie zapowiada się bym go skończyła...
O czytam: "What I hate about you" - to jak na razie jedyne opowiadanie, na które wyczekuję rozdziału... Ilu z Was zawiodła i wkurzyła ta informacja?

Rola Lose my mind z przyjemności stała się moim obowiązkiem, pracą. Wszystko kręciło się wokół komentarzy...
- Co tam?
- Zanudzam, a u cb?
- Nowy dział.

Tak narzekam, a kurde brakuję mi tego!

Dzisiaj mam wzgórek psychiczny, a tak naprawdę to...

Jestem szczęśliwym człowiekiem, który nie potrafi tego docenić.

Kiedyś byłam twarda, dziś można mnie pognieść i wyrzucić. Nie chcę tego. Wszystko się chrzani.

Za pewne niedługo zmienię username na tt, usunę fb, tb i wt. Będzie to oznaczać, że się uwolniłam od przeszłości. I zaczynam nową... Ta, nowa "ja" już zaśmieca internet.

Co do blogów? Hmn....
"A good day to tell end..." - zostanie. Planuję w wakacje zrobić wielkie "BACK" i we współpracy z paroma osobami opowiedzieć historie "TWFanmily".
"Say: Who I really am?" - excited information for me - Nie wiem kto tam jeszcze zagląda, ale na pewno będzie skończony.
>><<< - zostanie usunięte (czytaj zostanie w sieci jako śmieć) - Skasuję posty, przerzucę na konto LMM i zrobię z tego pamiętnik. Jak się da...
Na Wattpadzie zacznę umieszczać swoją książkę (tak piszę)...
I... Mój World ma już 58 stron pięknej powieści, którą mam nadzieję, że uda mi się wydać.. Jest o zajebistych ludziach - fikcja oparta na pewnym doświadczeniu... Psia mać, jak się nie uda to wydam dwadzieścia sztuk i wyślę..

Wracam do życia! (I nie mówię to tylko dlatego, że dziś mam "kopa". Jeżeli już żyję, to chce coś z tego życia mieć.)

Dobra rozpisałam Wam tu historię życia, która Was przecież w ogóle nie interesuje.

"Don't tell me that one day with be the end" - zależy komuś na tym opowiadaniu?
 12 listopada -  pojawi się nie wpis - tylko prawdziwy rozdział. Epilog. Pytanie tylko czego?
Będzie to ostatni post do moich ferii  (koniec lutego) lub w ogóle.
Skupię się na "Say: Who I..."

Kto już dosłownie rzyga moją osobą? :D (Stadion oszalał, meksykańska fala!)

Drogi czytelniku, jeżeli dotarłeś aż tutaj - zasługujesz na spoiler.
Chyba, że zdążyłeś zauważyć, że opowiadanie jest pisane zawsze kursywą i po prostu przewinąłeś. xD
________________________________________________

- Najlepszego - powiedział siadając obok niej na dachu. Wieczorne podmuchy niosły z sobą wilgoć oddalonego o jakieś pół kilometra morza. Kupił to mieszkanie pół roku i dopiero w takich chwilach zdawał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za domem. Ostatnie pół roku spędził w Amsterdamie.
Dopiero po chwili obdarzyła go nieobecnym spojrzeniem. Po czym zdmuchnęła trzymaną przez niego świeczkę, całkowicie zapominając o życzeniu. Uśmiechnęła się blado. Szatyn westchnął, unosząc głowę ku nocnemu niebu i przymykając powieki. Minęły już dwa tygodnie, co do dnia, odkąd odebrał ją z lotniska. Zapłakaną. Wtedy pierwszy i ostatni raz widział jej łzy.
- To przez niego? - spytał wtedy mając na myśli, chłopaka, którego widział podczas ich ostatniego spotkania w Paryżu, już wtedy przeczuwał, że coś się stanie.. Nie wiedział tylko jak wielkie będzie owe "coś". Oddawał do Londynu swoją "siostrę", dziewczynę, która mnóstwo przeżyła, sarkastyczną małpę, twardą jak skała, odebrał załamaną ciemnowłosą.. Nie umiał z nią rozmawiać, nie potrafił. Dobrze wiedział, czym jest tęsknota.. A dziś siedział z nią, w Calelli, niedaleko Barcelony, pięć minut temu skończyła osiemnaście lat - stała się wolna, niezależna od ojca, powinien być szczęśliwy. Sięgnął do kieszeni... Przygotowana koperta nie wydawała się już tak dobrym pomysłem.
- Na nową drogę - wręczył jej, opierając się o framugę okna.
- Cori Santiago - zerknęła na niego kpiąco, oderwawszy spojrzenie od dokumentu.
- Masz wyrobione nazwisko, żal je zmieniać.
- Dobrze, ale dlaczego Cori? Nie Katherina czy Kayla, czy choćby Kath? - zmarszczyła czoło, na co odwrócił wzrok, zafascynowany nagle mchem, porastającym tynk.
- Nie podoba mi się Kayla i Kath są za twarde. A co do Katheriny? Dobrze, wiesz, że nie znoszę romańskich imion.
- Więc postanowiłeś przechrzścić mnie po raz kolejny? W dodatku na ośmiolatkę - dodała po chwili.
- Powinienem spytać, ok. Mogę to zmienić - przejechał dłonią przez twarz.
- Niech zostanie. Ewentualnie zacznę nosić kucyki - uśmiechnęła się do niego, chwyciwszy za dłoń. - Raffaelu. 
Chłopak skrzywił się na ostatnie słowo.
- Nigdy, więcej tak mnie nie nazywaj - od dwunastego roku życia był Ralph'em. Po prostu.
- Jasne, pójdę się przejść - weszła do mieszkania i udała się na plażę. 
Regionalna muzyka, pokaz flamenco, wielkie ognisko na plaży.. Spojrzała na obcisłą koszulkę i luźne dresy.. Pasowała tu jak pięść do nosa, ale to był jej dom. Zimna bryza ciągnęła znad oceanu, przyjemnie bawiąc się rozpuszczonymi pasmami włosów. Ciepły materiał spoczął na jej ramionach, a czyjeś ręce splotły się na górnej partii jej brzucha, zamykając ją w ciepłym uścisku, któremu się poddała.
- Taka nieodpowiedzialna - lekko zachrypiały głos Ralpha zabrzmiał za jej plecami..
Wyczuł napięcie jej ciała. Opuścił dłonie, poprawiając materiał bluzy, wypuścił wolno powietrze.
- Nadal o nim myślisz? - zapytał w próżnię. - Przejdźmy się, co?
Szli w ciszy, brzegiem zimnej wody...
- Co się tam stało? - przerwał ciszę. Drgnęła raptownie.
- Nic...
- Kayl.. znaczy Cor.. 
- Same problemy z tą moją tożsamością, co nie? - prychnęła śmiechem.
- Nie wierzę - wytrzeszczył oczy. - Uśmiechnęłaś się!
- Nie prawda - próbowała ukryć radość, bezskutecznie.
- I znowu!
- Przestań..
- Widzisz, jeszcze raz!
- Ralph - powiedziała ostrzegająco, na o on podbiegł do jakiegoś starszego mężczyzny.
- Przepraszam pana bardzo, ale ta dziewczyna właśnie się uśmiechnęła, pierwszy raz!
Nie wierzyła w tą żenującą sytuację. Opuściwszy głowę, przyśpieszyła.
 - Cor, Cori, czekaj! To miało być  zabawne! - ruszył za nią pędem.
- To masz jakieś dziwne poczucie humory! - odkrzyknęła mu. Zagrodził jej drogę. Śmiała się.
- Weź nie strasz.. - wgłębienia w jego policzkach pogłębiły się.
- Wiesz, co tak naprawdę jest zabawne? - dłonią kazała mu się nachylić i kiedy jego ciało zgięło się pod odpowiednim kątem, jednym ruchem podstawiła mu nogę, popychając tym samym wprost do oceanu.
- Zatrzasnę cię - odparł, gdy udało mu się wstać. Cały ociekał lodowatą wodą, rzucił się w stronę dziewczyny, która zaczęła uciekać z piskiem. "Byle dotrzeć pod pomost, zgubi go między belami podtrzymującymi molo." Znając mściwy charakter chłopaka, trzymała się tej myśli, jak tonący brzytwy. No dobrze, może to niezbyt optymistyczne porównanie w zaistniałej sytuacji.
- Mam cię! - ramiona zacisnęły się wokół jej sylwetki, przyciągając jej plecy do mokrego torsu.
- Puszczaj! Zimno! - odkrzyknęła w odpowiedzi.
- Co ty nie powiesz? - ignorował jej nieudane próby oswobodzenia się. - Wydawało mi się, że pora aż sprzyja kąpieli - uniósł ją i zaniósł nad brzeg, stając po pół łydki w wodzie.
- Nie umiem pływać - próbowała się oswobodzić.
- Zawsze mnie to dziwiło - wyprostował ręce a szatynka z plaskiem upadła do wody.
- Mierda! Dupek z ciebie, wiesz?- zignorowała jego wyciągniętą dłoń, dalej siedząc w wodzie.  - Nie dość, że mokra, to jeszcze cała w piasku! - kontynuowała dalej swój monolog.
- Chodź tu - wyciągnął ku niej obie dłonie. Pociągnęła za nie, jednak tym razem chłopak utrzymał równowagę.
- Nie ma tak łatwo - dźwignął ją. Będąc już na brzegu, noga dziewczyny zagłębiła się w piasku. Chwyciła chłopaka starając się odzyskać równowagę i... oboje runęli na piasek.
- Mściwa z ciebie koza, wiesz? - zaśmiał się odwracając się w jej stronę i zgarniając mokre włosy z jej twarzy.
- Koza? - szeroko się uśmiechnęła. Pokiwał poważne głową, wstając.
- I w dodatku uparta.
- W takim razie idealnie do siebie pasujemy, buraku - wyprostowała się.
- Co ma koza do buraka? - zmarszczył czoło.
- Nie wiem - rzuciła rozbrajająco. - A co ma piernik do wiatraka?
- Mąkę - odparła automatycznie. Odpowiedział mu szczery śmiech. Splótł dłonie na jej tali.
- Co w tym śmiesznego? - uniósł brwi w zdekoncentrowaniu. 
- Twoja mina.. Takie dabyl-ti-ef 
- Coś takiego? - wykrzywił twarz, co spowodowało kolejną falę śmiechu, ich oboje.
- Uwielbiam cię taką, wiesz?
- Jaką? Stukniętą? - wyszczerzyła się.
- Może być - odparł, łącząc ich ustaw w niemym pytaniu. Chwilowy paraliż ogarnął jej ciałem, z zawahaniem oddała pocałunek. Poczuła, jego uśmiech, gdy ponownie zatopił się w jej wargach. Ciało dziewczyny przeszedł prąd, oderwała się od chłopaka. Spojrzał na nią pytająco, jej przerażone, rozbiegane oczy starannie unikały jego. W końcu się spotkały.
- Przepraszam - szepnęła i biegiem ruszyła w tylko znanym sobie kierunku.
Chłopak splótł dłonie za głową i wypuścił kłębek dymu z ust.
- Po prostu świetnie.. 
***
Gdyby istniała nagroda za najlepiej zorganizowany boysband, z pewnością trafiłaby ona do The Wanted. Od dwóch tygodniu wszystko szło jak w zegarku: zero spóźnień, kaców, pomyłek, perfekcja. Tylko na koncertach wykazywali się dozą szaleństwa i w clubach, choć Nath rzadko dawał się, gdzieś wyciągnąć - zazwyczaj obstawiał bar, ale nigdy nie pił. Nie po tym jak zachlał się jak świnia po jej wyjeździe. 
- Nie myśl o niej tyle - Tom wszedł do opustoszałej już garderoby.
- Skąd wiesz? - spojrzenie Natha pokierowało ku brunetowi.
- Daj spokój. Od tygodni wgapiasz się w tego sms'a. Co to właściwie ma znaczyć "prawda"? - zmarszczył czoło.
- To, że mam szansę..
- Młody życzę ci jak najlepiej, ale nikt jej nie wyganiał - sama odeszła. Teraz pewnie siedzi w jakiejś norze. Prawdopodobieństwo, że ją jeszcze kiedykolwiek spotkasz..
- Nie ucz mnie matmy, dobrze? - odparł chowając telefon. - Zaczynamy występ.

Hala ucichła, koncert się skończył, a oni udzielali już ostatniego wywiadu. 
- A jak tam sprawy sercowe? - pytanie zostało skierowane do najmłodszego członka zespołu.
Smukła dłoń oplotła go w pasie, a głowa dziewczyny opadła na jego ramię.
- W jak najlepszym - odezwała się brunetka, uśmiechając się słodko i całując niewzruszonego chłopaka w kącik ust.
- To by było na tyle. Dzięki - ekipa zaczęła się zwijać. Nathan uwolnił się z uścisku, który po chwili znów się zacisnął. Jak jakieś kleszcze..
- Tamara, puść mnie dobrze? - odparł zmęczonym głosem. Ogólnie cały wyglądał na wypompowanego.
- Nie idziesz z nami się napić?
- Idę spać - odparł.
- Jak będziesz spędzał całe dnie w hotelach nigdy jej nie spotkasz. Nie sądzisz chyba, że stanie w pierwszym rzędzie na koncercie? - prychnęła.
- Nie.. Łudzę się, że pomyli pokoje.