sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 1: Mi vida, mi mundo, mi querida, mi decisión...

Tomé la decisión, ahora espera una consecuencia....
Oparty o framugę drzwi ze wzrokiem utkwionym w ciemną pustkę korytarza... Jest ciemno, w domu cisza. Nie wiem, gdzie podziało resztę. Dziś jest mój wieczór - wieczór rozmyśleń. Nie jestem już tym samym człowiekiem co kiedyś. Śmiech nie wywołuje już u mnie radości. Co się ze mną stało? Przecież... wszystko jest jak na początku. Mam trochę więcej środków do życia, poszerzyłem znajomości. W głowie pustka, w sercu dziura. Gdzie dawny ja? Uśmiecham się pod nosem. Przypomina mi się... "Mały pokój, po środku wielki stół, wokół niego ciasno ustawione krzesła - wszystkie zapełnione, bezwyjątku. Szeroko otwarte okno - w końcu lipiec 1997 roku należał do jednych z najbardziej upalnych w Królestwie Brytyjskim - przed oknem siedzi staruszka. Uśmiecha się do zebranych, obchodzi okrągłą roczniczę urodzin. Na tą uroczystość zjechał się cały rodzinny klan - mój klan, moja babka. Pamiętam jej szaro-niebieskie oczy, w których zawsze gościły iskierki radości, jej zgrzybiałą rękę wędrującą za moje odstające uszy - babcine czułości. I to jedno wydarzenie, które zmieniło życie czterolatka...
-Mamo! Jak się cieszę, że cię widzę - głos mojej matki.
- Ja też się cieszę, a co to za kruszynę trzymasz na rękach? - stałem, za swoją rodzicelką, gdy usłyszałem te słowa. Moja klatka piersiowa została w górze, zapowietrzyłem się, patrzyłem na staruszkę z szeroko otwortymi ustami.
- Moja duma - odparła mama podając dziecko.
Miałem ochotę krzyczeć, kopać, płakać - emocje czterolatka.
- Przerośnie swojego brata - szczebiotała mama.
-Nie - szepnąłem, ona nigdy tego nie zrobi...
Mamuś nie słyszała, albo to zignorowała. Cała w skowronkach udała się w głąb mieszkania.
- Wiesz co, malec? - zaczęła babunia - Ty jesteś jedyny, niepowtarzalny. Niezapomnij o tym.
- Ale mama...
- Nie mama, to tylko ty. Od ciebie zależy co zrobisz ze swoim życiem. Masz talent... nie zmarnuj go.
- Będę kosmonautą. Mogę, prawda? Pozwalasz? - uczepiłem się jednej myśli.
- Nigdy nie pytaj o pozwolenie do przeżycia własnej historii."
Tak... Moje życie, moja droga i moje konsekwencję... Całe życie przed nimi uciekałem, zwalałem je na innych, czas spojrzeć prawdzie w oczy. Udało mi się mam to o czym inni marzą. Moja droga nie była kolorowa, ale nadal trwa. Nie wiem, gdzie jest meta, ale nie chcę jej odnaleźć. Przynajmniej nie teraz... Mam wspaniałą rodzinę - wielką rodzinę, na całym świecie. Sam bym tego nie osiągnął, ale znalazłem wsparcie w tyc....
Z moich rozmyślań wyrywa mnie trzask drzwiami. Jest druga w nocy... Mimo woli uśmiecham się.. Czyżbym tęsknił? Za tymi wariatami?
Huk powalonego ciała zmusza mnie do zejścia na dół. To co tam zastaję wyzbywa ze mnie resztki jakichkolwiek przemyśleń.. Oto jedna z przyjemnych konsekwencji mojej decyzji. Zgięty wpół, opieram się o ścianę. Chwilę później leżę pod schodami. Śmiech zawładnął moim ciałem... No co? Jakbyście zareagowali na czwórkę "dorosłych" mężczyzn obściskujących meble w celu zachowania postawy pionowej, co chwilę lądujących na plecach? Wyglądali jak żółwie przewrócone na skorupy próbujące się odwrócić... Dobra, może to i nie zabawnę, ale dla mnie, po moich wcześniejszych przemyśleniach, jest to doskonała okazja do rozładowania wewnętrznego napięcia.
- Rany boskie! Kto normalny pastuję podłogę o tej porze roku?!
- Przecież wylałeś Megi!
- Ona odeszła... - w głosie dało słyszeć się szczery żal.
- A kto chciałby z wami mieszkać w takich warunkach?! - ten głos z pewnością nie należał do moich współdomowników.
Pani McGraffie z mieszkania obok. Świetnie. Lepiej trafić nie mogliśmy. W domu jesteśmy jakieś parę dni miesięcznie, a ona i tak zawsze się na trafi. Może należało by jej opłacać jakieś wakację na czas naszego pobytu? Tak... To by nie było takie złe rozwiązanie.
Mimo, iż jako jedyny jestem trzeźwy, nie odważę się podejść. Zresztą mi wolno.. Dzieciak jestem to i wiedźm się boję. Z opałów ratuje nas Max:
- Violett, bo widzisz moje serce, tak się złożyło, wybraliśmy się w ten cudowny wieczór podziwiać nowojorskie widoki i tak jakoś się nam przedłużyło...
Myślałem, że zaraz popuszczę. Szkoda, że tego nie nagrywam materiał na WantedWednesday jak znalazł. Max bajerujący staruszkę. Ile osób chciałoby się znaleźć na jej miejscu.. Odbija mi, wiem. Taki już jestem nie potrafię wyregulować swoich uczuć. Jeżeli za szybko pojawia się u mnie zmiana nastroju to zawsze toważyszy jej głupawka albo pustka...
- Jaka Violett?! Ty smarkaczu jeden. Ja bym ci mogła pieluchy zmieniać.. Ach te gwiazdunie. Myślicie, że wszystko wam wolno? Londyn! Spokojne miejsce, miasto z tradycją i takie sytuację się zdarzają. To, nie to co kiedyś. Wysłaliby was do HitlerJungen zaraz dyscyplinę byście opanowali! - jej... skąd ta staruszka ma tyle siły w płucach?
Wszyscy opanowaliśmy się w jednej chwili. Nastała cisza, a my staliśmy w równym rządku, jakby czekając na stracenie...
Kayla
- Scooter stanowczo za mało nam płaci - mruknęłam pod nosem.
- Oj, tam.. Przesadzasz jak zwykle. Dostałaś szansę - odparł Kevin.
- Szansę? Tak... Zbieranie TW z klubów i pilnowanie żeby się publicznie nie zbłaźnili?
- Masz rację. Gdzie znajdą chętnych na tą posadę. Krzykną na ulicy? Starczy. Nie uważasz? - perfidnie ze mnie drwił. Wiedział, że tego nie znoszę.
- Dziękuje za podbudowanie mojej samooceny - odgryzłam się.
- Dla ciebie wszystko kochana. Dobra. Zabierasz się ze mną czy.....
W tej chwili z klatki schodowej, w której przed chwilą zniknęli zataczający się chłopcy dało się słyszeć krzyki...
- Ehn....Jedź sam - powiedziałam na odchodnym i pobiegłam w stronę odgłosów.
Czy ja naprawdę nie zasługuję na wolny wieczór? Chyba nie...
Drzwi były otwartę.
- Czemu krzyczycie jak jakieś starę pruchno? Głosów wam nie szkoda? - cisza.
Rozejrzałam się. Pięciu chłopaków duszących śmiech pod ścianą, a na przeciwko nich starsza pani. Ups.... Wytrzeszyczyłam oczy, szczęka mi opadła, stałam tak i w końcu wydałam z siebie głos.
- Ja...ja... - nie ma co błyskotliwa jestem.
W końcu, nie mniej ode mnie zszokowana, staruszka zniknęła za drzwiami własnego mieszkania. Szepcząc pod nosem jakieś konśliwe uwagi..
Zamknęłam drzwi i ciężko się o nie oparłam, wzdychnęłam... Krew powoli odpływała z mojej twarzy.
The Wanted
Kiedy tylko drzwi się zamknęły. Dostaliśmy prawdziwego ataku śmiechu. Nie zdziwiłbym się, gdyby szanowna sąsiadka to usłyszała... Nasza idealna, poukładana, droga Kayla i taka sytuacja? Nawet nie zauważyłem kiedy znowu znalazłem się pod schodami... Ten dzień to jakaś huśtawka nastrojów. Napewno dziś nie zasnę... No, nie i znowu dół.. Jedno spojrzenie na resztę skutecznie go zagłusza. Znowu pękam za śmiechu, ledwie łapię oddech...
- Ej! Może ciszej! - Kayla - Trzecia nad ranem a wy takie cyrki urządzacie tylko widowni brak.
Starała się być poważna, jednak widać było, że sama tłumi chichot.
Zachowany przez nas spokój, został zburzony przez Toma:
- My??
- Dobra na górę, ale już - ojć.. chyba żeśmy ją poddenerwowali.
- Oczywiście mamusiu - wtrącił Max. Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę, nie wiem co dalej...
- Tak, moi zalani synkowie... - uhh.... nie morduje jest dobrze.
- Ale czy ona nie jest od nas młodsza?- błyskotliwy Tom po promilach. Musiałem przejąć inicjatywę. Odkrząknąłem znacząco i już ich nie było. Ma się dar.
-  A ty? Jak ty to? Zresztą nie ważne.
Liczyłem na oklaski. Zaimponuj tu dziewczynie - rzecz nierealna.
- Ja to ten najrozsądniejszy - powiedziałem pełny dumy - Trzeźwy.
- Acha, za młody do klubu? Rozumiem. Zresztą rób co chcesz. O dziewiątej przejeżdża po was Kev.
Zgasiła mnie...
- W sensie, że rano? - popisałem się, wiem.
Chyba uznała to za pytanie retoryczne, bo znikła za drzwiami. A z nią nasz budzik, kalendarz, organizer.....
Kayla
I znowu to samo. Ciemne londyńskie ulice, zaczyna padać, a ja idę do mojego pustego mieszkanka. Kev ma rację. Każda dziewczyna chciałaby być na moim miejscu, a ja za nic w świecie nie oddałabym go. Sama się dziwię, ale zaczełam ich..... Lubić? Nie... to za mocne słowo. Akceptować. Tak, to najlepsze określenie. Jestem dla nich oschła? Prawda, zgadzam się z tym. W końcu pracuję poczęści dla nich, dla Scootera... Nie mogę być miła, ale i tak uważam, że nasza relacje w ciągu ostatniego miesiąca zawęziły się. Moje życie, moja droga, mój wybór, ale gdy raz się odsłonisz nie możesz powrócić do funkcji start musisz przyjąć konsekwencję. Życie to nie maszyna nie maszyna nie da się go zresetować. Wierzcie - probowałam. Przeszłość wszędzie cię dopadnie. Nie ważne jak daleko uciekniesz, jak bardzo się od niej odgrodzisz....

"Encontrar el verdadero yo, aceptar, se atreven a mostrar a los demás y mantenerlo hasta el final - to moje jedyne, prawdziwe, marzenie..."


Jest pierwszy rozdział... Pierwsze koty za płoty? Mogłabym go ocenić, ale jako Lose my mind mam zasadę, że jeżeli nie potrafię wymyślić nic pozytywnego, siedzę cicho. Także cisza.
Jej:) Chciałabym wam bardzo podziękować za to, że tu jesteście, czytacie i komentujecie. Nawet nie wyobrażacie sobie co ja tu przeżywam. Przecież zazwyczaj to ja komentuję, a tutaj otrzymuję. I to naprawdę piękne komy. Serio tak myślicie? Czy tak z grzeczności piszecie? I o moich komach też? Nie sądziłam, że komuś mogą się podobać. Jesteście wielcy <3 A i pewnej osobie powinnam przyznać w tym miejscu rację: "Tak, tak drogi komentatorze jak zwykle racja stoi po Twojej stronie. Ktoś to czyta. :)" Uwielbiam Was....

wtorek, 19 lutego 2013

Prolog: Creer, querer, lata...

Son tres meneras diferentes....
Dlaczego nie można ich zespolić w jedną? Dlaczego nie nadać im wspólnego, określonego, jednoznacznego sensu? Dlaczego ktoś uparł się, że trzeba wybrać? A może tym kimś jestem właśnie ja? Pewnie zawiniłem w poprzednim życiu. Musiałem coś sknocić. Chyba zaczynam wierzyć w reinkarnację. Świetnie! Kolejny wymysł mojego chorego umysłu. Czyli, że jednak coś mi jest? Uhmn... Te pytania same kumulują się w mojej głowie. Zachowuję się jak niemowlak - zadaję bezsensowne pytania o wszystkim i o niczym... Zaraz, zaraz, gorzej niż dziecko. Ono zadaję pytania komuś - ja sam sobie. Czy to zalążek schizofremi? Nie, no... Sam przecież do siebie nie mówię. A może jednak? Pzestań zadawać te durne pytania! Jejku... ja jednak mówię do siebie. Ale czy istnieje jakiś "ja"? Całe życie uczą cię, że masz być posłuszny, słuchać się starszych. Wbijają bezbronnemu dziecku, którego głowa jest chłonna jak jama parzydełkowca... Właśnie o tym mówię, skąd ja znam takie określenia? Spokojnie trzymaj się jednego wątku - nie daj się zwariować. A, więc... na czym to ja? Ach tak.. (naprawdę coś ze mną nie tak - mniejsza z tym). Wbijają do tej naszej mózgownicy zasady, które ograniczają twórczę myślenie. Mamy unikać życiowych niebezpieczeństw, niczego nie doświadczać, posługiwać się tylko wyobraźnią. No, ale proszę! Czy mielibyśmy dzisiaj żarówkę, gdyby Edisona nie kopnął prąd? Wątpie.. Ej, a może w poprzednim życiu ja byłem Edisonem? No niby skąd wiem, że go kopnął - znaczy się mnie- prąd? Nie, no zwariować ze mną idzie. Kolejny przykład na to, że nie mogę zostawać z sobą sam na sam. Potrzebuję ludzi - kogoś komu mogę się wyżalić. Jest tu ktoś? Tak, ty idioto! Jak zwykle sam wśród swoich urojeń. Po głębszych przemyśleniach dochodzę do wniosku, że z pewnością nie byłem Edisonem. On się w sumie przyczynił ludzkości, gdybym nim był, miałby teraz lepsze życie. Podsumowując moje przemyślenia odnośnie wcześniejszego istnienia, stwierdzam, że byłem po prostu jakimś wyjątkowo perfidnym żukiem. Pewnie jakąś mrówkę zjadłem i teraz cierpię katuszę za tamto przewinienie. Gdybym mógł cofnąć czas, nigdy by się to nie powturzyło... Wiem co muszę zrobić. Odnaleźć tą mrówkę w kolejnym wcieleniu, przeprosić ją. Tak... mądralo.... Tylko jak ją znaleźć? Przecież ona może być teraz wsz... CO JA ROBIĘ? Jaka mrówka? Chyba mam temperaturę. Właśnie takie jest nasze życie. A przynajmniej moje. To otwarta droga, bez ograniczenia, wyboista, lecz prędkości wybierasz sam...
Każdy w życiu ma trzy drogi. Ważne żeby osiąść na jednej z nich. Nie ma z nich odwrotu. Dlatego lepiej nie słuchać wpływów społeczeństwa, zapomnieć o zasadach wpajanych nam przez całe życie i wybrać to co podpowiada... Umysł. Trzy drogi są niczym trzy kontynenty Starego Świata. Łączą się w jeden świat, ale nie można zamieszkać na stałę w nich wszystkich. Ich imiona to: Szczęście, Godność, Katusza. Aby wejść na  trzeba zdecydować między: wiarą, pragnieniem, a możliwością. Wiara pozostawia cię w świecie złudzeń, pragnienie wiąrze z sobą dążenie do nieosiągalnego, możliwość zabijają wewnętrznego ciebie... Teraz wybierz, którą drogę obierzesz. Nie ważne, którą, bo i tak o jej nazwie dowiesz się dopiero na końcu....
"W życiu nigdy nie wiesz co znajduje się za zakrętem, ale nawet na prostej drodzę można się potknąć. Po co utrudniać sobie życie? Może po to aby odnaleźć siebie? Estoy dispuesto a darlo todo para poder mirarme en el pasado a los ojos y decir bravo. Z mojego życia będę rozliczał się tylko ja...."

sobota, 16 lutego 2013

No me digas que un día será el fin...

Hej:) Wszystkim, którzy to kiedykolwiek przeczytają.
Na początku chciałam wyjaśnić kilka rzeczy i się po krótce przedstawić (wiem, taki nawyk ze szkoły^^). A, więc jak napisałam w profilu jestem "Anonimem z podpisu" (ja to wymyśliłam i utożsamiam się z tym). Mimo tego, iż zaczęłam prowadzić teraz bloga i posiadam konto - nie zmienię tego. Bo to moja tożsamość - i chyba to kocham <3. Czytam mnóstwo blogów, myślę że dochodzę powoli do setki (nie mówię tego, żeby się przechwalać). Nie wszystkie jednak mogę komentować - nie wszyscy ludzie życzą sobie anonimowe komentarze. A żebyśmy się dobrze zrozumieli: Anonim jeżeli hejtuje i nie pozostawia jakiegokolwiek śladu tożsamości - nie zasługuje na to miano. Anonimy to społeczność... Sama wymyśliłam i nazywam się Anonimem z podpisu Lose my mind. Skąd ta nazwa? Wzięła się od piosenki zespołu The Wanted, pod tym samym tytułem. Jakoś nie zyskała ona rozgłosu, mimo teledysku nakręconego do niej, ale jej tekst pasuje do każdej chwili życia. Można go rozumieć według potrzeby. Polubiłam ten utwór i do dziś poprawia, wraz z teledyskiem, mi humor.^^ Uważam, że każdy powinien mieć swoją melodię, swój cytat, ponieważ tylko to może pomóc mu "podnieść się z upadku", których nie brakuje w naszym życiu. Moją melodią jest właśnie "Lose my mind", a cytatów mam dużo (większość z nich sama ułożyłam na podstawie własnych doświadczeń). Oto moje dwa ulubione: "Życie zawsze jest pod górkę, a jeżeli nie jest to znaczy, że się poddałeś. Ci co się poddają żyją potem ze świadomością, iż jedyną przeszkodą do spełniania swych marzeń byli oni sami", a drugi to: "W życiu nie chodzi o to, aby je wygrać, ale o to, aby go nie przegrać. Tylko do tego powinniśmy dążyć, żeby nie zasiąść na starość w bujanym fotelu i nie rozpaczać nad minionymi chwilami i gdybać". Te cytaty ułożyłam sama. To one podnoszą mnie na duchu, ocierają łzy. :) Drugą przyczyną stworzenia Anonima Lose my mind był fakt, że nienawidzę, gdy ludzie kradną cudze słowa, wypowiedzi i podszywają je pod swoje. Jestem bardzo wrażliwa pod tym względem. Można zacytować podając autora, albo chociaż dopowiedzieć: "gdzieś to czytałem/am". To takie moje zdanie.
O czym chciałabym pisać na blogu?
Będzie to opowiadanie o historii życia ludzi (The Wanted), ale nie jako gwiazd tylko zwykłych ludzi, którzy też nie wiedzą co mają z sobą zrobić, jaką obrać drogę. Dlatego uważam, że nawet osoby, które nie znają owego zespołu lub po prostu za nim nie przepadają mogą znaleźć coś dla siebie, ale do niczego nie zmuszam. Proszę o jedno: zanim ocenisz - przeczytaj obiektywnie. Uprzedzenia niszczą człowieka. Oprócz tego na blogu będę umieszczać ciekawe zdjęcia, może jakieś informację, imaginy, będę pytać Was o zdanie (oczywiście jeżeli ktoś tu będzię^^), jeżeli się z czymś nie zgadzacie lub macie uwagi, śmiało piszcie. Ja się nie obrażę, a możecie mi w ten sposób sprawić przysługę. Moim hobby jest przemienianie tekstów piosenek oraz tworzenie filmików - czasami coś umieszczę. Pod tym względem też będę liczyć na Wasze opinie.
Jeżeli chodzi o nazwę bloga, czyli po polsku: "Nie mów mi, że pewnego dnia będzie koniec" - tytułem postu jest to samo zdanie w języku hiszpańskim (często będę urozmaicać języki). Tytuł odnosi się do tematyki bloga. Jest to jego zdanie przewodnie - w życiu trzeba potrafić żyć teraźniejszością i mieć nadzieję, że dobre chwilę nigdy się nie skończą...
Anonimem jestem już sporo czasu, dlatego pewnie Was ciekawi - skąd nagle blog? Cóż... w głowie układam historię od kiedy tylko pamiętam (ale boję się je wydawać na światło dzienne - zdarza mi sie to rzadko), postanowiłam się przełamać, aby nie żałować - nie przegrać życia :). Parę osób, których blogi czytam i komunikuję się z nimi przez twittera (poznałam na tym portalu grupkę naprawdę wspaniałych, pod każdym względem, osób) zaczęły mnie przekonywać do założenia własnego opowiadania. Jestem dość uparta, więc łatwo mnie nie było przekonać, ale jedna osoba nie dawała mi spokoju (mogę nawet powiedzieć, że mnie dręczyła - mam nadzieję, że nie będę żałować tej decyzji, ale obiecałam, że spróbuję). Ta osoba uwierzyła we mnie, wogóle nie znając moich możliwości (ewentualnie z komentarzy, ale co to jest?) i dziękuję za tą wiarę. Mam nadzieję, że nie zawiodę... Postaram się :)
Napisałam, że lubię zmieniać teksty piosenek (ale mój angielski jest naprawdę średni) stworzyłam filmik ze zmienionym tekstem piosenki, specjalnie tak aby tekst odnosił się do tematu opowiadania. Przepraszam za błędy, ale się śpieszyłam... Jeżeli się spoda może dorzucę więcej. Niestety, nie posiadam, aż tak dobrego sprzętu aby usunąć orginalne słowa z melodii. Dlatego artysta śpiewa swoje, a tekst jest inny. Przepraszm za tę niedogodność. Filmik znajdziecie pod tym adresem: http://www.youtube.com/watch?v=URKfuskIgpc&list=FLJxd8HQQsK1M_9bnp8QSrXQ&feature=mh_lolz
 Proszę obejrzyjcie^^.
To chyba tyle, jeżeli chodzi o mnie, przynajmniej na razie <3
A co do bloga... To prologów się nie opisuje, ponieważ zostawia się wolną rękę (a raczej, jak ja to mówię - odbezpieczoną klawiaturę^^) komentatorom, dlatego nie będziecie zmuszeni czytać moich przemyśleń .:D
Nie wiem jak często uda mi się dodawać kolejne rozdziały, ale zrobię wszystko aby Was nie zawieść.
Nawet, jeśli moje nocki od dziś będą miały wyglądać w ten sposób...
Do następnego... Wasza :) Lose my mind