poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 18: Paris - manicomio...

"See I never thought that I could walk through fire
I never thought that I could take the burn
I never had the strength to take it higher
Until I reached the point of no return

And there’s just no turning back
When your hearts under attack
Gonna give everything I have
It’s my destiny

I will never say never
I will fight
I will fight till forever!
Make it right
Whenever you knock me down
I will not stay on the ground.
Pick it up, pick it up, pick it up,
Pick it up up up and never say never"
       >> "Never say never" Justin Bieber & Jaden Smith <<



Do końca lotu wpatrywałam się w "podłogę" pod moimi stopami, z lewą dłonią nadal umieszczoną w uścisku Nathan'a. Samolot zaczął lądować. Moja reakcja była taka sama jak przy starcie: pisk, wbicie się głębiej w siedzenie i zaciśnięcie dłoni w pięści. Dopiero, kiedy nadszedł czas wysiadania, uświadomiłam sobie, że "odrobinę" za bardzo ścisnęłam dłoń chłopaka, w dodatku tą z opatrunkiem. Moja empatia nie zna granic... Ale w sumie mógł się odezwać, prawda?
- Przepraszam - powiedziałam wstając i kierując się do wyjścia z żelaznej puszki. Odpowiedziała mi, oczywiście, cisza. Naprawdę się obraził?
Słodka wolność, stoję na ziemi! W końcu! Przeszliśmy odprawę paszportową i weszliśmy do małej kawiarni. Wczesna pora robiła swoje - mało kto rozpoznał chłopców.
- To jakie mamy plany? - spytała Kels. Wszystkie oczy momentalnie zwróciły się w stronę Nath'a.
- Yyyy... - jąkał się, a ja próbowałam powstrzymać szeroki uśmiech wkradający się na moje usta. - Koncert Justin'a zaczyna się o ósmej...
- Ale chyba nie zamierzasz rozmawiać z Braun'em w trakcie show? - mój wzrok przeniósł się na Nareeshę popijającą swoją kawę.
- Nieeee - przedłużył. Nie mogłam dłużej się powstrzymać, zachichotałam i stałam się centrum zainteresowania naszego stolika. Musiałam coś wymyślić: pomóc gamoniowi czy zobaczyć co wyjdzie z owej sytuacji?
- Wiecie, co? Jesteśmy w Paryżu! Do dwudziestej jest sporo czasu, co powiecie na zwiedzanie okolicy?
I tak zgraną grupą ruszyliśmy na podbój stolicy Francji, do pierwszego skrzyżowania... Kiedy to Nar wraz z Sivą postanowili udać się na samotny spacer. Max zresztą też się, gdzieś zawieruszył. Sykes cały czas chodził zamyślony i taki jakiś nieobecny...
- Źle się czuję - powiedziałam, kiedy przepychaliśmy się przez kolejny tłum turystów.
- Zostaniemy tu na chwilę - zarządził Tom. Nath sporo mi zapłaci za te kłamstwo. Lubię Parker'a i naprawdę nie chciałam wystawiać go na próby. Jay posmutniał, chciał się jeszcze pokręcić po paryskich ulicach, nie wspominając o Kelsey i centrach handlowych.
- Co? Nie trzeba. Idźcie. Zdzwonimy się potem - odparłam z trochę za dużym zapałem.
- Jesteś pewna? - potaknęłam głową.
- Idźcie, już - do rozmowy wtrącił się Nath. Tom pokręcił trochę głową i pobiegł za znikającymi w tłumie postaciami przyjaciół.
- Dzwoniłeś do Braun'a? - spytałam, kiedy pozostali zniknęli z pola widzenia.
- Chodź - położył mi dłoń na plecach i popchnął w stronę jakiejś maleńkiej kawiarni. Gwałtownie się od niego oderwałam.
- Dzwoniłeś? - ponowiłam próbę dotarcia do pustej mózgownicy aka pan Sykes. Wzruszył ramionami.
- Podobno źle się czujesz - sprostował. Ludzie trzymajcie mnie, bo go zabiję. Wszedł do lokalu. Załamałam ręce i jak jakiś grzeczny piesek ruszyłam jego śladem.
Usiadłam w kącie i nerwowo zaczęłam uderzać palcami w blat stołu... A on, nic. No kurcze, wyłączył się chłopak. I znowu to samo! Mi bardziej zależy, żeby dogadał się ze Scooter'em niż jemu samemu. Podparłam się łokciami o stół i schowałam twarz w dłoniach. W końcu nie wytrzymałam, ręce opadły (taaa raczej rąbły - głośno uderzyły, trzasły) o drewno. Nath drgnął, ale nadal siedział ze słuchawkami w uszach. Jaki on jest irytujący... Nadal "leżąc" górną partią ciała na stole, odwróciłam twarz w jego stronę. Chwilę mu się przypatrywałam.
- Nathan - szturchnęłam go w ramię. Zero odezwu. Szarpnęłam za kabelek od słuchawek. Wreszcie na mnie spojrzał. 
- Prze...przepraszam - mruknęłam pod nosem. No, nie lubię i nie umiem tego robić. A poza tym w tym przypadku naprawdę nie wiem za co. Zatrzymał się na moment i zwinąwszy dłoń w trąbkę, przyłożył ją do ucha.
- Przepraszam, okej? - powtórzyłam się, w duchu wywracając oczyma. Potaknął głową.
- Tooo, odezwiesz się w końcu? - cisza. - No, Nathy, no...
- Jak mnie nazwałaś? - wyszczerzył się.
- Nijak. To, dzwoniłeś?
- Co się stało w samolocie? - spoważniał.
- Pierwsza spytałam.
- Moja sprawa jest starsza - ciągnął.
- Cholera. Nath, daj spokój! - wybuchnęłam.
- Dam jak powiesz - odkrzknął. To się nazywa niezwracanie na siebie niczyjej uwagi.
- Boję się latać.. 
- Kayl... - spojrzałam na niego ostrzegawczo.
- ...a - dopowiedział. - Nie leciałem z tobą pierwszy raz... Powiedz - nachylił się w moją stronę. Nagle jakaś dziewczynka, mogła mieć z dwanaście lat, pociągnęła mnie za rękę. Zaczęła mi coś gorąco tłumaczyć w żabim, przepraszam francuskim, języku. Patrzyłam na nią jak na pantomimę, nie rozumiałam ani słowa. Kiedy doznałam olśnienia, wstałam z krzesła i wyszłam z knajpki.
Nathan
Czemu ona nic nigdy nie chce powiedzieć. Nie pozwala sobie pomóc...  Ni stąd ni z owąd, wstała od stolika. Zostawiając mnie samą z małą blondynką, której usta się nie zamykały. Gdyby chociaż mówiła po angielsku...
- Je t'aime. J'aime votre musique. Je vous remercie de vous être. Grâce à vous je vis et je souris. The Wanted est le meilleur... - Zaraz, zaraz.. The Wanted? Fanka, ufff. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, podpisałem  jakiś papierek i byłem wolny. Opuściłem lokal, przed drzwiami zauważyłem Santiago. 
- Umie zagadać człowieka, co? - spytała kierując wzrok w stronę drzwi, za którymi została Francuzka. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i stanąłem na przeciwko niej. Już miałem się odezwać, kiedy ubiegł mnie dzwonek jej komórki - nie odsunąłem się.
Kayla
Ulga czy przerażenie? Z jednej strony uwolnienie od rozmowy z Nath'em, z drugiej znowu ta głupia komórka. Dlaczego jej po prostu nie wyrzucę?
-  Odbierz - szepnął szatyn. Raz się żyje... Tylko raz.
- Halo? - odebrałam telefon. 
- Miło cię znowu słyszeć - usłyszałam głos w słuchawce.
- Czego chcesz?
- To ja się pytam, gdzie ty jesteś? Powinnaś siedzieć teraz w domu!
- Nie możesz mi rozkazywać - w mojej głowie te słowa brzmiały pewniej.
- Jesteś tego pewna? - podniosłam wzrok na Nath'a. Wpatrywał się we mnie bez słowa. Byłam ciekawa ile słyszy.
- Tak, sama się utrzymuję i...
- Mieszkanie w rozpadającej się kamienicy i latanie za pięcioma chłopakami jak ladacznica, nazywasz zarobkiem? - podniósł głos. Więc jednak wie...
- Daj mi spokój..
- Oj, nie kochanieńka. Jesteś mi jeszcze coś winna, pamiętasz?
- Skurwiel - wykrzyknęłam i zakończyłam połączenie. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie, proszę tylko nie teraz. Czyjeś ręce oplotły mnie w talii. Momentalnie wyrwałam się z uścisku.
- Nie dotykaj mnie - wypaliłam ostro i rozryczałam się na dobre.
Nie wiem jak, ale po jakiś 15 minutach leżałam skulona i zapłakana na łóżku w jakimś pokoiku hotelowym. Nathan. Jak on rozhisteryzowaną mnie tutaj przetransportował? Medal mu się za to należy jak nic. Usiadłam i wzrokiem odszukałam szatyna. Siedział na krześle pod ścianą z laptopem na kolanach.
- Mocno ci nawrzucałam? - spytałam mając na myśli drogę spod knajpki do hotelu.
- Trochę.. Coś o jakimś baranie, debilu, piątym kole, ignoracie, zboczeńcu, egoiście.. Nic czego bym wcześniej od ciebie nie słyszał - uśmiechnął się krzywo i usiadł obok mnie.
- Jej... Nath, słuchaj przepraszam - naprawdę było mi  głupio.
- Nie ważne - oparłam głowę na jego ramieniu. Ten dzień z sekundy na sekundę staje się jeszcze dziwniejszy. Objął mnie dłonią w pasie. Siedzieliśmy tak chwilę...
- Załatwiłeś coś? - wyprostowałam się. Popatrzył na mnie zdezorientowany, chwyciłam jego laptopa. Ręką opuścił klapkę na moje palce.
- Kayl.. - zaczął.
- Nathan jest okej, serio - spojrzałam mu w oczy i wróciłam do monitora. - Więc Justin ma zamówiony pokój w hotelu pod wierzą. Czyli...
- Na czwartym piętrze, pokój nad nami - wtrącił się.
- Super, przyjechali już? 
- Za pięć godzin. Dzwoniłem do Scooter'a o czwartej mamy przyjść. Wysłałem sms-y chłopakom - przypominało to trochę zdawanie raportu.
- I... zrobiłeś to wszystko w te parę minut - kiwnął głową. Byłam w szoku. - Jak chcesz to potrafisz, chociaż...
- Co znowu pomyliłem? - westchnął.
- Jak chłopcy wejdą do budynku skoro już stoi przed nim tłum Beliebers? A i lepiej nie informuj Tom'a, że mogliśmy lecieć samolotem w południe, a nie o trzeciej...
- Ale ze mnie wielki bałwan - zakrył twarz dłońmi i opadł się na łóżku.
- Nie taki znowu  wielki - położyłam się i oparłam łokciem o jego tors.
- Serio? - uniósł się na łokciach i zmarszczył brwi. - A tobie co nagle tak wesoło? - okręcił nas tak, że teraz to on był nade mną.
- Myślisz, że uda mi się pogadać z Justin'em? - wyszczerzyłam się. Załamany usiadł.
- Zrozum tu kobietę. Ma pięciu przystojnych facetów, mnie, a i tak Bieber jej w głowie - dramatycznie splótł dłonie za głową i ponownie znalazł się na plecach. Zaśmiałam się.
- Zazdrosny? - wyszczerzyłam zęby. Pani per głupawka ogarnęła moje ciało.
- A żebyś wiedziała - udając naburmuszonego, odwrócił się do mnie plecami.
- Znowu się obraziłeś? - szturchnęłam go w ramię.
- Yhmn..
- Przepraszam, już?
- Nie - odpowiedział płaczliwym głosem.
- Dzieciuch - obeszłam łóżko i kucnęłam po drugiej stronie, a ten przewrócił się na drugi bok. Nie wytrzymam z nim. Wdrapałam się ponownie na materac i cmoknęłam go w policzek.
- Odfochałeś się? - odwrócił się i usiadł na przeciwko mnie.
- Moooże - uderzyłam go dłonią w tył głowy.
- Auu - złapał się za potylicę. - A to za co?
- Na rozumek - posłałam mu niewinny uśmiech.
- Jasne... To twoje - sięgnął do kieszeni spodni i podał mi telefon.
- Dzięki - spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniała "nowa wiadomość" od jakiegoś numeru.


 

Ralph i sms-y? Przecież zawsze dzwonił. Bał się, że wiadomość może przeczytać ktoś niepowołany. Poza tym znałam jego numer... A on nie miał mojego..


Zaciekawiony Nath zwisał mi teraz przez ramię.
- Coś się stało?
- Nie, nic - odepchnęłam go od siebie, słysząc sygnał nadchodzącej wiadomości.


Coś mi nie pasowało w tych sms-ach. Francuski, chiński? Co to za języki?




No, tak... Roaming...







 - Za godzinę? - wyszeptałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy Nathan przeczytał wszystkie wiadomości.
- Kayla, o co chodzi? - spytał.
- Bo.. ja.. Po prostu się wyprowadzam -wypaliłam.
- Dlaczego?
- Nath, nic mnie już nie trzyma w Londynie. Pracę straciłam, ojciec wie, gdzie jestem.. Tego jest już po prostu za wiele..
- Dlatego tchórzysz?
- Nathan...
- Nie ma żadnego Nathan. Do końca życia będziesz uciekać jak szczur, bo tak jest łatwiej? - podniósł głos.
- Nic nie rozumiesz..
- Masz rację, nie rozumiem. Zamierzałaś nam w ogóle powiedzieć?
- Może. Nie. Tak. Nie wiem! - głos mi zaczął drżeć. - Daj mi spokój.
- Nie mogę - nadal krzyczał.
- Bo? - odpyskowałam.
- Bo mi na tobie, do cholery, zależy! 


Dramat. Nie czytajcie tego powyżej! Rozdział jest długi..., bo jest to dwa w jednym. xD Zanudziłabym Was do reszty jakbym to podzieliła.
To był ostatni "wolny" poniedziałek i tym rozdziałem kończę wakacje :(
Powodzenie w szkole i.... NIE DAJMY SIĘ :D



 

10 komentarzy:

  1. :D
    Jak przeczytałam ostatnie zdanie to aż zaczęłam klaskać xD
    E tam szkoła.. Dodaj jeszcze jeden w tym tygodniu :) :*
    No i masz zrobić, że wszystko się ułoży i Kayla nie ucieknie ;d Przynajmniej na razie.. ;)
    Czekam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super ciekawe jak zareaguje Kayla... A mogła byś dodawać częściej troche rozdziały na twoim drugim blogu? Tak bardzooo prosić... Będę czekać na nexta;***

    OdpowiedzUsuń
  3. AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! POWIEDZIAŁ ŻE MU NA NIEJ ZALEŻY!!
    Będzie miłość <3
    Pewnie teraz ją pocałuje albo oberwie w ryj xd
    No w sumie na pewno mu się dostanie bo Kyla nie jest taka łatwa :D
    Czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem który raz piszę ten komentarz ale zaraz stracę cierpliwość. Palce mi zaraz u lewej ręki odpadną i normalnie nie wiem...
    Tak wiesz srutututu cieszę się, skaczę do sufitu i rozwalam sąsiadom podłogę xdxd Kaylthan time asdfghjk *-*
    Normalnie tak cukierkowo i słodko, że az nie w twoim stylu *__*
    A koniec to już normalnie taki słodki że nie wiem czy się śmiać czy płakać xdxd
    Nathanowi zależy, a Kayla ma na niego olewkę i się na nim wyżywa ... Zgadłam?
    Nie próbuj usuwać Kayli, bo Cię znajdę... Ona ma zostać i Nathan ma ją do tego zmusić. Przygwoździć, zakłuć, związać, uprowadzić i schować w piwnicy, ale zatrzymać przy sobie!
    Czekam na dramatyczny koniec, a raczej początek nowego działu
    I dodaj go szybciej co ja będę do września czekać... Jestem ciekawa reakcji Kayl. Ciekawe jak go zacznie wyzywać xdxd
    Weny ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie ogarnełam i przeczytałam wszystko za jednym razem #pround xD
    Tyle się podziało, że nie wiem co mam powiedzieć... to jest genialne, niesamowite. Kocham to opowiedanie!!!!<3
    Z racji tego, że ten komentarz dotyczy bodajże 8 rozdziałów wstecz nie będe się rozpisywać zbytnio i powiem tylko tyle, że Kayla ma przerąbane i jej z całego serca wsółczuję, Nath to czóbek, a chłopaki to...... to nie mam określenia >:D
    Przyrzekam, że teraz już na bierząco będę czytać i komentować :D
    Tak, szkoła się zaczyna niestety, ale popieram NIE DAMT SIĘ!!!! xD
    Czekam na nexta i wenki! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Łap!
    Nominowałam Cię do Versatile Blogger Award :)
    U mnie znajdziesz wszystko -> http://i-found-my-new-life.blogspot.com/2013/08/the-versatile-blogger-x2.html <- do napisania xx

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest za dobre. Zbyt to kocham. Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest jak zawsze fantastyczny. Bijesz na głowę większość fanficków. Jesteś niesamowita i niesamowicie piszesz. I cieszę się, że Nathan w końcu po części wyznał swoje uczucia. Zależy jak to ktoś zrozumie. Ale wiesz co... Ja to się na Ciebie po prostu focham... ;c

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale słodko.. Nathan <3
    zapraszam też do siebie na nowy rozdział http://hiheeuih.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Haha ja tam się nie dam :d.
    Co Ty gadasz, jest cudny!
    Haha biedny Nacio :d.
    Mmm słodko się zrobiło pomiędzy Nath'em, a Kayl *.*
    Cemu Ona chce
    wyjechać?
    Skoro tu ma taką ochronę :d.
    Mam nadzieję, że nigdzie nie wyjedzie :*.
    Aleee końcówka boooska :*!
    Czekam na następny :*!
    weny!

    Mychaaa ;***.

    OdpowiedzUsuń