... y usted está puede
- NATHAN!!! - słyszę głos dobiegający z dołu... Nakładam szybko koszulkę i wychodzę z pokoju. Zbiegam ze schodów...
- NAT..
- Co jest? - pytam z uśmiechem i spoglądam na Keva, któremu przerwałem wcześniejsze wzywanie mojego imienia. Tak, jestem radosny... Nie wiem co się ze mną stało. Okres rozmyślań mam za sobą. No fakt - nic nie wymyśliłem, ale... Czuję się lżejszy. "Spakowałem swój plecak, wyruszam w tą samą drogę, nadal czekają na niej przeszkody, być może się rozmnożyły, ale ja mam nową siłę nagromadzoną z poukładania dawnej". To dziwne... Myślimy o czymś, staramy się odkryć sens, ale to tak naprawdę nic nie daje. Wszystko układa się samo - pytania znikają. Przynajmniej na razie. STOP! Nie myślimy, dziś działamy.
- Bienvenido! Moje słońca - ŻE CO??? Takie słowa z jej ust? Skamieniałem, wzrokiem przejechałem po twarzach pozostałych. Cóż... przynajmniej nie jestem odosobniony w moim zbaranieniu.
Kayla
- No co? - odparłam ze śmiechem. Przyszłam do chłopców według umowy - popołudniem. Od porannych wydarzeń zdążyłam ochłonąć. Cała złość na ich "kaca" jakoś ze mnie wyparowała. Bardziej martwiły mnie tajemnicze telefony, ale one i tak były niczym w porównaniu do rozmowy ze Scooterem. Piosenka, albo wypad? Jak ja mam zmusić tą piątkę do pracy? Moje zdenerwowanie przybrało formę słodkich słówek...
Zasiedliśmy przy stole. Brzmi zbyt oficjalnie i sztywno? Cóż tak to wyglądało... Postanowiłam grać pokerową twarzą. "Życie to na prawdę hazard, jedno rozdanie. Dostałeś karty to teraz nimi graj.."
Tom
Mocno i niestety głośno przełknąłem ślinę. Nie podobała mi się ta cisza.. Przejechałem wszystkich wzrokiem. Kev, Max, Jay wypatrywali się wyczekująco na dziewczynę, a ona ze stoickim spokojem przewracała przyniesione ze sobą karty papieru. Nath z zafascynowaniem spoglądał przed siebie z głupim uśmiechem na ustach. A temu co się stało? Naćpał się w tym pokoju. Ehmn... Trzeba wpaść z Maxem i zrobić w tym pomieszczeniu rewizję.
- To znaleźliśmy się w punkcie krytycznym - odezwała się Kayla, a ja jako jedyny odetchnąłem z ulgą. Jednak nie ogłuchłem.
Jay
- Punkt krytyczny? - spytałem. Dziewczyna wzięła oddech...
- Przez waszą wczorajszą zabawę, porannego kaca i niesubordynalność pewnej osoby - zawiesiła głos i wymownie spojrzała w kierunku dziewiętnastolatka - musiałam odwołać wywiad w radio..
- Niepierwszy i nie ostatni. Scooter już większe "imprezy" odwoływał - stwierdził Max.
- Prawda, ale to nie jest zwykłe radio tylko "Fun23" . Oni się cenią - odparła.
- W takim razie my to bomba roku - sprostowanie Toma.
- Mamy ten wywiad? - spytał cicho Seev.
- Mhmn.. Jutro rano - szepnęła.
- Cena? - spytałem.
Jak na zawołanie na środku stoły wylądowała poranna gazeta - "Times". Przegląd giełdy, akcje, kolporacje, wydarzenia, kto i gdzie się powiesił, Manchester kontra Liverpool, nowy utwór The Wanted, zbliżające się obchody w zamku Ba...
- NOWY UTWÓR? - wykrzyknąłem.
- Zgadza się - potwierdziła moje słowa - Nienagrany jeszcze na taśmach, piosenka promująca nową płytę, zmianę w TW, być może przyszły hit.. Na żywo jutro o 10.00 podczas porannej audycji.
- I mamy na to? - przełknął ślinę Tom.
- Cóż jest osiemnasta... 12 godzin.
- To niemożliwe, żeby stworzyć i ogarnąć do perfekcji cokolwiek w tak krótkim czasie - odparłem.
- A może weźmiemy coś z materiału na nową płytę? - Seev.
- NIE! Zabalowaliście to teraz to naprawicie. Poza tym nic nie jest jeszcze skończone, a Scooter zabronił zbliżania się do nagrań - Kayl.
- A pomysł z nową piosenką jego? - sarkazm w głosie Nathana zwiastował burzę...
Nathan
Nie przerywałem wymiany zdań, ale no w końcu coś we mnie pękło. Czy ona jest chora? Chyba tak, albo przy porodzie spadła na posadzkę. To znaczy nie, że jak ona tylko, że jak jej matka. Bo ona raczej nie, a zresztą skąd ja wiem? Spaliłem swoją wypowiedź, prawda? Mniejsza.
Cisza z jej strony była wystarczającą odpowiedzią. Coś we mnie wstąpiło. Byłem zły - nie wiedziałem dlaczego? A może właśnie wiedziałem. Przez cały dzień zastanawiałem się co złego zrobiłem, co się stało, że głupia małolata mną pomiata, przypominałem sobie wszystkie chwilę i nic nie wymyśliłem. Bo to od początku była jej wina. Ona nigdy nie słucha!
- Przyznaj się, to wszystko, żeby się podlizać? - ciągnąłem dalej... Zaraz zdałem sobie sprawę, że tym razem przegiąłem.
- Jak ci się nie podoba zawsze możesz odejść... TO TWOJA PRACA! Trochę odpowiedzialności Baby - odparła zimnym głosem, pozbawionym krzyku.
"Baby" przegięło sprawę...
- Może i tak było by lepiej! - odwarknąłem.
- Dla mnie i owszem.
Spojrzałem na pozostałych. Nikt nic nie powiedział, patrzyli w różne strony. Wbiegłem na schody. Odwróciłem się...
- O czym ma być ten utwór? - spytałem. Sam nie wiedziałem kogo.
Cisza.
- Holy shit! Wszystko mam robić sam?
- Może napisz o tym jak źle jest wstać na budzik, jak źle napisać piosenkę, a jak łatwo jest zawieść tysiące fanów, jak łatwo było wystawić do wiatru dziewczyny, które czekały parę tygodni za jednym słowem wypowiedzianym przez ich idola na antenie prostackiego radyjka - wyszeptała.
Spojrzałem na nią z góry, nie patrzyła na mnie... Nikt nie patrzył. Trzasłem drzwiami i zamknąłem się w pokoju... O ironio! Znowu...
Jay
- Co teraz? - przerwałem panującą ciszę.
- Musicie to napisać - odparła, była jak zbity psiak. Nigdy jej takiej nie widziałem.
- Napiszemy.
Z pokoju na piętrze dało się słyszeć trzaski... Max zerwał się na równe nogi.
- Chyba pójdę zobaczyć co z nim - nasz opiekuńczy tatuś. Trzeba jakoś rozweselić myśli.
- CHOLERA!! - głos dobiegał z pokoju młodego.
- Hmn... W każdym razie żyje - sprostował łysy i opadł z powrotem na kanapę.
- Bierzmy się do pracy - Seev przywrócił nas do porządku.
*** 5h później***
- To jakaś porażka - śmiech dziewczyny odbił się w naszych uszach.
- To samo mówiłaś trzy godziny temu!
- I nadal nic się nie zmieniło! - śmiech.
Nie upiliśmy się, co dziwne. Nasza desperacja sprawiała, że każde wypowiedziane słowo spotykało się z aprobatą histerycznego śmiechu...
- Dobra, stop! Tom spełnisz honory? - Max.
- Co?
- Przeczytaj, co mamy! - przewróciłem oczami.
- Aaaaa... A więc:
" Jeżeli mam być szczery moja droga,
ta nasza przyjaźń to nigdy nie była obojętna dla mnie droga...
Chciałem czegoś więcej
i nasuwały mi się na to myśli chętniej..
Czułem się zdruzgotany..."
- Ten kawałek jest porypany! -wykrzyknęła Kayla - To jakaś katastrofa.
- Możesz nie przeszkadzać? Kontynuuję - odchrząknął -
Refren:
Refren:
" As chalk on a crepe
let each day take
indelible mark
in your eyes the world..."
let each day take
indelible mark
in your eyes the world..."
- Dzwońmy do Nabo! - wykrzyknąłem.
- Jest pierwsza nad ranem. To nie ma sensu... - Kayla.
Kayla
Trzask drzwi, kroki na schodach... Przy naszej "pracowni" (stole w salonie) pojawia się Nath. Coś się we mnie poruszyło. Nadzieja? Ehmn... Tonący brzytwy się chwyta. W moim przypadku wyjątkowo zardzewiałej brzytwy... Rzuca wszystkim krótkim spojrzenie. Patrząc na mnie podnosi do góry, arkusz papieru, który po chwili ląduje na stole. Cały czas mierzy mnie spojrzeniem. Moje oczy podążyły za kartkami... By po chwili wrócić na jego twarz, uśmiechnął się krzywo i wrócił do siebie. Zniknął...
- I??? - pyta Max.
Podnoszę papiery do góry... Pobieżnie przelatuję je wzrokiem. Czytam jeszcze raz...
- Łał... - wydobywam z siebie szept.
Słychać dźwięk zamykanych drzwi na piętrze... Czekał - słyszał.
Dame un mapa... Creo que estoy perdido.
Hej :) Napisałam... Przepraszam, że późno, ale testy były i tak jakoś.. Teraz trzeba naciągać oceny xD Majówka!!! - będzie czas żeby ponadrabiać Wasze opowiadanie i napisać sobie parę rozdziałów w przód. Też zauważacie, że ten dzisiejszy wpis jest pozbawiony sensu? Starałam się, żeby ten rozdział był trochę luźniejszy (bez tylu przemyśleń). Cóż, aż boję się zapytać, ale jak wyszło??
A podziękowania jak zwykle za każdy komentarz ♥ Ale brawa dla trio, z którego komentarza po prostu nie mogłam - świetny ^^: Kunekunda, Marian, Tuporek czyli Kia ♥ Komentarz z podziałem na rolę xD Tego jeszcze nie było :)
Wszyscy jesteście świetni. <3
Do następnego...