środa, 3 lipca 2013

Rozdział 10: Nath, ayudar...

El final.

Jay
Okienko Skyp'a od pięciu minut lśniło pustką. W końcu odetchnąłem z ulgą. Żyjemy... 
Rozmowa z Braun'em przeszła lepiej niż sądziłem. Stanęło na tym, że:
- od dziś, na czas nieokreślony, mamy zakaz wywiadów na żywo
- zszywamy usta Młodemu (jak to mówił, chyba nie przewidział koncertów, nagrywania płyt itd.)
- mamy znaleźć tą Tamarę i wszystko z nią wyjaśnić (to będzie ciekawe, zwłaszcza, że za bardzo nie wiem kto to jest?)
- no i... Nano do nas wraca (chyba nie będzie z tego powodu bardzo zachwycony)
Podsumowując: Nie było tak źle - życie jest piękne.
Kayla
This is the end.
"Za tydzień wraca do was Tissera, ktoś musi trzymać porządek <chwila ciszy> To na tyle."
Ostatnie słowa Braun'a nie chciały opuścić mojej podkorówki. W końcu nie wytrzymałam, zerwałam się z podłokietnika (na którym jeszcze przed chwilą siedziałam) i pobiegłam na górę. Łzy już cisnęły mnie pod powiekami... To prawda, takie życie.. Teraz możesz się maziać, ale czemu akurat tu? Dlaczego przy nich? Potknęłam się na schodach i z gracją hipopotanicy zjechałam po nich na dół. Chłopaki jak na komendę zerwali się z miejsc. Nie myśląc wiele, wstałam i wbiegłam do jakiegoś pokoju na górze.. Musiałam się przed nimi schować, potrzebowałam chwili spokoju. Chciałam po prostu się wypłakać. Nie dawałam już rady. Zamknęłam za sobą drzwi. "Dziewczyno weź się w garść." Zjechałam plecami po ścianie...
- Otwórz, wszystko w porządku? - zza drzwi dało się słyszeć głos Sivy.
Nie odpowiedziałam. Dopiero teraz doszło do mnie, że przed chwilą zrobiłam piękny śliz przez schody. Spojrzałam na prawą rękę, czerwieniejąca skóra już w niektórych miejscach przyjmowała barwy purpury. Niebieskie linie życia były znacznie uwypuklone... A gdyby tak? Nie to bez sensu. Opieprzyłam się za tą myśl. Łzy poleciały strunami po moich polikach. Już nic nie da się zrobić. Znowu nie mam nic. Smutek i rozżalenie przerodziły się w złość. Zwinęłam dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam nią w ścianę. Zawyłam z bólu tylko po to, aby znowu skulić się na podłodze i płakać dalej.
- Wchodzimy? - usłyszałam kogoś zza drzwi. Teraz dopiero powrócił mi rozsądek. Nie byłam u siebie w domu, nie byłam sama. Wpadłam w histerię, a za drzwiami są ludzie, którzy nie mogę zobaczyć mnie w takim stanie. I tak źle, że na 100% słyszeli... Wyprostowałam się i szeroko otworzyłam drzwi pokoju. Nie chcący uderzając nimi cały kwartet stojący po drugiej stronie.
- Ałłaaa - zawyli. A mi nie wiedząc czemu na nowo do oczu napłynęły łzy.  Chciałam uciec, jak najszybciej, jak najdalej... Po prostu zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu, ale jestem człowiekiem z masy, kupy kości i tłuszczu - przypomniała mi o tym paląca ręka. Wykorzystując chwilę nie uwagi chłopców, szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów. Głowę miałam nisko spuszczoną, wzrok zakrywała słona, wodna mgiełka. Kiedy zauważyłam go opartego o barierkę, było już za późno. Po prostu musiałam przejść. Pochyliłam niżej głowę i szłam energicznym krokiem. Wtem chwycił mnie za prawą rękę, z moich ust wyrwał si cichy skowyt - co go wyraźnie zaskoczyło. (Helloł przed chwilą spadłam ze schodów! Mimo braku jakiejkolwiek chęci do życia, siliłam się na myślowy sarkazm.) Próbowałam wyrwać rękę, ale to sprawiło tylko tyle, że uścisk się zacisnął. Ręka dawała się we znaki. (Gdybym wiedziała, że taka sytuacja nastąpi z pewnością nie waliłabym ją pięć sekund wcześniej o ścianę.) Z bezradność organizm znowu zaczął wydawać nadmiar wody. Ile jej jeszcze tam jest? W końcu pociągnął mnie za rękę, tak że stanęłam z nim twarzą w twarz. Kucnął. Kolorowe tęczówki wpatrywały się w moje, zapewne, opuchnięte od płaczu, czerwone ślepia. Naraz zdecydowane szarpnięcie pociągnęło mnie w stronę innego pokoju. (No fajnie, dzisiaj nazwiedzam te pomieszczenia jak jakaś k***wa <panienka na telefon>. O proszę, poczucie humoru już mi wraca.) Zostałam sama. Rozejrzałam się na boki - instynkt zachowawczy mówił: "Wiej", zdrowy rozsądek: "To wysokość czwartego piętra!". Ten pierwszy krzyczał głośniej. Otworzyłam okno...
Nathan
Houston, I think we have a problem.
To było najdziwniejsze parę minut mojego życia. Wszystko działo się tak szybko, że opóźniony mózg nie zdążył zarejestrować szczegółów. Wiem piąte przez dziesiąte. Po rozmowie ze Scooter'em poszedłem do kuchni i nie namyślając się długo wykręciłem numer Tamary. Odebrała po pierwszym sygnale. No, tak. Pewnie od rana czekała aż zadzwonię. 
- Nathan, nie spodziewałam się.... - zabrzmiał jej przesłodzony głos. Gdyby nie to, że w ręku trzymałem poranną gazetę, pewnie już miałbym ochotę rzucić się na nią. Nawet przez telefon.
- Daruj sobie - chciałem, aby zabrzmiało ostro, ale coś mi nie wyszło. - Co to wszystko ma znaczyć?
- Nathy..
- NIE mów tak do MNIE - wykrzyknąłem i wtedy usłyszałem huk na schodach. Kątem oka zauważyłem, że chłopacy zerwali się z miejsc.
- Nooo jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało... Ale jak uważasz.. - odburknąłem coś cicho. Nie słuchałem jej. Moje myśli zajęte były czymś co działo się właśnie w przedpokoju.
- Spotkajmy się. Wpadnę wieczorem. 
- Yhmn, dobra. Kończę. Cześć - odpowiedziałem rozkojarzony i zerwałem połączenie.
Wszedłem na górę. Moim oczom ukazali się chłopacy stojący pod drzwiami Sivy. Ze środka dał się słyszeć szloch. Zaraz... Ja jestem tu, Jay, Max, Siva, Tom pod drzwiami.. a Kayla? Ożesz w mordę. Oparłem się o barierkę. Deja vu. To już się wydarzyło - Nowy Jork, środa. Przygryzłem wargę.
Dalszy ciąg trwał kilka sekund. Wyszła z pokoju. Poturbowała chłopaków. Kierowała się na dół. Złapałem ją za rękę. Jęknęła. Przecież nie zrobiłem tego mocno? No chyba nie... Kucnąłem przy niej. Świetnie Nath, tylko w takich momentach masz racje! Wepchnąłem ją do mojego pokoju. Odwróciłem się w stronę skołowanych przyjaciół. No, Sykes myśl.
- Jaaaaaaaaaaaaaaaaa... Ja to załatwię - "jakoś", dodałem w myślach.
- Ale.. - próbowali zaoponować.
- Spokojnie, zaufajcie mi. Potem wyjaśnię - odwróciłem się i skierowałem kroki w stronę danego pomieszczenia. Usłyszałem jeszcze śmiech Tom'a:
- Keep calm and trust Nathan - przynajmniej komuś poprawił się nastrój.
Otworzyłem drzwi pokoju, z twarzy odpłynęła mi cała krew.
Podbiegłem do niej i siłą ściągnąłem z parapetu. Rękami przygwoździłem ją do ściany i oparłem dłonie na jej ramionach. Lekko potrząsłem:
- Czyś ty do reszty zgłupiała?

Un abrazo y decir que es un mal sueño...


... Pisane przy "moim pierwszym boysbandzie"


 
Tak.. Będzie tak jak w tekście powyżej albo odwrotnie :)

Jeżeli masz ochotę, (albo jeszcze Cię nie zniechęciłam do tego czegoś co się nazywa "moje pisanie") to zapraszam  http://my-real-look-at-the-wanted.blogspot.com/ 

To pa .:)

5 komentarzy:

  1. No ciekawie, ciekawie :).
    Dobrze, że ich nie opieprzył :).
    Co jest z Kaylą :*.?
    Skoro wraca Nano to znaczy, że Ona odchodzi ?
    KEEP CALM AND TRUST NATHAN :d. Rozjebało mnie to :*.
    Ależ Ona zdesperowana :d.
    Żeby tak od razu skakać z okna :d.?
    Ciekawe co tam Nath wymyśli :d.
    Czekam na next'a :*.
    Weny!

    Mychaaa ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. BOZE, GENIALNE. Chciałabym tak pisać, serio :D Cóż, talentu się nie wybiera :) Natychmiast żądam następnego! Już! To tyle. Dziękuję za umilenie 5 minut mojego życia. Weny! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, dużo się podziało:)
    Biedna Kayla, to wszystko stało się tak naprawdę przez nieodpowiedzialność Nathan'a, żeby to tylko odkręcił :(
    Mama nadzieje, że udobruchają Scooter'a i wszystko będzie OK ;)
    Czekam na nexta i weny!!! <3
    Przepraszam, że taki krótki, ale jakoś nie mam mam możliwości żeby się za bardzo rozpisywać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Geniusz !! Talent !!
    A ty i tak mów swoje...
    Nie będę się tym razem za bardzo rozpisywała, bo ręka.
    Szkoda Kay, jeżeli Nano wróci, to ona będzie musiała odejść, ale czuję że ty coś tam wykombinujesz i jednak zostanie :D
    No i Nath musi to odkręcić z Tamarcią, bo widać, że go do Kayli ciągnie. Dobra nie widać, ale ja widzę. Shipperki wszystko widzą xD
    No i poproszę szybko kolejny, bo wiem że już 12 masz gotowy (wyświetliło się, że przez przypadek dodałaś, a strasznie mi się spodobał)
    Także weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem co powiedzieć, naprawdę.
    Cudowny rozdział ♥
    Biedna Kayla, szkoda mi jej.
    Nic więcej nie mogę napisać, bo odebrało mi mowę c:
    Czekam na kolejny rozdział, weny :)

    OdpowiedzUsuń