czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 13: Entiendo, pero hay que afrontarlo...


Yo nunca haría esto a usted lo que...

Nathan
- Naprawdę nazywam się Katherina Maryja Finegarda Michellonni...- zrobiła pauzę, jakby zastanawiając się co dalej? Ścisnąłem delikatnie jej rękę - nadal nic.
- Francuska? - zapytałem cicho. Uśmiechnęła się słabo i pokręciła przecząco głową.
- To trochę skomplikowane...
- Postaram się to jakoś rozkomplikować - popatrzyła na mnie, nie było jej zbyt do śmiechu - Zrozumieć - poprawiłem się.
- Mój ojciec jest w połowie Francuzem, w połowie Kanadyjczykiem. Matka jest Brazylijką o portugalskich korzeniach. Poznali się w Madrycie - piękne miasto, wiesz?
- Byliśmy z chłopakami.. - odpowiedziałem.
- A no tak.. W każdym bądź razie. Jestem dzieckiem z wpadki. "Rodzice" nie byli ze sobą.. To był jednorazowy skok w bok. Ojciec był w związku z inną kobietą. Kiedy dowiedział się, że moja matka jest w ciąży dążył do aborcji. Niestety, dowiedział się o tym, gdy ona była już w szóstym miesiącu - trochę późno na usunięcie - uśmiechnęła się blado. - Dom dziecka nie wchodził w grę. Facet ożenił się z moją matką, żeby dobrze wypaść wśród swojego biznesowego towarzystwa. Matka zaczęła się stroić i chodzić na te wszystkie banki itp. i... - głos jej się zawiesił.
- To trochę tak jak nasze wywiady, chyba... - wyszeptałem.
- Nie, wasze wywiady to wasze życie. To spotkania z fanami, radość z bycia z nimi...
- Zdarzają się gorsze dni...
- Nath, po czyjej ty stronie jesteś? - spytała.
- Kayl - szepnąłem i odgarnąłem jej włosy z twarzy.
- Nie ważne - odsunęła się. Znowu ją do siebie przygarnąłem, ale sytuacja się powtórzyła.
- Mała, przepraszam - powiedziałem jej do ucha.
- Dobra, mniejsza - znowu się odsunęła, dałem już z tym spokój - Kontynuując...
- Czekaj, na pewno w porządku? - dopytałem.
- Nathy, jest w porządku.
- Nathy?
- Przepraszam tak jakoś...
- Nie, jest okej - uśmiechnąłem się. - Słodko.
- Proszę?
- Nic, co było dalej? - znowu złapałem ją za rękę.
- Oke-e-e-j, tak więc chodziła na te wszystkie imprezy i... żyła pełnią życia. Do dwunastego roku życia wychowywała mnie opiekunka. Potem musiałam stać się "panną z dobrego domu", więc zaczęłam towarzyszyć ojcu przy tych wszystkich spotkaniach... Ale różnie się one kończyły, najczęściej alkoholem... Miałam czternaście lat i kazano mi być zawsze posłuszną, mówić co wymaga sytuacja, zajmować się swoim papierami. Ci biznesmeni... - głos ucichł. Zapadła głucha cisza. Za bardzo nie wiedziałem jak powinienem się zachować - nie zawsze umieli, po pijanemu, zachować się odpowiednio - dokończyła.
- To znaczy? - dopytywałem. Cisza...
Kayla
Podniosłam na niego wzrok, szukałam w jego twarzy czegoś świadczącego o tym, że mnie podpuszcza, że dobrze zna odpowiedź na to pytanie. Nie znalazłam, jednak postanowiłam zignorować to pytanie. To, że obiecałem mu powiedzieć prawdę, nie znaczyło, że będę opowiadać o swojej przeszłości z wszystkimi szczegółami.
- W końcu nie wytrzymałam i wygarnęłam jednemu ze wspólników ojca, co o nim myślę. Facet zerwał z nim umowę. W domu odbyła się niezła awantura. Codzienność, ale tym razem.. Echmn.. - podwinęłam od spodu bluzę - No, więc tak skończyła się nasza znajomość - opuściła materiał. - Spakowałam potrzebne rzeczy i wyjechałam do Londynu. Podrobiłam dokumenty i dostałam się do dobrego liceum, następnie złożyłam papiery na prawo. Brakowało mi tylko aplikacji, po którą miałam się zgłosić. Ale w dzień, kiedy miałam ją uzyskać pewien idiota wpadł na mnie na ulicy i zniszczył podanie. Resztę już znasz...
Nathan
Kiedy podniosła fragment bluzy, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na lewym boku, tuż pod linią żeber widniała mała blizna, cztery odciski po pierścieniach. Miałem nie dopytywać, ale żeby z kastetem, na dziecko? Wyszedłem z szoku dopiero w chwili, kiedy skończyła mówić.
- Masz mu to za złe? - spytałem. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że nie sprecyzowałem pytania - To znaczy, temu idiocie? - chwile się zastanawiała.
- Nie... raczej, nie - westchnąłem.
- Żałujesz tego, że mnie spotkałaś. Prawda, fałsz? - wypaliłem nagle i od razu ugryzłem się w język. Nie pewnie na nią spojrzałem.
- Fałsz. Nigdy nie należy żałować czegoś, co chociaż przez ułamek sekundy, sprawiło uśmiech na twojej twarzy.
- Heh...  - uśmiechnąłem się.
- Ale za każdy uśmiech płaci się morzem łez - dodała. Dalej siedzieliśmy w ciszy.
- A... dlaczego dzisiaj tak się zdenerwowałaś? - w końcu zadałem pytanie, które dręczyło mnie od chwili, w której zniosłem ją z parapetu.
- Jaa... ja... - popatrzyła na mnie bezradnie. Przysiadłem się bliżej.
- Scooter mnie zwolnił - wypaliła na szybko.
- Nie prawda.. Posłuchaj..
- Zamknij się! Miałam z nim umowę - nie zrozumiałem. Westchnęła z irytacją i kontynuowała - Po tej ostatniej pijackiej imprezie, przesunęłam ten wywiad na następny dzień. Musieliście napisać piosenkę, Braun, gdy się o tym wszystkim dowiedział, trochę się wściekł. Skończyło się na tym, że jak zawalę radio to wypadam. A w czwartek wraca Nano.... do was.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie było sensu wmawiać jej, że to tylko głupi żart. To była jego ostateczna decyzja. W czwartek..... będzie koniec. I to wszystko przeze mnie. Ja nie obudziłem chłopaków, przez moje myślenie nie pojechaliśmy do radio i ja następnego dnia pokłóciłem się ze speaker'em. Schrzaniłem wszystko. Brawo, Nath.
- Ej, coś się wymyśli - uśmiechnąłem się.
- Heh.. Nath, ja nie mogę zmienić pracy.
- Rozumiem, że to twoja wymarzone zajęcie, ale.. - położyła mi dłoń na ustach.
- Nie mogę - odsunęła się i spuściła wzrok.
- Czemu? - podała mi komórkę.
- Wejdź w pocztę - posłusznie wszedłem i odszukałem ostatnie nagranie, z okolic południa. Kliknąłem ''play''. Po odsłuchaniu sam nie wiedziałem już nic.
- Kayla, od kiedy to trwa?
- Co? Od kiedy mój kochany tatusiek napastowuje mnie telefonicznie? Od kiedy zaczął mnie śledzić? No, co? - krzyczała, ale z każdym słowem zbierało jej się na płacz. Nie chciałem kolejnej kłótni. Szybko złapałem ją od tyłu w pasie i mocno do siebie przyciągnąłem... - Ciii.. spokojnie.
- Od kręcenia video do "Glad you came". Widział mnie z wami na Ibizie, a przynajmniej tak twierdzi - odpowiedziała już nieco spokojniej. - Od tego czasu regularnie wydzwania. Zmieniam numery telefonu, ale on zawsze zdobywa nowy i dzwoni z zastrzeżonego. Tamtego dnia, w NY dzwoniła matka..- cisza, ponownie.
- Wiesz, czego chce? - spytałem cicho z głową ułożoną na jej ramieniu.
- Troszkę... - głos jej się łamał.
- Ej, mała. Nie maziemy się, dla niego nie warto. Założyłem jej włosy za ucho, te jednak szybko wróciły na poprzednie miejsce. - Uparciuch.
- Heh, on wie, że mam dojścia do różnych wpływowych osób. No, bo kto ma większy wpływ na nastolatki niż ich idole? W każdym razie ma interes. Tak, mówił na początku. Nie byłam czymś takim w ogóle zainteresowana. Potem dzwonił, że chce odzyskać dziecko, że jestem niepełnoletnia i ściągnie mnie, choćby siłą, z powrotem do Hiszpanii. Telefon od matki był błaganiem o powrót i transfuzje.
- Zaraz jaką transfuzje? - czułem się jakbym przegapił istotny moment w filmie.
- Ojciec miał do czynienia różnego typami używek. Skaziły mu krew i organy. A, a ja jestem jego bliźniakiem genetycznym. Oczywiście mógłby znaleźć kogoś innego, ale po co tracić pieniądze? Jeszcze przez osiem miesięcy jestem pod jego władzą. Poza tym zależy mu na pozycji w show biznesie i szuka kontaktów, typu numery telefonów, adresy - nie wiedziałem co odpowiedzieć. Ja nic nie wiem.
- Dlatego nie mogę się ruszać z miejsca. Wszędzie trzeba składać papiery, czy to na mieszkanie, czy do pracy. On ma wtyki, mnie znajdzie i zaciągnie tam z powrotem. Tym bardziej, że chociaż posiadam obywatelstwo brytyjskie, jestem tu jakby nie legalnie.
- To wszystko brzmi jak jakiś kiepski melodramat...
- Serio? Widzisz, nie zauważyłam.
- Hej, coś wymyślimy, ale do czwartku dajmy sobie spokój. Jeszcze nic nie jest pewne - powiedziałem.
- Yhmn, dziwnie się teraz czuję.
- Ty? To ja dostałem nadmiar informacji na raz! - udałem oburzonego.
- Sam chciałeś! - wyrwała się z mojego uścisku.
- Spokojnie, żartowałem.
- Kiepski żart - wystawiła mi język.
- A to jest z twojej strony bardzo dojrzałe - zrobiłem to samo.
- Dzieciuch - uderzyła mnie poduszką. Przyciągnąłem ją z powrotem do siebie. Odwróciła twarz.
- Nikomu nie powiesz, prawda? - chciała się upewnić.
- Słowo harcerza.
- Nath, ty nie byłeś w harcerstwie.
- Oj, to się wytnie - zaśmiałem się - Nie powiem, - dodałem już poważnie - ale chłopakom musimy co nie co wyjaśnić. Przynajmniej z tą całą dzisiejszą sytuacją.
Pataknęła głową: - Coś wymyślę...
-.. ślimy - poprawiłem ją.
Uśmiechnęła się, zapadła niezręczna cisza.
- To-o-o-oo-o-o, przemalowujemy w końcu chłopakom pokoje? - spytałem.
- Nie sądzisz, że jak na dzisiaj mieli już wystarczająco dużo atrakcji?
- Mówi to ta co przekoziołkowała przez schody - zaczepiłem ją.
- Nie chce mi się.. - odparła i położyła głowę na moim ramieniu.
- No, ale to tradycja?! - wykrzyknąłem.
- I co z tego? - zrobiłem minę zbitego psa - Oh, no niech będzie, ale farbujemy ciuchy!
- Klasyk! - uśmiechnąłem się szeroko. Wstałem z łóżka i pociągnąłem ją za sobą, cmoknąłem w polik i poprowadziłem w stronę pokoju Łysolka. Śmialiśmy się jak małe dzieci zbierając ciuchy po pokojach pozostałych. 
- Kayl, patrz! - wyciągnąłem z kieszeni jeansów Jay'a Blackberry'ego.
- Weź to zostaw, gdzie było...
- Żeby taki sprzęt uległ zniszczeniu w pralce?! Masz mnie za jakiegoś nieczułego oprawcę?
- Tak właśnie za niego cię mam! A teraz pakuj te rzeczy do pralki - powiedziała ze śmiechem. Kiedy już się z tym uporaliśmy, zająłem się przeglądaniem komórki Loczka.
Max
Siedzieliśmy z chłopakami w pizzerii. Staraliśmy się rozkminić tą sytuacje, której byliśmy świadkami w domu.
- To wszystko jest jakieś dziwne - podsumował Siva, delektując się ostatnim kawałkiem pizzy.
- Nom, cała ta sytuacja przypomina trochę tą z filmu "Uprowadzona". Co wiecie, niby miły, porządny chłopak chce pomóc dziewczynom, a w konsekwencji okazuje się handlarzem żywym towarem - odezwał się Parker, siorbiąc słomką z dna butelki.
- TOM! - wykrzyknąłem - Teraz wpadłeś na tak błyskotliwy pomysł? - spytałem przerażony. No chyba, nie.. Ale, Nath? Kto go tam wie?! Ale ona się szarpała! Moje myśli analizowały w pośpiechu dzisiejsze popołudnie... - Chłopaki, wracamy! - krzyknąłem.
Kayla
Siedziałam na krzesełku barowym w kuchni  chłopaków. Nasza farbnica (potocznie zwana pralką) pracowała na pełnych obrotach. Nath oparty o zlewozmywak nadal grzebał w tym aparacie..
- Słuchaj, może byś tak..- wypowiedź przerwało mi nagłe wejście (a raczej wtargnięcie) chłopców do domu. Drzwi odbiły się od ściany. Spanikowany Tom z Max'em podbiegli do mnie, a reszta wpadła im na plecy.
- Co się stało? -wykrzyknęłam przerażona.
Nath, nie był lepszy. Wystraszony, upuścił telefon wprost do odpływu rozdrabniarki.  
- Cholera! - wykrzyknął. Tom popchnięty przez Jay, chwycił się pokrętła, które niestety przekręciło się i wokół rozległ się chrzęst metalu. McGuiness wolnym krokiem zbliżał się do dziewiętnastolatka. Mina Nath'a wyrażała wielkie przerażenie. 
- Stary, kumplu odkupię ci. Spokojnie -nie wytrzymałam. Zaczęłam się głośno śmiać. W efekcie czego z zagłówka kanapy wylądowałam na niej, a następnie pod nią.
- Który to już raz dzisiaj? - spytał ledwo trzymający się na nogach Sykes. - Wstępujesz do cyrku? - reszta TW zawtórowała mu śmiechem. Nikt nie poruszył rozmowy z Braun'em.
- Mówiłam, że coś wymyślę - wyszczerzyłam się w odpowiedzi. Podał mi rękę przez kanapę. Chwyciłam ją i już wstawałam, kiedy udawany płacz Jay'a znowu odbił się moim zgięciem w pół ze śmiechu. Ponownie wylądowałam na podłodze, nieświadomie pociągnęłam za sobą chłopak, który po części leżał na mnie, po części na kanapie. Spojrzeliśmy na siebie, po chwili pękaliśmy ze śmiechu. Humor udzielił się pozostałym, którzy także "polerowali podłogę własnymi ciałam".
- Ehem, ehem - odwróciłam głowę w kierunku, z którego dobiegał głos. W progu stała jakaś dziewczyna. - Przeszkadzam? - przejechała po nas wzrokiem (nadal leżeliśmy w dziwnych pozycjach).
- Tamara, ożesz w mordę - usłyszałam szept Sykes'a.

Y lo que eres?


Mówiłam, że tamten rozdział był długi, tak? W każdym razie trzy ostatnie rozdziały, były w rzeczywistości jednym (dlatego wyszły takie długie). Przepraszam.
Jej, teraz wiecie o Kayly teoretycznie wszystko, wiecie co się wydarzyło w Nowym Jorku, kim jest Tamara dowiecie się nie długo, jeszcze jakieś życzenia? :)
Ten rozdział jest specjalnie długi i ma dużo elementów... Ciekawe czy zauważyliście taki jeden, drobniutki szczególik?  :D
 Łał, mam rozdziały napisane do przodu o.O - nowość.
Do następnego. :)

4 komentarze:

  1. Długi, ale genialny ♥
    Nie no, nie mam słów
    Jak się cieszę, że młodzi się dogadali. Nawet zdawali się być tacy szczęśliwi w swoim towarzystwie.
    Kayla ma dziwną przeszłość, mroczną... Nie spodziewałam się, naprawdę.
    Lubisz zaskakiwać xd
    Nic dziwnego, że nie chcę wychodzić z domu. Lepiej żeby Sykes coś wymyślił, bo to on zawalił xd
    Haha wgl lałam się przy tym jak Nathan zniszczył tego blackberry. Już wiemy czemu Jay tak często zmienia telefony xd Nie no żartuję... Chociaż, kto wie xd?
    Kocham tych wariatów ♥
    Tylko Tamara czego tam chce? Nathan się na jej widok nie ucieszył! Kim ona do pip jest...? No czekam na kolejny, a ty wypoczywaj, a nie działy na bloga dawaj ♥
    Ale i tak się cieszę
    DO kolejenego ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahhh świetny jak zawsze :*!
    Mówiłam Ci już, że wielbię Twoje długie rozdziały *.* !
    Ale szkoda mi strasznie Kayli :(.
    Jej ojciec jest jakimś potworem...
    Jak On mógł jej przywalić kastetem :/?
    To straszne, że nie może teraz nawet normalnie żyć przez Niego :(.
    Haha te niecne plany Nath'a i Kayli :d.
    Ciekawe kiedy Chłopcy się skąpną xd.
    A co to za wtrącenie z restauracji :d.?!
    Co Oni się umówili czy co wszyscy na wszystkich 'lecą' xd.
    Biedny Blackberry Jay'a :d.
    A ta reakcja Jay'a normalnie hahaha xd.
    Ta Tamara wgl mi się nie podoba :/.
    A reakcja Nath'a też nie była zbyt dobra :d.
    Czekam na następny z niecierpliwością :*.
    Wstawiaj jak masz już napisane :).
    Weny !

    Mychaaa ;***.

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boziu... Kayla... :< Tak strasznie mi jej szkoda :( To aż zaskakujące i smutne, co musiała przeżyć w ''najpiękniejszych latach swojego życia'' :< Zamiast wspaniałego dzieciństwa, jej życie przypominało co najmniej jeden z najlepszych horrorów :< Kurcze.. Tak bardzo jej współczuję, że mam ochotę się rozpłakać :< Naprawdę jest mi smutno i nie mam ochoty na nic pozytywnego :< No, ale na szczęście u niej jakoś sytuacja się rozjaśniła... :) przyszli chłopcy i wgl :) Biedny Jay, kolejny jego Black przepadł :D I to w jaki ciekawy sposób ^^ W sumie można powiedzieć, że to ich wina bo wystraszyli Nath'a ^^ Tamara... kim jest Tamara? Jak na wstępie widać (albo to tylko mi się tak wydaje...;/) jest ściśle związana z Nath'em... No, a raczej była... kolejna zagadka do przemyślenia... Czuję się jak bohaterka książek Agathy Christie xD Rozdział jak zawsze świetny :* Piszesz tak leciutko - to już druga, wspaniała osoba, której to mówię. Otaczają mnie same utalentowane osoby. :3 Czuję się wśród Was źle >.< Nawet herbata nie pomaga, a to jest wyczyn! :D Już nie mogę się doczekać next'a! :) Do następnego.♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek powinnam na Ciebie nakrzyczeć, że dopiero teraz się dowiaduję o tym opowiadaniu.
    Oh my.. Jestem.. Pod wrażeniem ;*
    Bardzo podoba mi się ta historia :)
    Kayla eh.. Dobrze, że wszystko powiedziała Nathanowi, będzie jej lżej. Ale ta akcja na schodach i z tą ręką.. :p
    Jestem ciekawa co wyniknie z tą Tamarą..
    Czekam na nexta ;** :)

    OdpowiedzUsuń